Kiepska passa Evertonu trwa
Skoro było tak dobrze, czemu teraz jest tak źle? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć Carlo Ancelotti. Jego piłkarze przegrali dziś z Newcastle.
Carlo Ancelotti nie mógł dziś skorzystać z czterech podstawowych piłkarzy. (fot. Reuters)
The Toffees rozpoczęli sezon w zjawiskowym stylu – po czterech kolejkach mieli na koncie komplet punktów i zajmowali pozycję lidera – lecz minione mecze były w ich wykonaniu średnie, a nawet złe. Najpierw zremisowali z Liverpoolem, potem ulegli Southampton. Co gorsza, zespół prowadzony przez
Carlo Ancelottiego dosięgły problemy natury dyscyplinarno-zdrowotnej.
Efekt? W dzisiejszym spotkaniu ekipa z Merseyside musiała sobie radzić bez
Seamusa Colemana (kontuzja),
Lucasa Digne’a,
Richarlisona (obaj pauzowali za czerwone kartki) oraz
Jamesa Rodrigueza. Kręgosłup drużyny został przetrącony. Gdyby tego było mało, między słupkami bramki stanął sprowadzony latem
Robin Olsen.
Brak czołowych piłkarzy mocno dał się gościom we znaki. Dominic Calvert-Lewin i spółka od pierwszego gwizdka arbitra nie przypominali samych siebie z początkowych kolejek rozgrywek. O ile Everton dłużej utrzymywał się przy piłce, o tyle to Newcastle stwarzało sobie groźniejsze sytuacje do wyjścia na prowadzenie. Najbliższy powodzenia był Allan Saint-Maximin, który w sytuacji sam na sam z golkiperem rywali uderzył prosto w interweniującego przeciwnika.
Gospodarze udokumentowali swoją dobrą grę dopiero w 56. minucie. Andre Gomes sfaulował Calluma Wilsona, a ten pewnie wykorzystał rzut karny. To piąte trafienie Anglika w tym sezonie.
W końcówce były napastnik Bournemouth skompletował dublet, czym przypieczętował zwycięstwo jego drużyny. Honorowe trafienie Calverta-Lewina zdało się na nic.
Dzięki zdobyciu trzech punktów Sroki awansowały na dziesiąte miejsce w tabeli Premier League. Everton jest drugi.
sar, PiłkaNożna.pl