Higuain. As czy upadły gwiazdor?
Cztery lata temu kosztował Juventus okrągłe sto milionów dolarów, teraz został oddany za darmo do Interu Miami. Dla Davida Beckhama jest jednak gwiazdą, jakiej potrzebował w pierwszym roku istnienia klubu z Florydy. Oczekiwania i presja są jednak ogromne, a początek nie imponuje.
W Europie Gonzalo Higuain się skończył, ale w Stanach Zjednoczonych podpisał bajoński kontrakt – wart siedem milionów dolarów rocznie (foto: Łukasz Skwiot)
MARCIN HARASIMOWICZ
LOS ANGELES
Minęły już czasy, gdy niemal każdy zawodnik ze znanym nazwiskiem bezwarunkowo podbijał USA. Teraz na status gwiazdy Major League Soccer trzeba zapracować. Carlos Vela okazał się najlepszym piłkarzem ligi w ubiegłym sezonie i liderem LAFC, ale już jego kolega z reprezentacji Meksyku Javier Chicharito Hernandez to największe transferowe nieporozumienie ostatnich lat. Kibice Galaxy przecierają oczy ze zdumienia, obserwując nieudolne występy mającego wyraźną nadwagę byłego napastnika Manchesteru United. Diego Rossi jest najlepszym snajperem bieżących rozgrywek i coraz częściej mówi się o jego rychłym transferze do klubu z czołowej ligi europejskiej, ale kolega z tej samej drużyny (LAFC) oraz urugwajskiej młodzieżówki, gdzie uchodził za większy talent, Bryan Rodriguez ciągle nie może zaaklimatyzować się w nowym otoczeniu. W dwudziestu dwóch dotychczasowych meczach oddał aż 60 strzałów, a zdobył zaledwie dwa gole, co jest statystyką zatrważającą.
Zdjęcie w Miami
Teraz duet rozpoznawalnych piłkarzy trafił – zgodnie z oczekiwaniami – do klubu Davida Beckhama w Miami. Słynny Anglik miał być magnesem na gwiazdy i szybko zabrał się do roboty. Do mistrza świata Blaise’a Matuidiego dołączył jeden z najlepszych napastników świata minionej dekady, Gonzalo Higuain. Napisać jednak, że uczynił to będąc na największym zakręcie kariery, to nic nie napisać. – Skusiły mnie ambicje klubu. To świetny projekt, zbudowany na bardzo solidnych fundamentach, do tego znajdujący się w bardzo pięknym mieście – powiedział El Pipita podczas zoom-konferencji.
Transfer został przeprowadzony tak błyskawicznie, że nie ukrywano powszechnego zaskoczenia. Od pierwszych pogłosek do zdjęcia Higuaina na lotnisku w Miami w towarzystwie jednego ze współwłaścicieli klubu minęło zaledwie kilka dni. Wtedy jeszcze nikt oficjalnie niczego nie komentował, ale stało się przesądzone, że obie strony doszły do porozumienia. Słynny Argentyńczyk zadebiutował w spotkaniu z Philadelphia Union, przegranym z kretesem 0:3, w którym nie tylko zmarnował rzut karny, ale znajdował się w cieniu najlepszego na boisku… Polaka Kacpra Przybyłki. Później nie było dużo lepiej. Inter znów uległ – tym razem nowojorskiemu FC, z którym wiązano niedawno Leo Messiego.
Dwa mecze, dwie porażki, początek niezbyt imponujący, ale w Miami nikt nie panikuje. To debiutancki sezon Interu w MLS, a debiutanci w Ameryce zawsze mają pod górkę. Ale… Pewne niepokojące objawy widzieliśmy już w pierwszym meczu, gdy Higuain – sprowokowany przez piłkarzy Union, którzy nabijali się z niego po przestrzelonej jedenastce, dał się wyprowadzić z równowagi i omal nie skończyło się bijatyką.
– Zauważyłem brak szacunku, więc zareagowałem. Jestem emocjonalną osobą, nie mogłem tego zaakceptować ani tolerować. Miałem na sobie pięciu rywali, to prowokacja! – wściekał się Argentyńczyk. Zraniona duma niegdyś jednego z najlepszych piłkarzy świata? Tak, ale nie bez powodu.
Degrengolada
Pamiętamy El Pipitę, gdy jako młody, głodny chwały snajper okazał się objawieniem w Realu Madryt, a także gdy uczynił z Napoli jedną z najlepszych drużyn Serie A – nie w tym stopniu, co wcześniej jego słynny rodak Diego Maradona, ale niemniej na status niekoronowanego króla Neapolu zapracował. Szybko stał się jednak najbardziej znienawidzoną osobą w mieście, gdy jako najdroższy piłkarz z Ameryki Południowej w historii przeszedł do Juventusu. Na Południu Włoch palono koszulki z jego nazwiskiem, a na północy – oczekiwano wieloletniej supremacji w Serie A oraz triumfu w Champions League. W pierwszym sezonie Higuain spełnił oczekiwania, strzelając 24 gole, później było już tylko gorzej. Najpierw wypożyczono go do Milanu, następnie do Chelsea, gdzie okazał się całkowitym nieporozumieniem, a wreszcie na początku września rozwiązano umowę za porozumieniem stron. Od kiedy Juventus dwa lata temu ściągnął Cristiano Ronaldo, brzydko starzejący się piłkarsko Argentyńczyk nie był w Turynie do niczego potrzebny. Zawodnik, za którego zapłacono sto milionów dolarów odszedł za darmo. Nigdy w dziejach futbolu nie spuszczono takiej gotówki w toalecie. Mało tego, w Europie kontrahenci nie ustawiali się w kolejce po usługi Higuaina, jak choćby po Edinsona Cavaniego, który trafił do Manchesteru United czy Alexisa Sancheza, którego z chęcią wykupił Inter Mediolan. Jego nazwisko nie pojawiało się w transferowych spekulacjach przy nazwach gigantów europejskiej piłki. To już nie jest spuszczenie z tonu, to prawdziwa degrengolada!
Dlatego Inter Miami dostał piłkarza o wielkim nazwisku, ale jednocześnie na poważnym zakręcie, bez gwarancji, że to już nie jest koniec. Tutaj może się odbudować albo odcinać kupony od dawnej sławy – tym bardziej że wcale nie został kupiony ze zniżką, a wręcz wprost przeciwnie. Podpisał najwyższy kontrakt w całej MLS, gwarantujący 7 milionów dolarów rocznie. Oczywiście mniej niż Juve, ale tam zarobił wystarczająco dużo.
Kogo tak naprawdę dostał klub Becksa? Czy napastnika, który strzelił 306 bramek w 631 oficjalnych występach w klubie oraz 31 w 75 spotkaniach reprezentacji Argentyny? A może raczej wypalonego gwiazdora o wielkim ego, który zawiedzie na całej linii, jak w Chelsea? W Miami liczą na pewno na jego rozpoznawalność oraz gole – w 11 ligowych meczach przed jego przyjściem, beniaminek zdobył ich zaledwie dziewięć, co stanowi drugi najgorszy bilans w MLS.
– To będzie piękne doświadczenie – zapowiada Higuain, ale nie wiemy, czy ma na myśli codzienne wizyty na South Beach, czy może bardziej poprowadzenie Interu do mistrzowskiego tytułu. A może jedno i drugie? Beckhama zna jeszcze z czasów, gdy ten był gwiazdą Realu, w którym on sam stawiał pierwsze kroki w światowym futbolu (nie licząc dojrzewania jako nastolatek w River Plate). Status gwiazdy Major League Soccer wyrobił sobie natomiast jego starszy brat Federico, który w 2012 roku podpisał kontrakt z Columbus Crew i gra w Ameryce do dziś – obecnie występuje w DC United. Jego dorobek (57 goli, 63 asysty) musi budzić uznanie. Gonzalo przyznał, że przed emigracją za ocean konsultował się właśnie z Federico, który gorąco polecał mu ten kierunek.
Małżeństwo z rozsądku
– Znam Gonzalo od dawna, ale głównie z oglądania jego meczów w telewizji i wiem, że perfekcyjnie pasuje do modelu zawodnika, jakiego szukaliśmy i potrzebowaliśmy – powiedział trener Interu Diego Alonso. – Świetnie powinien się także zaadaptować w tej lidze. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, co widziałem od pierwszego dnia jego pobytu w klubie, a mianowicie zaangażowanie. On się w pełni poświęci dla zespołu
Sam Higuain stwierdził: – Nie da się zbudować elitarnego zespołu w ciągu jednego dnia. Dochodzisz do tego pracą, wiarą oraz wiedzą, że będą dobre, a także złe momenty. Wtedy budujesz swoją wartość. Gdy twoja głowa staje się chłodna, a twoje serce coraz gorętsze, wtedy uczysz się jak dominować na boisku i wejść na kolejny poziom.
Oczekiwania są jednak olbrzymie – nawet względem napastnika, który w ubiegłym sezonie zdobył łącznie osiem bramek. To jego najgorszy wynik od czasów, gdy zaczynał jako 18-latek w Realu Madryt, w ostatnim sezonie w barwach Królewskich swojego obecnego pracodawcy – Davida Beckhama. Teraz spotykają się po raz drugi, ale w zupełnie innych okolicznościach. Jeden – multimilioner i rekin biznesu zasiadający w loży z filiżanką herbaty w dłoni, a drugi – wyciskający z siebie poty na boisku, aby raz jeszcze przekonać niedowiarków, że to nie koniec. Czy to małżeństwo z rozsądku i sentymentu przetrwa dłużej niż jeden rok? Pierwsze koty za płoty, ale niczego wykluczyć nie można…
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 41/2020)