Manchester City gromi w stolicy
Nie było niespodzianki w pierwszym z dwóch zaplanowanych starć na linii Londyn – Manchester. Świeżo upieczony mistrz Anglii rozbił w delegacji walczącego o utrzymanie rywala (4:1).
Raheem Sterling był jednym z bohaterów meczu w Londynie (fot. Reuters)
Piłkarze obu drużyn przystępowali do niedzielnej rywalizacji w zgoła odmiennych nastrojach. Manchester City już jakiś czas temu zapewnił sobie mistrzostwo Anglii i w tym sezonie nie walczy już praktycznie o nic, poza rekordowymi statystykami. Nieco inaczej wygląda sytuacja West Hamu, który przegrał ostatnio wysoko z Arsenalem, a jego przewaga nad strefą zagrożoną degradacją z Premier League jest dość nikła.
Można więc było zakładać, że z większa determinacją do meczu na Stadionie Olimpijskim przystąpią gospodarze, którzy dzięki ewentualnej wygranej byliby już pewni pozostania w elicie. Ba, nawet remis postawiłby ich w bardzo korzystnej pozycji. Mimo mniejszej motywacji, na boisku od początku dominowali jednak goście, którzy długimi momentami utrzymywali się przy piłce, zmuszając rywali do bezustannego biegania i walki.
Z pozoru dość ospale akcje podopiecznych Pepa Guardioli, w ciągu kilku sekund przyspieszały i siały popłoch wśród obrońców „Młotów”. Długo na otwarcie wyniku nie musieliśmy więc czekać, a Adrian skapitulował już po upływie kwadransa. Na strzał ze skraju pola karnego zdecydował się Leroy Sane i wszystko wskazuje, że gdyby nie rykoszet, to bramkarz nie miałby z jego uderzeniem większych problemów. Piłka odbiła się jednak od głowy obrońcy WHU i kompletnie zaskoczyła golkipera, który mógł jedynie odprowadzić ją wzrokiem do siatki.
Gospodarze nie zdołali się jeszcze na dobre otrząsnąć po stracie pierwszego gola, a już Manchester City ukąsił po raz drugi. W 27. minucie przed bramką West Hamu doszło do sporego zamieszania, a wysuniętego przed bramkę Adriana próbował pokonać Raheem Sterling. Jego próba została zablokowana, jednak kilka sekund później wrzuconą przez Kevina de Bruyne piłkę, do siatki skierował… Declan Rice, który zdobył gola samobójczego.
Drużyna Davida Moyesa nie złożyła broni i jeszcze przed przerwą udało się jej odpowiedzieć. W 42. minucie sędzia powinien podyktować dla londyńczyków rzut karny, jednak popełnił błąd i mylnie dopatrzył się faulu, ale tuż za „szesnastką”. Decyzja zmieniona nie została, ale sprawiedliwości stało się zadość, ponieważ Aaron Cresswell idealnie przymierzył z wolnego i zdobył bramkę kontaktową. Wydaje się, że Ederson mógł zrobić w tej sytuacji dużo więcej.
Miejscowi kibice liczyli na to, że ich piłkarze postawią w drugiej połowie wszystko na jedną kartę i zaatakują odważniej, ale szybki cios Manchesteru sprowadził ich na ziemie. W 53. minucie Sterling wyłożył piłkę w polu karnym do Gabriela Jesusa, a ten mając przed sobą jedynie bramkarza, dopełnił formalności.
„Obywatele” byli wciąż głodni kolejnych goli i ani myśleli, by litować się nad rozbitym przeciwnikiem. Następną bramkę strzelił Fernandinho, który najpierw odebrał ją na połowie rywal, a następnie odegrał do dobrze ustawionego Sterlinga. Anglik przytomnie obsłużył swojego kolegę podaniem zwrotnym i temu nie zostało nic innego jak celnie przymierzyć. Brazylijczyk plamy nie dał i Adrian został zmuszony na czwartej już kapitulacji.
Kolejnych bramek w Londynie już nie obejrzeliśmy i mecz zakończył się zdecydowanym zwycięstwem gości. Manchester chce zakończyć sezon z jak największą liczbą punktów i nie zamierza odpuszczać żadnemu rywalowi, o czym West Ham United przekonał się niezwykle boleśnie.
gar, PiłkaNożna.pl