Czasy się zmieniają, a Bayern wciąż na bundesligowym tronie. Po dziesięciu mistrzowskich tytułach z rzędu, Die Roten ani myślą zwalniać tempa. W Monachium wciąż są głodni zwycięstw, ale konkurencja nie śpi.
MACIEJ IWANOW
Przed nami 60. sezon Bundesligi, który zapowiada się dość specyficznie. Po dwunastu latach po niemieckich boiskach nie będzie już biegać Robert Lewandowski. Polak zapisał piękną kartę w historii ligi niemieckiej, ale wszystko ma swój koniec. Nie zobaczymy też Erlinga Haalanda. Bundesliga straciła dwie wielkie gwiazdy, lecz życie nie znosi próżni.
Gwiezdne wojny
Wyjątkowy będzie również terminarz. Ostatnia jesienna kolejka odbędzie się w weekend 11-13 listopada, po czym ze względu na katarski mundial nastąpi dwumiesięczna przerwa. Dla klubów ze względu na kryzys energetyczny pauza może być jednak zbawienna. Już od dłuższego czasu pracują bowiem nad koncepcjami oszczędzania energii i jej optymalizacji.
Nieobecność dwóch wielkich snajperów z pewnością będzie chciał wykorzystać Patrik Schick z Bayeru Leverkusen i zdobyć pierwszą armatkę w karierze. Łatwo nie będzie, podobny cel zapewne ma Christopher Nkunku z Lipska. Po raz pierwszy w historii Niemcy w Lidze Mistrzów reprezentować będzie aż pięć drużyn. Obecność w niej Eintrachtu Frankfurt elektryzuje najbardziej – zwłaszcza że UEFA wreszcie dopuściła miejsca stojące na stadionach. A skoro przy Mainhattanie jesteśmy, trzeba podkreślić powrót do Bundesligi Mario Goetze. Po udanym pobycie w PSV Eindhoven postanowił wrócić do Niemiec.
Nie da się nie ekscytować nowym sezonem. Nawet ci, którzy oglądali Bundesligę tylko dla Lewego nie będą zawiedzeni. 5 sierpnia, godzina 20.30, mecz Eintracht Frankfurt – Bayern Monachium. Los geht’s!
Nie będzie wielkich kontrowersji, jeśli założymy, że o tytuł powalczą te same drużyny, które skończyły poprzedni sezon na podium. Innych kandydatów nie widać. Czy może to być sezon przełomowy? Zarówno w Dortmundzie jak i Lipsku wyczuli w pewnym momencie swoją szansę. W chwili gdy rozpętał się melodramat z Robertem Lewandowskim, w klubach z Zagłębia Ruhry i Saksonii słychać było wystrzały korków od szampana. Utrata takiej postaci i inne wewnętrzne problemy w Bayernie były wodą na młyn bezpośrednich rywali. Zwłaszcza że Sebastian Kehl wszedł w buty dyrektora sportowego BVB z impetem i praktycznie zamknął kadrę zanim jeszcze oficjalnie otworzyło się okienko transferowe. Tyle że potem z drzemki wybudził się Hasan Salihamidżić i starł konkurencji uśmieszki z twarzy.
Odejście Polaka to strata niepowetowana – jego seryjnie zdobywane bramki były gwarantem mistrzowskich tytułów. Nie da się go zastąpić jeden do jednego, ale ogólny bilans transferowy monachijczyków bez wątpienia zalicza się na plus. Ściągnięcie Sadio Mane i Matthijsa de Ligta wzbudziło ogromny szacunek. Ogółem słynący z oglądania każdego centa po kilka razy Bayern wydał blisko dwieście milionów euro. A jest jeszcze kilka nazwisk na horyzoncie, z Konradem Laimerem na czele. To też pokaz siły w Monachium, idealna odpowiedź na retoryczne pytanie Lewandowskiego: – Kto będzie chciał przyjść do Bayernu? Nowy sezon będzie sprawdzianem dla Juliana Nagelsmanna. Jego pierwszy sezon w Monachium, mimo zdobytego mistrzostwa, był ogromnym rozczarowaniem. Zwłaszcza na wiosnę, gdy zaczął niepotrzebnie kombinować taktycznie. Od początku pobytu w Bawarii ciąży na nim presja – teraz podwójna. Tutaj nikogo nie zadowoli kolejne mistrzostwo.
Wprawdzie nadmierny optymizm w Dortmundzie nieco przygasł – także z powodów pozasportowych, niemniej czapki z głów za to, czego dokonał Kehl. Wielu miało obawy, jak nowicjusz spisze się na stanowisku zajmowanym przez lata przez Michaela Zorca. Tymczasem zaczął on podpisywać kontrakty, jakby odhaczał pozycje na codziennej liście zakupów. Potężnie wzmocnił formację obrony, która tak bardzo zawodziła w poprzednim sezonie. Niklas Suele i Nico Schlotterbeck to gwarancja dobrego poziomu. W środku pola błyszczeć ma Salih Oezcan, którego określa się już jako połączenie Matthiasa Sammera z Gennaro Gattuso – z mentalnością zwycięzcy i bezkompromisowością na boisku błyskawicznie stał się ulubieńcem kibiców. Atak wzmocnił Karim Adeyemi. Wymarzoną dziewiątką miał być Sebastien Haller, ale 31-latka dopadła hiobowa wieść o guzie jądra. Po udanej operacji klub potwierdził, że napastnika czeka kilkumiesięczna przerwa, podczas której będzie musiał poddać się terapii. Borussia przygotowuje się obecnie na różne scenariusze, z klubem łączy się kilka nazwisk z Anthonym Modeste, Edinem Dżeko czy Krzysztofem Piątkiem na czele.
Kehl stoi jednak na stanowisku, że nic na siłę i w ostateczności trener Edin Terzic będzie musiał operować tymi piłkarzami, których ma. To stworzyłoby też większą szansę dla zawodników z drugiej drużyny, a przecież jest tam kilka talentów. Gdyby nie fatalna sytuacja z Hallerem, Borussia miałaby wszystkie argumenty w ręku, żeby wreszcie realnie deptać Bayernowi po piętach. Dla niektórych byłaby nawet faworytem do mistrzostwa, a tak będzie musiała trochę improwizować. Generalnie jednak kibice BVB mają powody do sporego optymizmu. Kehl postawił sprawę jasno: – Chcemy, by nasz stadion znowu stał się fortecą nie do zdobycia i pokazać diametralnie inną postawę niż wcześniej. Najbardziej newralgiczne punkty zapalne zostały załatane. Choć Uli Hoeness z wrodzoną subtelnością tak podsumował wzmocnienia rywali: – Drugie miejsce mają pewne.
Trzecim muszkieterem jest RB Lipsk, którego apetyt urósł po zdobyciu pierwszego historycznego trofeum. Najważniejszą wiadomością w saksońskim klubie było przedłużenie kontraktu z MVP poprzedniego sezonu, Nkunku. Bez niego nawet nie byłoby mowy o jakichkolwiek szansach. To motor napędowy Lipska, jego płuca i serce, a ubiegły sezon miał wybitny. Zespół wzmocnił Xaver Schlager z Wolfsburga i po obozie treningowym już wiadomo, że jest wygraną Lipska. Na ostatniej prostej znajduje się jeszcze transfer Davida Rauma, lewego obrońcy z Hoffenheim. Kadra Lipska prezentuje się imponująco. Gdyby tak jeszcze plotki o powrocie Wernera miały choćby w sobie ziarno prawdy.
Trener Domenico Tedesco udowodnił, że jest znakomitym fachowcem, ale przyjdzie mu zmierzyć się z syndromem drugiego sezonu. W Schalke swego czasu nie wyszło. Oczywiście teraz warunki są bez porównania inne i korzystniejsze dla niego. W Lipsku nikt nie mówi o porywaniu się na mistrzostwo. Podstawowymi celami są kwalifikacje do Ligi Mistrzów, ligowe podium, faza pucharowa w LM. Choć to plan minimum, przyzwoitość, do jakiej zobowiązany jest taki klub. Lipsk, który postawił na ciągłość drużyny i wiele formacji ma znakomicie zabezpieczonych może faktycznie być czarnym koniem. Oliver Mintzlaff wbił szpilkę w obrońców tytułu komentując przeszłe transfery do Monachium i nieuchronny Laimera: – W pewnym stopniu schlebia nam, że wspaniały Bayern patrzy na nas, by zobaczyć jak może poprawić swój skład.
Awans do Ligi Mistrzów nadrzędnym celem jest również w Leverkusen. Bayer pokazał się z bardzo dobrej strony już w poprzednim sezonie, a Gerardo Seoane znakomicie poukładał zespół. Ekscytująco zapowiada się gra czeskiego cudownego dziecka, Adama Hlożka. Tyle że na nic więcej niż czwarte miejsce Werkself na chwilę obecną nie stać – przynajmniej do czasu powrotu na boisko kontuzjowanego Floriana Wirtza.
Witamy w Europie
Do standardowej i eksportowej czwórki Bundesligi w Lidze Mistrzów dołączył Eintracht. Nareszcie dopiął swego, to zasłużona nagroda za ostatnie batalie w Lidze Europy. Jeśli ktoś nie pochodzi akurat z Offenbach, nie mógł nie trzymać kciuków za podopiecznych Olivera Glasnera. Zakontraktowanie Mario Goetze i Lucasa Alario przyćmiły aferę z kontrowersyjnymi okolicznościami zakończenia kariery przez Martina Hintereggera. Po znakomitym sezonie humor trzymał się trenera Glasnera jeszcze długo: – Taki duży to Mario nie jest, ma zaledwie metr siedemdziesiąt. Także Alario jest znacznie większym transferem – skomentował letnie transfery. Kluczowe pytanie brzmi, jak poradzi sobie Eintracht w walce na trzech frontach.
Podobne zadają sobie w trzech innych klubach, które również będą reprezentować Niemcy w Europie. Zwłaszcza że SC Freiburg i 1. FC Koeln nie mają z tym związanych dobrych wspomnień. Union Berlin natomiast nie ma zamiaru obudzić się z pięknego snu, który trwa już od trzech lat. Pierwsze szlify w Lidze Konferencji zebrał rok temu – teraz ma ochotę na coś więcej. Ludzie z Koepenick, a przede wszystkim dyrektor sportowy, Oliver Ruhnert, kontynuują w kwestii transferów to, co robią od dawna. Najważniejsza jest kreatywność. Odeszli najlepsi piłkarze – w tym za rekordowe 20 milionów Taiwo Awoniyi, a w zamian do wschodniego Berlina trafił król strzelców ligi szwajcarskiej w barwach Young Boys Berno, Jordan Siebatcheu. Nadmienić też trzeba chociażby zakontraktowanie Jamiego Lewelinga z Fuerth czy Milosa Pantovicia z Bochum, czyli wyróżniające się nazwiska z drugiego szeregu. Wyniki Unionu dobitnie pokazują, że to znakomita strategia.
SC Freiburg po dziewięciu latach wraca do europejskich pucharów. Przestał już być ubogim krewnym w Bundeslidze, z jednym z najmniejszych budżetów marzącym tylko o utrzymaniu. Nowy stadion, nowy Freiburg, stary trener – wszystko skleja Christian Streich. Jak co roku z klubu odeszło duże nazwisko, chociażby Schlotterbeck, ale tym razem i do Badenii zawitali konkretni piłkarze. Przede wszystkim Matthias Ginter, który odrzucił lepsze i lukratywniejsze oferty na rzecz powrotu do domu i możliwości ponownej gry u Streicha. Mimo 28 lat, we Freiburgu już planuje zakończenie kariery. Miłym akcentem jest powrót do Bundesligi Ritsu Doana, którego pamiętać można z przebojowej gry w Arminii Bielefeld. Ofensywa Freiburga prezentuje się znakomicie, a do rotacji dołączył jeszcze Michael Gregoritsch.
Ósemkę wspaniałych zamyka Koeln, które sensacyjnie awansowało do Europy, broniąc się jeszcze rok temu przed spadkiem. Steffen Baumgart dokonał w Kolonii cudów i zasłużenie zbierał zewsząd pochwały. Ale ten sezon będzie znacznie trudniejszy. Strata Oezcana na rzecz BVB jest wyrwą, będzie brakowało tego walczaka. Wzmocnienia kosmetyczne i gra na trzech frontach mogą się odbić negatywnie na wynikach zespołu.
Windą do góry
Po fatalnym sezonie minimum trzy drużyny są obecnie w trakcie odbudowy. Na szczęście dla nowych szkoleniowców Borussii Moenchengladbach, Wolfsburga i Herthy, ich poprzednicy nie zostawili spalonej ziemi. A w przypadku Wilków można nawet mówić o potencjale na europejskie puchary. Niko Kovac jest gwarantem pewnego poziomu, a kadra mimo odejścia Xavera Schlagera i Kevina Mbabu dalej jest bardzo mocna. Zwłaszcza że do klubu z Dolnej Saksonii dołączyło kilka obiecujących nazwisk z Mattiasem Svanbergiem na czele. Polskich fanów najbardziej interesować będzie rozwój Jakuba Kamińskiego, po którym obiecuje się bardzo dużo. Niepewna jest przyszłość Bartosza Białka, jego nazwisko ciągle łączy się z wypożyczeniem do innej drużyny, ale na razie trener stawiał weto. Polski napastnik dostał kolejnego konkurenta w walce o skład – 17-letniego Dzenana Pejcinovicia, który przyszedł z juniorów Augsburga, wielki talent o świetnych warunkach fizycznych. Istotne dla harmonii drużyny będzie porozumienie pomiędzy Kovacem a Maksem Kruse. W teorii to dwa typy osób zupełnie do siebie nie pasujących pod względem podejścia do pracy, ale jak na razie nie słychać o żadnych tarciach pomiędzy nimi. Apetyty w Wolfsburgu są spore, oczekiwania zrozumiałe, a że na początku przyszłego roku raz na zawsze oczyści się atmosfera w związku z odejściem Joerga Schmadtke na emeryturę, kibice VfL oczekują nowego sezonu z niecierpliwością. Borussią Moenchengladbach wstrząsały w poprzednim sezonie kryzysy – odejście Maksa Eberla, fatalna postawa trenera Adiego Huettera, kompromitujące wyniki. Ale nowy szkoleniowiec, Daniel Farke, przywrócił optymizm. Może powrót Źrebaków do szeroko pojętej czołówki nie nastąpi błyskawicznie, ale krok po kroku powinno być znacznie lepiej. Okienko transferowe w Gladbach się jeszcze nie skończyło. Można spodziewać się jeszcze wzmocnień. Po odejściu Embolo do Monaco kategoryczny zakaz jakichkolwiek przenosin otrzymał Marcus Thuram. Najważniejsza decyzja transferowa zapadła i tak w przypadku bramkarza Yanna Sommera. Mimo konkretnej oferty z Nicei (prowadzonej notabene przez Luciena Favre’a) postrach Bayernu zdecydował się pozostać w Gladbach. Bez niego nawet śnieżnobiały uśmiech Farke nie uspokoiłby kibiców.
Hertha ligowy byt uratowała rzutem na taśmę. Gdyby przed rewanżowym barażem z HSV Kevin-Prince Boateng nie wcielił się w rolę trenera, mogłoby być różnie. W niebieskiej części stolicy wieje obecnie wiatr odnowy – w klubie pojawili się nowy trener z wyrobionym nazwiskiem w Niemczech i nowy prezydent. Odbudowa klubu zaczęła się więc dwutorowo. Na boisku może być początkowo wyboiście. Mimo iż Sandro Schwarz zbiera laurki za swoją komunikację i pomysł na grę, minie trochę czasu zanim do końca zaszczepi w zespole swoje pomysły. Na duży plus są przeprowadzone dotąd transfery. Filip Uremović, Ivan Sunjić i Jonjoe Kenny powinni ustabilizować rozchwianą defensywę. W dalszym ciągu jednak największą bolączką Herthy jest brak snajpera. Opieranie się na Selke w dłuższej perspektywie jest absurdalne, a Piątek jest na nieuchronnym wylocie z klubu. Mimo wszystko Fredi Bobic wykonał kawał dobrej roboty w letniej przerwie i mozolnie odgruzowuje zespół. Jeśli plan Schwarza się powiedzie, Hercie nie grozi dramatyczna walka o utrzymanie, a raczej spokojny byt. Bez fajerwerków wprawdzie, ale i tak będzie to znaczący progres. Nie od razu Rzym zbudowano.
Równocześnie do boiskowych rewolucji, zmiana dokonuje się w gabinetach, gdzie klubowy establishment poległ w bardzo prestiżowej walce. O Kayu Bernsteinie – nowym prezydencie pisaliśmy niedawno. Wszystko wskazuje, że Starej Damie nareszcie wieje korzystny wiatr – choć na razie to łagodny zefirek.
Rok nie wyrok
Po rocznej drugoligowej banicji do Bundesligi powróciły dwa zasłużone kluby, czyli Schalke i Werder. Wprawdzie nie podniosą znacząco poziomu sportowego (choć patrząc na wyczyny Fuerth…), to jednak zdecydowanie upiększą ligowy landszaft. Tak duże marki nie powinny błąkać się po niższych ligach. O ile Werder wchodzi w nowy sezon z małym upgradem, tak Rouven Schroeder w Gelsenkirchen dwoił się i troił, by zapewnić nowemu trenerowi konkurencyjny zespół. Werder po odejściu Oemera Topraka musiał wzmocnić defensywę – sięgnął po Niklasa Starka z Herthy i Amosa Piepera z Arminii. Ten pierwszy pożegnany w Berlinie w wyjątkowo beznadziejnym stylu ma jeszcze sporo do udowodnienia i będzie wartością dodaną w układance trenera Wernera. On i tak najbardziej liczy, że jego eksportowy duet napastników – Marvin Ducksch i Niklas Fuellkrug – pozostanie skuteczny na pierwszoligowym froncie, jak było w poprzednim sezonie. W Schalke euforia związana z awansem była ogromna, ale wraz z pierwszą kolejką zaczną się strome schody. Nie bez powodu Koenigsblauen są wymieniani jako jeden z głównych kandydatów do spadku. W wywiadzie dla „Wams” Schroeder mówił: – Wspaniale jest wrócić, ale pierwsza liga to kolos.
Musiał rzeźbić w określonych warunkach finansowych, a te są mizerne. Z braku funduszy nie udało się zatrzymać w klubie Ko Itakury, który trafił do Gladbach. Dyrektor sportowy wziął przykład z Unionu Berlin i sklejał drużynę z nieoczywistych nazwisk. Atak wzmocnił Sebastian Polter, skrzydło Tobias Mohr, a do bramki wypożyczono doświadczonego Aleksandra Schwolowa. Zwrócić uwagę należy na drugą linię i Aleksa Krala ze Spartaka Moskwa. Wydaje się, że najsłabszym ogniwem jest Frank Kramer. Powtórki sprzed dwóch lat nie będzie na pewno – Schalke w ubiegłym sezonie odzyskało charakter, na powrót zjednoczyło się z kibicami. To ogromny kapitał, na którym będzie można się oprzeć – nawet gdy wyniki będą dalekie od zamierzonych.
Kandydatów do spadku jest naturalnie więcej. Na pierwszy rzut wysuwa się VfL Bochum. Doceniając ogrom pracy, jaki wykonał w klubie trener Thomas Reis, nie da się nie zauważyć, że ogólna jakość zespołu w tym sezonie jest daleka od optymalnej. Największe gwiazdy zostały rozkupione – syndrom drugiego sezonu nie wziął się w piłce nożnej z niczego. Bochum będzie musiało utrzymanie dosłownie wywalczyć. Dlatego Jacek Góralski w pewnym momencie będzie mógł czuć się jak ryba w wodzie. Choć wszystko zależy od systemu, jaki obierze Reis, bo niepodważalną pozycję ma kapitan VfL Anthony Losilla.
Nieciekawie wygląda też sytuacja w Stuttgarcie – cudem uratowanym po golu Endo w doliczonym czasie w ostatniej kolejce. Skład jest praktycznie niezmieniony – poza odejściem Orela Mangali, tyle że nie jest powiedziane, iż Sasa Kalajdzić i Borna Sosa nie przeniosą się do innych klubów. A to już byłby cios dla trenera Matarazzo. Wprawdzie nieco spokojniej mogą spać w Mainz czy Augsburgu, ale nie będzie to sen sprawiedliwych. Zwłaszcza że ci pierwsi stracili kluczowych obrońców, a drudzy będą prowadzeni przez trenerskiego debiutanta. Walka o utrzymanie będzie więc emocjonująca, bo zabraknie zespołu pokroju Fuerth, który z Bundesligi wypisał się już w trakcie rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Tym lepiej dla wszystkich.