Finał Copa del Rey oczami Valverde: Nie jest źle?
Człowiekiem, który w szczególny sposób oglądał wczorajszy finał Pucharu Króla, był Ernesto Valverde. Bask niebawem oficjalnie zostanie ogłoszony nowym trenerem Barcy i miał ostatnią okazję by wyciągnąć wnioski potrzebne do podjęcia kluczowych decyzji. Jak wyglądał ten mecz jego oczami, na co zwracał uwagę? Nie wypowiedział się w tym temacie, dzięki czemu możemy pobawić się w zgadywanie.
Foto: Łukasz Skwiot
Na pewno bacznie obserwował, jak spisze się prawy obrońca, bo wszyscy powtarzają, że od sprowadzenia gracza na tę pozycję należy zacząć transfery. Javier Mascherano długo nie pograł, zszedł z kontuzją. Zastąpił go Andre Gomes i zaliczył bardzo udany występ. Pokazał, że czuję tę pozycję. Był zawsze tam, gdzie trzeba, błyskawicznie znalazł nic porozumienia z Leo Messim, a to dla prawego defensora rzecz najważniejsza, o czym długo mógłby opowiadać Dani Alves. W końcówce zaś do gry po kilkumiesięcznej pauzie powrócił Aleix Vidal. Dokładając Sergiego Roberto, obsada tej pozycji wcale nie wygląda źle – może lepiej byłoby kasę zainwestować gdzie indziej?
Na przykład w środek pomocy. Ivan Rakitić i Andres Iniesta w zasadzie udźwignęli ciężar meczu, ale nad poprzeczką przefrunęli ledwo, ledwo. A przecież nie była ona zawieszona na maksymalnej wysokości. Hiszpan i Chorwat nie dominowali nad środkiem pola w starciu z Marcosem Llorente i Manu Garcią. Niestety, widać wyraźnie, że ich czas się kończy, że trzeba szukać lepszych, bardziej energetycznych zawodników.
Uważnie też oglądał Valverde grę Paco Alcacera. Bo przecież dotychczas odpowiedź na pytanie, czy jest on godny pozycji czwartego napastnika w Barcelonie, była negatywna. Alcacer strzelił jednak gola jak rasowy środkowy ataku. Przy trafieniu na 2:0 przepuścił piłkę do Neymara czym pokazał, że potrafi współpracować z gwiazdorami w akcjach o najwyższym poziomie komplikacji. Nie należy go zatem chyba skreślać, nie warto pozbywać się zawodnika, który w końcu, zdaje się, złapał, o co chodzi w grze Barcy i zaczynać proces wdrażania nowego.
El Txingurri zastanawiał się w końcu, jak najlepiej wykorzystać potencjał Messiego i Neymara. A wczorajszy mecz pokazał raz jeszcze, że winni oni grać jak najbliżej siebie, bo razem stanowią o wiele groźniejszą broń niż osobno, w oddaleniu. Są jak czołgi ze wsparciem artyleryjskim.
Valverde więc, jak sądzę, pomyślał sobie, że nie jest źle, choć może i musi być lepiej. Natomiast nie wiem, czy z zadowoleniem przyjął zwycięstwo nad Alaves. Oznacza ono bowiem, że zacznie kadencję w Barcelonie od dwumeczu z kosmicznym Realem. Wie, że musi trochę pomajstrować przy zespole, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że majstrowanie teraz, w perspektywie takiej konfrontacji, jest bardzo ryzykowne…
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”