Przejdź do treści
Imaz trafi do egzotycznej ligi?

Polska Ekstraklasa

Imaz trafi do egzotycznej ligi?

Najlepszy spośród ligowych snajperów w obecnym sezonie będzie prawdopodobnie zarazem jednym z najsłabszych w XXI wieku. O koronie króla strzelców Ekstraklasy mocno myśli choćby Jesus Imaz, który przecież nominalnym napastnikiem nie jest.



Jak z twoją nauką języka polskiego?
Coraz lepiej – odpowiada Imaz. – Praktycznie wszystko rozumiem, coraz więcej mówię. Z chłopakami w szatni staram się rozmawiać właśnie w języku polskim, ale kiedy muszę wypowiedzieć się oficjalnie, to jeszcze nie czuję się na tyle swobodnie, by mówić po polsku. Popełniam sporo błędów, ale z tego co mówią chłopaki, spokojnie można się ze mną dogadać. Na żadne lekcje nie chodzę, choć kiedyś mieliśmy obowiązek, aby regularnie uczęszczać. Czułem się tam jednak jak przedszkolak. Literki, cyferki, dni tygodnia, kolory – za stary jestem na takie tematy! Wolę się uczyć w praktyce, oglądam polską telewizję, słucham polskiego komentarza podczas meczów, a to mi sporo pomaga.

Jagiellonia może czuć się już bezpieczna w lidze?
Jeszcze nie, ponieważ do zakończenia rozgrywek mamy trochę kolejek, więc wszystko się może zdarzyć. Wygraliśmy ważne mecze, powiększyliśmy przewagę nad strefą spadkową, ale cały czas jesteśmy w gronie drużyn, które są zamieszane w walkę o utrzymanie. Potrzebujemy punktów i dopóki będą matematyczne szanse na spadek, to nie powiem, że jesteśmy bezpieczni.

W spotkaniu z Lechią zmarnowałeś dwa rzuty karne.
Takie rzeczy zdarzają się w piłce. Kiedy przyszedłem do Jagiellonii z Wisły Kraków wykorzystałem siedem rzutów karnych z rzędu. Wszyscy wtedy mówili, że wykonuję je po profesorsku. Dzisiaj, kiedy zmarnowałem trzy, a tak naprawdę w statystykach dwa z rzędu i ludzie twierdzą, że nie potrafię strzelać z jedenastu metrów. Biorę oczywiście za to pełną odpowiedzialność i zdaję sobie sprawę, że powinienem był je wykorzystać. Jeśli w kolejnych spotkaniach mielibyśmy napisać podobny scenariusz, czyli ja nie strzelam gola, robi to ktoś inny, ale wygrywamy – biorę to w ciemno. Nie mam problemu z tym, aby ktoś inny wykonywał rzuty karne. Jestem zły na siebie, ale prawda też jest taka, że jeśliby ta druga jedenastka wpadła po uderzeniu niczym Panenka, to wszyscy by mówili, że mam nerwy ze stali. Pomyliłem się, wiele osób podważa tę decyzję, ale ja mogę odpowiedzieć tylko w następnym meczu.

Kto będzie strzelał kolejnego karnego dla Jagi?
Nie wiem. Marc Gual też ostatnio nie wykorzystał jedenastki, a wcześniej strzelił w ten sposób kilka goli z rzędu. U nas nie było do tej pory ścisłej kolejności wśród wykonawców rzutów karnych. Jestem ja, Marc, Nene i dopiero na boisku decydujemy, kto się czuje na siłach w konkretnym spotkaniu. Z Lechią chciałem przerwać tę serię niewykorzystanych rzutów karnych, czułem się na siłach, ale nie wyszło i mogę tylko przeprosić.

Jesteś zadowolony ze swojej formy w tym sezonie?
Pół na pół. Jestem w czołówce strzelców, ale tak naprawdę mogłem mieć o kilka goli więcej na koncie, ponieważ miałem sporo sytuacji. Proszę jednak pamiętać, że nie jestem typowym napastnikiem, a ofensywnym pomocnikiem, choć lubię przebywać w polu karnym. W Ekstraklasie jest wielu dobrych napastników, którzy w normalnych okolicznościach powinni mieć około 20 goli.

To jeden z najgorszych sezonów w XXI wieku w Ekstraklasie pod tym względem.
Nie wiem z czego to wynika, ale dzięki temu mogę zostać królem strzelców! Przecież rok temu Ivi Lopez miał na koncie 20 bramek, Mikael Ishak niewiele mniej, a w tym sezonie są na moim poziomie.

Chciałbyś zostać królem?
Pewnie! To byłaby wspaniała rzecz nie tylko dla mnie, ale także dla całego klubu. Gramy zły sezon, walczymy o utrzymanie, a na koniec moglibyśmy pochwalić się najlepszym strzelcem w lidze. Wiadomo, że wolałbym walczyć o najwyższe cele i nie mieć szans na koronę króla strzelców, ale w obecnej sytuacji to byłby taki sygnał, że mamy słabe wyniki, ale tak naprawdę mamy w kadrze dobrych zawodników. Zresztą nie tylko ja mam szansę, aby zostać królem strzelców, bo w czołówce jest też Marc. Dobrze współpracujemy, wypracowaliśmy wspólnie sporo goli. Łącznie zdobyliśmy 21 bramek! Ogólnie mamy ze sobą bardzo dobry kontakt nie tylko na boisku, ale także poza nim. My tak naprawdę nie rywalizujemy ze sobą o koronę króla strzelców, a po prostu pomagamy jeden drugiemu. Jesteśmy bardzo dobrymi kolegami i dlatego tak to wygląda. Gdybyśmy się ścigali o króla strzelców, to nasza współpraca byłaby zdecydowanie gorsza, bo jeden by nie pomagał drugiemu. To jest jednak dodatek. Spędzamy ze sobą dużo czasu poza klubem.

Będziesz za nim tęsknił?
Szczerze? Pewnie, że tak! To mój bardzo dobry kolega. Widzisz jak wygląda nasza współpraca na boisku, ale tak jak mówiłem, mamy ze sobą też świetny kontakt w życiu prywatnym. Odkąd trafiłem do Jagi, zawsze mam dobre relacje z napastnikami – Patryk Klimala, Jakov Puljić, teraz Gual.

A ty sam czujesz się napastnikiem?
Nie jestem wysoki, silny, dobrze zbudowany, więc w Ekstraklasie trudno się odnaleźć na tej pozycji. Wiele osób mówi, że jestem zarówno napastnikiem jak i ofensywnym pomocnikiem, ale ja lepiej się czuję jako dziesiątka. OK, czasami z konieczności mogę zagrać na szpicy, ale wolę mieć przed sobą jeszcze jednego zawodnika. Wolę schodzić niżej na boisku, brać udział w budowaniu gry.

Co do Guala: próbowałeś go przekonać, aby został w Jagiellonii na dłużej?
Sporo rozmawialiśmy, ale on podjął decyzję już znacznie wcześniej. Jest w dobrym wieku dla piłkarza, ma w sobie jeszcze rezerwy i chce poszukać nowych wyzwań w innym miejscu.

Jaki jest problem w Jadze w obecnym sezonie?
Odpowiem tak samo, jak mówiłem rok i dwa lata temu: nie mam pojęcia. Mamy dobrych piłkarzy z niezłą jakością, fajny zespół, ale nie potrafimy tego przełożyć na boisku. Jesienią złapaliśmy serię kilku spotkań bez porażki i później wydarzyła się katastrofa w Zielonej Górze w Pucharze Polski. W tamtym momencie wszystko się posypało. Do końca rundy nie byliśmy w stanie wygrać już żadnego meczu… Teraz mamy nowego trenera, który wpuścił do szatni trochę świeżego powietrza. Trener Adrian Siemieniec zna ten klub bardzo dobrze, jest tu długo, zaczęliśmy z nim od niezwykle ważnego zwycięstwa nad Lechią i zobaczymy, co będzie dalej. W ostatnim czasie nie przegrywaliśmy, to fakt, ale też nie wygrywaliśmy.

Byliście drużyną w lidze, która najdłużej nie wygrała na wyjeździe w tym sezonie.
Kiedy grałem w Segunda Division miałem podobną sytuację. Mieliśmy dobry zespół, jakościowych piłkarzy, ale przeżywaliśmy bardzo trudny czas. Nie wygraliśmy wówczas ani jednego spotkania na wyjeździe i skończyło się to spadkiem. W końcu tę serię przerwaliśmy w Płocku, choć przegrywaliśmy przecież 0:2, ale się podnieśliśmy. Były takie spotkania w delegacjach, kiedy graliśmy dobrze, stwarzaliśmy sobie sytuacje, a nagle dostawaliśmy bramkę i nie potrafiliśmy się podnieść. Mamy też problem z „zabijaniem” meczów. Strzelamy gola na 1:0 i nie potrafimy pójść na ciosem, aby dorzucić drugie trafienie… W Ekstraklasie nawet wynik 2:0 nie daje ci spokojnego prowadzenia, co pokazało nasze spotkanie w Płocku.

Jak oceniasz współpracę z waszym już byłym trenerem?
Maciej Stolarczyk? Z całego serca chcę go przeprosić za nasze wyniki… Znam go doskonale. Pracowałem z nim w Wiśle Kraków, więc kiedy przed sezonem podpisał kontrakt z Jagiellonią bardzo się ucieszyłem. Wyniki nie były zadowalające, więc klub zdecydował się na zmianę. Mieliśmy walczyć o górną połowę tabeli, a dzisiaj bronimy się przed spadkiem – nie tak to miało wyglądać, mieliśmy inne założenia przed sezonem. Mam jednak o nim dobre zdanie.

Adrian Siemieniec jest siódmym trenerem, u którego zagrałeś w barwach Jagiellonii. Trochę sporo jak na cztery lata.
Dużo, to prawda. Ciągłe zmiany trenerów, to zmiany taktyki, systemów, pomysłów, nastawienia… Przykład Rakowa pokazuje, że warto zaufać jednemu trenerowi, dać mu czas i pozwolić w spokoju na pracę.

Ale Raków za kadencji Marka Papszuna cały czas się rozwija, idzie do przodu, w każdym sezonie osiąga lepszy wynik.
Masz rację, ale chodzi mi o to, że tam trener ma spokój i komfort pracy. Jeśli wierzysz w jednego trenera, to daj mu chociaż rok na pokazanie swoich możliwości. U nas te zmiany są cały czas, a za chwilę może dojść do jeszcze większej przebudowy drużyny, kiedy zobaczysz, ilu zawodnikom kończą się umowy. A nowi piłkarze też potrzebują czasu, by się zaadaptować w nowym miejscu…

Ty masz długi kontrakt, który podpisałeś rok temu. Byłeś blisko Lechii Gdańsk?
Rozmawialiśmy, ale nie chciałem podpisać dwuletniej umowy z opcją na kolejny rok. Miałem kilka opcji, aby odejść. Chciałem stabilizacji, a w Białymstoku czuję się jak w domu. Oczywiście liczyłem, że będziemy walczyć o coś więcej niż utrzymanie, bo jestem ambitnym człowiekiem. Powiedziałem sobie, że jeśli dostanę ofertę na podobnym poziomie, co w Jagiellonii, to na pewno zostanę w Białymstoku.

Patrząc na tabelę, podjąłeś chyba i tak dobrą decyzję?
Na to wygląda, choć nie wiadomo co by było, gdybym był w Lechii. Może drużyna byłaby wyżej w tabeli?

Miałeś ofertę z Legii?
Nie. Miałem kontakt z Kostą Runjaicem, ale już dawno temu, kiedy był trenerem Pogoni Szczecin.

Nie rozważałeś opcji zagranicznych?
Miałem konkretną propozycję z ligi indyjskiej. Oferowali kontrakt na niezłym poziomie, ale z rodziną uznaliśmy, że to nie jest czas na egzotyczny wyjazd. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Wolę zostać w miejscu, gdzie mniej zarobię, ale mam spokój i rodzinę, która czuje się szczęśliwa. Były też zapytania z drugiej ligi hiszpańskiej, ale z klubów, które o nic nie walczą. Uznałem, że to jeszcze nie czas, aby wracać do Hiszpanii. Kiedy będę kończył karierę, to na pewno wrócę do swojego miasta i klubu.

Zostaniesz do końca kontraktu w Jagiellonii?
Mam jeszcze dwa lata kontraktu, więc jest taka szansa, ale zobaczymy, co się wydarzy. Zimą było zapytanie z Arabii Saudyjskiej, być może wrócą do rozmów latem.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024