Drużyna Klicha rozbita w Londynie
W drugim sobotnim meczu angielskiej Premier League górą byli gospodarze. Piłkarze Crystal Palace wykorzystali atut własnego boiska, pokonując Leeds United (4:1).
Mateusz Klich z kolejną asystą w Premier League (fot. Reuters)
Patrząc wyłącznie na liczby, można było przypuszczać, że wielu goli w sobotnie popołudnie na Selhurts Park nie zobaczymy. Na boisku spotkali się jednak piłkarze dwóch drużyny, które mają ogromny potencjał ofensywny, a to mogło z kolei zwiastować spore emocje.
Lepiej w zawody weszli podopieczni Roya Hodgsona, którzy bardzo szybko, bo już w 12. minucie wyszli na prowadzenie. Eberechi Eze dośrodkował w pole karne z rzutu rożnego, a piłkę głową do siatki skierował Scott Dann.
Leeds było w stanie odpowiedzieć po zaledwie pięciu minutach. Mateusz Klich świetnie wypuścił na pozycję Patricka Bamforda, a ten mając przed sobą wyłącznie bramkarza nie mógł się pomylić. Jak się jednak okazało, do akcji wkroczył VAR, który dopatrzył się absurdalnego spalonego.
Kiedy za kolei w 22. minucie Eze znakomicie przymierzył z rzutu wolnego, posyłając piłkę idealnie pod poprzeczkę, wydawało się, że Pawie po takich ciosach już się nie podniosą.
Worek z bramkami rozwiązał się jednak w Londynie na dobre i goście dopięli w końcu swego. Walkę o górną piłkę wygrał Klich, a piłka po jego strąceniu spadła pod nogi Bamforda, który ponownie się nie pomylił. Różnica polegała jednak na tym, że sędziowie nie mogli się w tej sytuacji już do niczego przyczepić.
Kiedy wszystko wskazywało na to, że pierwsza część spotkania zakończy się prowadzeniem Crystal Palace jednym golem, goście zostali dość niespodziewanie zaskoczeni po raz trzeci. Na skrzydle z piłką znalazł się Patrick van Aanholt, który zdecydował się dogrywać przed bramkę. Po drodze dość niefortunnie interweniował jednak Helder Costa, który pokonał własnego bramkarza. Trzeba jednak dodać, że dużo lepiej w tej sytuacji mógł się spisać Illan Meslier, który był interweniował zbyt późno.
Wydawało się, że Pawie rzucą się w drugiej połowie na rywala i tak jak to mają w swoim zwyczaju, podkręcą mocno tempo. Problem w tym, że tego dnia nie było na boisku piłkarzy, którzy byliby w stanie postraszyć w ten sposób Crystal Palace.
Jeśli zaś chodzi o londyńczyków, to ci swoją szansę wykorzystali i w 70. minucie dopełnili dzieła zniszczenia rywala. Wilfried Zaha wypatrzył w polu karnym dobrze ustawionego i kompletnie niepilnowanego Jordana Ayew, a ten mając przed sobą wyłącznie bramkarza, skierował piłkę do siatki.
Wynik zmianie już nie uległ i to gospodarze mogli się cieszyć z efektownego zwycięstwa, które dało im awans na szóste miejsce w tabeli Premier League.
gar, PiłkaNożna.pl