Jednym z najważniejszych elementów piłkarskiej edukacji w Polsce, oprócz kultowych pozycji w stylu „Ran”, była stacja DSF – obecnie Sport1. Nieodżałowane zimowe turnieje halowe, transmisje 2. Bundesligi, skróty spotkań w „Bundesliga Pur” i przede wszystkim „Doppelpass” – pierwszy i najlepszy talk-show poświęcony wyłącznie piłce nożnej.
MACIEJ IWANOW
Historia DSF i kultowość tej stacji w naszym kraju jest fascynująca. Wszak obok pozycji stricte sportowych starsze pokolenia doskonale pamiętają legendarne wręcz programy rozrywkowe typu „Takeshi’s Castle” czy „pasmo reklamowe” po godzinie 23. Mówisz nostalgia, myślisz DSF. „Doppelpass” powstał zaledwie dwa lata po uruchomieniu kanału. Jego pomysłodawcą był odpowiedzialny wówczas za ramówkę Kai Blasberg. Obecny szef stacji, Olaf Schroeder, w wywiadzie dla DWDL wspominał: – Blasberg bardzo chciał rozmawiać o piłce nożnej. Nie byliśmy początkowo zbyt entuzjastycznie nastawieni do pomysłu, by co niedzielę rano jechać na lotnisko, ale, gdy zobaczy się co z tego wynikło, było warto.
Na żywo z hotelu Kempinski
W zeszłym roku „Doppelpass” obchodził 25 urodziny. Do tej pory wyprodukowano grubo ponad tysiąc odcinków i mimo wielu wzlotów i upadków nie zapowiada się, by przerwano jego nadawanie. Niestraszna mu była ekspansja internetu, bo regularnie przyciągał przed telewizory ponad milion widzów. Pandemia też mu nie zagroziła, choć odebrała pewne atuty. Pierwszy „Doppelpass” został wyemitowany 3 września 1995 roku, a gośćmi byli Wolfgang Golz ze „SportBilda”, Rainer Holzschuh z „Kickera”, Wilfried Wittke z „Westfaelische Rundschau” oraz legendarny trener Udo Lattek w roli eksperta. Pierwszym moderatorem był Rudolph Brueckner.
Program od początku realizowany był w pięciogwiazdkowym hotelu Kempinski (później przemianowany na Hilton Munich Airport) na monachijskim lotnisku. Czołówka zmieniana była wielokrotnie – początkowo goście wchodzili na scenę zza kulis, później podjeżdżali samochodami bezpośrednio pod wejście. Nieodłączną częścią programu była publiczność.
W początkach „Doppelpass” mogło oglądać na żywo 160 widzów, liczba ta była stopniowo zwiększana. Bilety na show zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, a czas oczekiwania realizacji zamówienia wynosił nawet sześć miesięcy. Szczęśliwcy, którzy znaleźli się w studiu, mogli liczyć na darmowe pszeniczne piwo (obecnie już tylko bezalkoholowe). Podczas trwania programu rozdawano średnio ponad 350 kufli. Budowa studia zaczynała się o 6 rano, a rozbierano je dziewięć godzin później. To, co zawsze przyciągało wzrok, to z pewnością palmy. Prawdziwe, przywiezione z Kalifornii i specjalnie zabezpieczone włóknem szklanym. Obecnie w dobie pandemii emisja przeniosła się do studia Sport1 w bawarskim Ismaning. „Doppelpass” zaczynał jako godzinna audycja, by wydłużyć się do obecnego 2,5-godzinnego formatu.
„Doppelpass” miał trzech stałych moderatorów. Zaczynał od Rudiego Bruecknera. W marcu 2004 roku prowadzenie programu przejął Joerg Wontorra, a w 2015 roku zastąpił go Thomas Helmer, który wcześniej był stałym gościem. Według zgodnej opinii najlepszym i najbardziej wyrazistym prowadzącym był Wontorra. Można mu było zarzucić wiele, ale program prowadził z taką pewnością siebie, jak legendarny Thomas Gottschalk w „Wetten, dass…?” Wprawdzie Helmer podniósł wiarygodność programu na wyższy poziom poprzez swoją przeszłość znakomitego piłkarza, to jednak brakuje mu przebojowości, dociekliwości i ciętego języka – jest po prostu nudny. Od nowego sezonu Helmera zastąpi Florian Koenig z RTL, znany z transmisji Formuły 1. Clou programu zawsze byli goście. Ktoś szukał merytorycznych wypowiedzi ekspertów, szanowanych dziennikarzy piłkarskich, działaczy, ktoś odważnych i bezkompromisowych szpilek Mario Baslera. W „Doppelpassie” każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Pięć euro do świnki
Znakiem rozpoznawczym „Doppelpass” stała się niepozorna świnka skarbonka, Phrasenschwein, do której goście zmuszeni są wrzucić drobne, gdy użyją oklepanych zwrotów i bezsensownych ogólników typu „piłka jest okrągła”. Po raz pierwszy została użyta w 1998 roku, była niebieska i kupiono ją w pobliskim supermarkecie za niecałe dwie marki. Na koniec sezonu dochód przeznaczany jest na szczytny cel (przykładowo w lipcu 2020 przekazano w sumie 24 tysiące euro na pomoc dzieciom chorym na raka). Zaczynano od pięciu marek, po zmianie waluty było to trzy euro. Obecnie winowajcy muszą wrzucać już pięć euro. Phrasenschwein to absolutny fenomen. Wymyślony na potrzeby programu, dość szybko przedostał się do szerszego obiegu i jest regularnie używany w sytuacjach w ogóle nie związanych z oryginalnym programem. Często można go zauważyć na przykład w recenzjach filmów czy nawet w komentarzach politycznych. Przy okazji debaty przed wyborami do Landtagu w Hesji „Frankfurter Rundschau” pisał: – Gdyby we frankfurckim ratuszu stała Phrasenschwein, pod koniec wieczora byłaby pełna, aż po różowy pysk.
Phrasenschwein dorobiła się nawet własnego hasła w najważniejszym niemieckim słowniku „Duden”. Nie może pochwalić się tym każdy program telewizyjny.
Nigdy nie było nudno
Zapraszając wyrazistych gości czy ekspertów, można było spodziewać się nieoczekiwanych zwrotów akcji i elektryzujących publiczność wypowiedzi. Na nudę nie można było narzekać. To właśnie podczas emisji „Doppelpass” Uli Hoeness powiedział swoje najsłynniejsze zdanie o Lotharze: – Dopóki ja czy Karl-Heinz Rummenigge mamy coś do powiedzenia w klubie, nie będzie on nawet greenkeeperem na nowym stadionie.
I dalej Uli: – Guenther Jauch nazywa go (Klinsmanna) Obamą niemieckiego futbolu. Muszę szczerze powiedzieć: jeśli on jest Obamą, to ja jestem Matką Teresą. O wybrykach Olivera Kahna: – Każdego dnia jeździłem rano do biura i z obawą pytałem siebie czy obrabował bank, czy kogoś pobił. Nieraz grał w golfa, gdy my rozgrywaliśmy mecz. O Claudii Strunz/Effenberg: – Do pani Strunz mam tylko dwa zdania. Mam nadzieję, że Stefan ma wystarczająco dużo pieniędzy, by ją utrzymywać. Bo najpierw rzuca się w ramiona Thomasa Strunza, a jak pieniędzy jest mniej, to idzie do Stefana Effenberga. I oczywiście całkiem niedawne zdanie, z którego do tej pory wielu ma ubaw: – Gdybyście tylko wiedzieli, co mamy już przygotowane – mówił o transferach Bayernu.
Udo Lattek był wyjątkowo barwną osobą i nie przebierał w słowach. O Louisie van Gaalu powiedział: – Jest wyjątkowym trenerem, ale jako człowiek jest dupkiem. O konflikcie pomiędzy Clemensem Toenniesem i Felixem Magathem: – Radziłbym żeby poszli razem do pokoju, zgasili światło i dali sobie po mordzie. O 1. FC Koeln: – Na stadionie w Kolonii zawsze panuje świetna atmosfera. Właściwie tylko zespół przeszkadza. O Hoenessie: – Każdy kto zna Uliego, ten wie, że jest napompowany jak balon aż po czubek. Brakuje tylko kogoś, kto przekłuje go szpilką i odleci. O sędziach: – Sędzia liniowy trzy razy sygnalizował spalonego Rummenigge, mimo że ten na nim nie był. Poszedłem do niego i powiedziałem, że jeszcze raz pomacha chorągiewką, to go walnę nią w głowę. Potem Kalle był na trzymetrowym spalonym i strzelił zwycięskiego gola, ale liniowy bał się cokolwiek powiedzieć. O polityce transferowej Schalke: – Schalke musi przemyśleć zakupy. Wolałbym w Holandii kupić przyczepę kempingową niż piłkarza.
Reiner Calmund o fenomenie Udo Lattka: – Gdy Udo nasra na ulicy, ludzie powiedzą: patrz jak dobrze nasrał. Nawet jeszcze paruje! Dieter Hoeness o Mario Baslerze: – Mario miał naprawdę fantastyczne podbicie. Gdyby tylko jego mózg był tak samo rozwinięty jak prawa stopa, byłoby wspaniale.
Zresztą Basler też rzadko gryzł się w język: – Musisz być szczery. Nikt nie ma już własnego zdania. Można było powiedzieć: grałem dzisiaj gówno. Dzisiaj mówią tylko: przeciwnik był lepszy. O coraz to nowszych kontuzjach: – Zapalenie kości łonowej? Ja też je miałem… Ale nie z powodu gry w piłkę nożną!
Joerg Wontorra zapytany czego żałuje podczas 11-letniej przygody z „Doppelpass” powiedział, że tylko jednego: oskarżenia Rudiego Assauera o rzekomy alkoholizm. W trakcie jednego z odcinków zapytał: – Do jakiego stopnia menedżer powinien uważać, by jego pożywienie nie było płynne cały dzień? Wywołał tym wielkie oczy widowni. Krótko potem Wontorra przeprosił w ślad za stacją. Assauer ścierał się z Wontorra nie jeden raz. Gdy moderator zapytał menedżera Schalke czy dożyje mistrzowskiej patery dla klubu, ten bezlitośnie odparł: – Panie Wontorra, nie wiem, czy przeglądał się pan dzisiaj w lustrze, ale jest pan dwadzieścia lat młodszy ode mnie, a wygląda na czterdzieści więcej. Ja przeżyję jeszcze mistrzostwo dla Schalke. Ale pytanie brzmi, czy pan będzie wtedy jeszcze siedział na tym krześle. Wontorra opowiedział też o spotkaniu z Rudim Voellerem na lotnisku. Stewardessa zapytała Voellera: – Are you ready? – „No, I am Rudi.”
Niedzielny rytuał
Oglądanie „Doppelpass” stało się rytuałem. Kultowy program trwa i będzie trwać – według popularnego motta: Jeśli piłka nożna jest religią, to „Doppelpass” jest mszą świętą. Magazyn wpisał się w niemiecką kulturę piłkarską. Przez lata osiągnął status, jaki mogły podzielić tylko nieliczne programy telewizyjne. Po dobrych dwóch godzinach nawet bierni widzowie nieobeznani w bieżących wydarzeniach piłkarskich, bardzo dobrze wiedzieli, co dzieje się na „scenie”. Poniedziałkowe dyskusje w pracy często zaczynały się i dalej zaczynają od omówienia „Doppelpass” z dnia poprzedniego. Wprawdzie czasy, gdy wydawało się, że całe Niemcy oglądają program dawno minęły, to jednak „Doppelpass” zachował swój status. Dla każdego, kto interesuje się piłką nożną w Niemczech „poranny kufelek piwa” jest nadal punktem obowiązkowym.
TEKST POJAWIŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (17/2021)