Manchester United lepszy od Evertonu
Pierwszy sobotni mecz Premier League dla gości. Manchester United pokonał na wyjeździe Everton (3:1) dzięki czemu wrócił na właściwe tory po dwóch kolejnych porażek.
Bruno Fernandes ponownie stanął na wysokości zadania (fot. Reuters)
Starcie na Goodison Park było zapowiadane jako jeden ze szlagierów tego weekendu na angielskich boiskach. Nie mogło jednak być inaczej, skoro na boisku mieli się spotkać piłkarze dwóch grających ofensywny i ładny dla oka futbol.
Everton świetnie rozpoczął sezon, jednak ostatnio nieco spuścił z tonu. Jeśli zaś chodzi o Manchester United, to ten spisuje się od początku kampanii bardzo przeciętnie, a jakby tego było mało, w środku tygodnia doznał kompromitującej porażki z Basakshehirem w Lidze Mistrzów.
Tak jak można było się spodziewać, podopieczni Carlo Ancelottiego rozpoczęli sobotnie spotkanie ze sporym animuszem i już po nieco ponad kwadransie udało się im zaskoczyć rywala. W 19. minucie z piłką przed polem karnym United znalazł się Bernard, który zdecydował się płaskie uderzenie, którym zaskoczył Davida De Geę. Hiszpański bramkarz rzucił się w dobrym kierunku, ale nie zdołał sięgnąć futbolówki.
Goście nie zamierzali jednak składać broni i ruszyli do odrabiania strat. Najlepsi piłkarze Manchesteru zaczęli w końcu grać na poziomie, do którego przyzwyczaili kibiców i jeszcze przed przerwą nie tylko odrobili straty, ale nawet wyszli na prowadzenie.
W roli głównej wystąpił Bruno Fernandes, który najpierw skierował piłkę do siatki głową po dobrej wrzutce Luke’a Shawa, a następnie Jordana Pickforda zaskoczyło jego dośrodkowanie, którego nie zdołał przeciąć Marcus Rashford. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki.
Po sporych emocjach w pierwszej połowie, druga nie przyniosła już dla wielkich emocji. Everton próbował odpowiedzieć, ale James Rodriguez i Dominic Calvert-Lewin nie mieli swojego dnia, co przekładało się na ilość i jakość okazji bramkowych.
Manchester United nie dał już sobie wyrwać zwycięstwa, a jakby tego wszystkiego było mało, w doliczonym czasie gry kropkę na „i” postawił rezerwowy Edinson Cavani, który wykończy kontratak swojej drużyny.
gar, PiłkaNożna.pl