Przejdź do treści
Dla Liverpoolu było niemiło, ale dobrze się skończyło

Ligi w Europie Premier League

Dla Liverpoolu było niemiło, ale dobrze się skończyło

Siedemdziesiąt siedem minut. Tyle trwała obrona Częstochowy w wykonaniu Kanarków w potyczce z niestrudzonymi The Reds. Obrona niezakończona sukcesem.



Sadio Mane zdobył jedynego gola dzisiejszego wieczoru na Carrow Road. (fot. Reuters

Słownik języka polskiego PWN przedstawia pojęcie skrajności jako zjawisko występujące w krańcowej postaci. Futbolową definicją owego terminu mogłoby być natomiast zestawienie Norwich i Liverpoolu. Jeśli bowiem chodzi o Premier League, trudno o bardziej różne od siebie drużyny.

Pierwsi są ekipą, która od wielu tygodni zamyka tabelę, a która do bezpiecznej strefy traciła przed dzisiejszym meczem aż siedem punktów. Z dotychczasowych dwudziestu pięciu spotkań ligowych Kanarki wygrały jedynie cztery i wiele wskazuje na to, iż spadną do Championship z równie dużym hukiem, co weszli do ekstraklasy. The Reds to natomiast lider niszczący wszystko, co staje mu na drodze. Pewnie kroczący ku premierowemu od trzech dekad tytułowi mistrzowskiemu hegemon. Drużyna, której najgorszym rezultatem w bieżącej edycji Premier League jest remis z Manchesterem United na Old Trafford. Nic dziwnego, że przewaga gości nad gospodarzami wynosiła przed pierwszym gwizdkiem aż 55 (słownie: pięćdziesiąt pięć) oczek.

 


 

Mimo to, podopieczni Jurgena Kloppa nie mieli dziś łatwego zadania.

Choć od początku starcia bardzo aktywny na połowie rywala był Roberto Firmino, z jego starań nie wynikło nic konkretnego. Nie inaczej stało się zresztą w przypadkach Trenta Alexandra-Arnolda oraz Alexa Oxlade’a-Chamberlaina, którzy próbowali uderzeń z dystansu. Tim Krul nie dał się zaskoczyć. W równie dobrej dyspozycji był jego vis-a-vis, który w 35 minucie powstrzymał niezłą akcję Norwich.

Obraz gry nie zmienił się po przerwie. Mohamed Salah i spółka nacierali, zespół prowadzony przez Daniela Farke skutecznie bronił. Dwie dobre okazje zmarnował Naby Keita, między słupkami błyszczał Krul. Przy trafieniu Sadio Mane Holender nie miał jednak nic do powiedzenia. Cóż miał bowiem począć wobec kapitalnego podania Hendersona, znakomitego przyjęcia Senegalczyka, a następnie precyzyjnego strzału tego drugiego?

Jak się później okazało, było to uderzenie na wagę kolejnych trzech punktów dla Liverpoolu. Ten po raz kolejny wykazał się determinacją i niezłomnym charakterem, bo choć nie wyrwał zwycięstwa w doliczonym czasie gry, sporo tego wieczoru poświęcił. W obliczu nieuchronnego sięgnięcia po tytuł będzie jednak warto.

sar, PiłkaNożna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024