Kędziora między mistrzostwami a transferem. Namierzony przez orła
Po AS Monaco zgłosiło się Lazio Rzym, którego 2 miliony euro żądane przez Lecha na pewno nie przestraszą. Charakterem Tomasz Kędziora bardziej pasowałby do Rzymu.
TOMASZ LIPIŃSKI
Na wstępie zastrzeżenie – konieczne, żeby bardziej nie drażnić wystarczająco już rozdrażnionych kibiców. Poza nawias transferowych spekulacji wyrzucamy młodzieżowe mistrzostwa Europy.
Dekadę młodszy
Gdyby sugerować się opiniami wystawionymi przez Słowaków, Szwedów i Anglików, Kędziora musiałby z podkulonym ogonem wracać do Lecha, a nie myśleć o zagranicznej karierze. Jednak tak kategorycznie myśleć nie można. Przypadek Piotra Zielińskiego wiele nauczył: na Euro 2016 kiep, który tylko do Empoli pasuje, a parę miesięcy później oczko w głowie całego piłkarskiego narodu.
Kędziorze aż tak zawrotna kariera nie grozi, jest w innym jej punkcie, niż był Zieliński rok temu, a przede wszystkim jest zupełnie innym piłkarzem. Na pewno Lazio to byłoby dla niego coś dużego, nawet na wyrost, i nie należy się tego bać. Polityka rzymskiego klubu, spod znaku orła, polega na tym, żeby niedrogo kupować piłkarzy poniżej wymaganego na początku poziomu, żeby w stosunkowo krótkim czasie poddać obróbce i podnieść ich wartość. O takie przykłady w Lazio potykamy się na każdym kroku, zabrakłoby miejsca na ich wymienienie.
Polak trafiłby pod skrzydła Simone Inzaghiego, który zestawia czteroosobowy blok defensywny. Na prawym boku króluje Dusan Basta. Jeszcze w najbliższym sezonie nie do ruszenia, bo i regularny, i błyskotliwy, ale już prawie 33-letni. Nie pogra długo na obecnym poziomie i przede wszystkim na nim już się nie zarobi. Dlatego potrzebny dubler i w nie tak odległej perspektywie następca Serba. O dekadę młodszy obrońca Lecha znalazł się na wąskiej liście kandydatów. Co za nim przemawia?
Lepszy cwaniak
Kędziora tak bardzo utożsamia się z Lechem, że można go albo uwielbiać, jak przy Bułgarskiej, albo nie cierpieć, jak na innych stadionach w Polsce. Dla wyniku i zespołu wskoczyłby w ogień i pokalał ręce najbrudniejszą robotą. Mieści się w nim i piłkarska, i kibicowska pasja. Jest wyrazisty. Ma diabełka za skórą, którego podpowiedzi lubi posłuchać. Coś na ten temat mógłby powiedzieć Sławomir Peszko, który oczywiście święty nie jest, ale w osobie obrońcy Kolejorza trafił na lepszego cwaniaka. Słowne wycieczki uprawiane w marcowym meczu Lech – Lechia przez Kędziorę sprowadziły na manowce Peszkę, którego pobyt na boisku skróciły ojcowskie wytarganie prowodyra za ucho i wyrównujący rachunki cios z łokcia. Peszko się wyżył, a Kędziora osiągnął cel.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (26/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”