Czesław płacze. Ze szczęścia. Dziękujemy
Reprezentacja Polski wygrała swój najważniejszy mecz od lat. Czesław Michniewicz wygrał swój najważniejszy mecz w życiu. Trzy razy na Stadionie Śląskim puentowaliśmy nasz awans do wielkich piłkarskich imprez. Teraz zrobiliśmy to czwarty raz. Jedziemy na mundial do Kataru!
Ileż towarzyszyło pytań i wątpliwości przed meczem. Dwóch napastników albo jeden? Trzech stoperów czy dwóch? Kto za Recę, kto za Krychowiaka? Czy znów z Zielińskim, mimo że w Glasgow potwierdził obniżkę formy? Czy Lewandowski z Glikiem będą w pełni sił? Jak pokonać Szwedów, z którymi przegraliśmy sześć kolejnych meczów?
Gołym okiem widać było od dawna, że nie posiadamy zawodników potrafiących na należytym poziomie stosować system gry z trójką środkowych obrońców i dwójką wahadłowych. Z drugiej strony tak próbowaliśmy grać od roku, więc czyżby nagle Michniewicz miał wszystko wyrzucić do kosza, postawić na głowie? To było pytanie kluczowe.
I wyrzucił, ale zrobił to sprytnie, choć ten spryt wymagał inteligencji i odwagi. Wybory selekcjonera na mecz ze Szwedami wskazywały, że chce być trochę ostrożny i trochę odważny – rozważny i romantyczny. Wybrał takich zawodników, by mogli płynnie przejść z jednego systemu gry na inny. Składem więc z jednej strony zaskoczył, z drugiej jego wskazania były zrozumiałe. W porównaniu do nieudanego meczu ze Szkocją, czyli swojego jedynego sprawdzianu, zdecydował się na sześć zmian w wyjściowym składzie. Kilka oczywistych, wiele jednak niekoniecznie. Wnioski wyciągnął bezbłędnie.
Środek pomocy zmontowany został absolutnie eksperymentalnie. Właściwie złożony z pięciu środkowych pomocników, choć o różnych charakterystykach i możliwościach mobilnych. Dwójka zabezpieczających Bielik – Góralski nigdy ze sobą nie grała. W dodatku jeszcze niedawno leczyli ciężkie kontuzje. Bez Recy, bez Puchacza, bez Kuna, z prawonożnym Bereszyńskim na lewym wahadle, bądź lewej obronie – w zależności od sytuacji. Selekcjoner dowodził jednak, że lewa strona ma być głównie zabezpieczająca, ciężar atakowania spocząć miał na prawej – na Cashu.
Pierwsza połowa dość wyrównana, jednak lepsze wrażenie sprawiali goście. Glik już po pięciu minutach zasygnalizował zmianę. Nie był w stu procentach sobą przed meczem, nie był na pewno w pierwszej połowie, kiedy czuł ból. Schodząc na przerwę utykał, ukrył twarz w koszulce. Wyszedł jednak na drugą połowę, w przeciwieństwie do Góralskiego, którego obecność na placu w sytuacji, gdy przed przerwą złapał żółtą kartkę był ryzykowny. Zastąpił go tak krytykowany za występ w Glasgow Krychowiak. Co było potem, wiadomo – doświadczenie Krychy pozwoliło zarobić karnego. Z kolei obecność do końca Glika i jego heroiczna postawa pozwoliła nabrać jeszcze więcej pewności siebie Bednarkowi. Kiedy już coś się paliło, bezbłędny był Szczęsny.
Od początku to nie był imponujący mecz biało-czerwonych. Nie mieliśmy kontroli nad rywalem i nie zarządzaliśmy tym meczem. A mimo to potrafiliśmy stworzyć kilka okazji bramkowych. Pomysł z Szymańskim i Zielińskim za plecami Lewandowskiego wydawał się taki sobie. To znaczy Szymański spisywał się bez zarzutu, a nawet bardzo dobrze, pomocnika Napoli jakby na boisku nie było. Aż w końcu ruszył niczym Włodzimierz Lubański pół wieku temu z Anglikami i padła druga bramka. Czyli Michniewicz miał rację. Po tym golu widać było wyraźnie, że choć 2:0 to wynik bardzo niebezpieczny, już tego awansu nie wypuścimy z rąk. W drugiej połowie to była drużyna świadoma celu i swoich umiejętności.
Michniewicz to zadaniowiec. Postawiono przed nim zadanie awansu do finałów MŚ i on to zadanie zrealizował. Znalazł się w sytuacji, w jakiej nie był chyba żaden z jego poprzedników. Nie miał meczu otwarcia, od razu musiał zagrać o wszystko, meczu o honor też nie przewidziano. Wykorzystał szansę w stu procentach. Po meczu nie ukrywał łez. Wiadomo w jakich okolicznościach i w jakim klimacie obejmował drużynę narodową. To było zwycięstwo piłkarzy, ale przede wszystkim trenera. Że miał nieco szczęścia? Trener bez szczęścia jest złym trenerem. A poza tym, Michniewicz na to szczęście zapracował. Odwagą podejmowania decyzji i solidną pracą jaką włożył w przygotowanie drużyny do meczu o wszystko. Teraz mundial.