Cuda nie powtarzają się nawet na Anfield. Liverpool nie może liczyć tylko na Alissona
Już dzisiaj o 21:00 Liverpool zmierzy się z PSG przed własną publicznością. Po pierwszym meczu na Parc des Princes wypracował sobie jednobramkową przewagę, ale wcale nie oznacza to, że dzisiaj może zagrać podobnie jak w pierwszym spotkaniu.
Sytuacja sam na sam? Nie ma problemu. Rogal lecący w samo okienko bramki? Na to też jest sposób. Idealne połączenie techniki z siłą i piłką lecąca centralnie obok w dolny róg siatki? Bułka z masłem! Podczas starcia The Reds z Paris Saint-Germain w Paryżu król był tylko jeden. Alisson Becker spisał przy wszystkich wyżej opisanych próbach gospodarzy i łącznie zanotował aż 9 interwencji. Zdjęcie nad tytułem zdaje się idealnie obrazować długie fragmenty tamtego widowiska – piłkarze Liverpoolu spoglądali tylko błagalnym wzrokiem, czy brazylijski golkiper znów zdoła wykaraskać ich z opresji.
Warto jednak, jednocześnie nie zdejmując chwały z kosmicznych poczynań gracza Canarinhos, zaznaczyć fakt, że Les Parisiens ciągle dochodzili do dogodnych sytuacji. Dodatkowo, najczęściej udawało im się to bez nadmiernego wysiłku czy długich starań. Przyjezdni właściwie przez całą rywalizację, a już szczególnie przez pierwszą godzinę gry, zupełnie nie potrafili oddalić zagrożenia od własnego pola karnego. Boczni obrońcy, nawet z ciągłym wsparciem środkowych pomocników byli bardzo łatwo ogrywani przez przebojowych skrzydłowych.
Z opresji udawało się wychodzić tylko przez być może najlepszy występ w karierze Alissona, a czasami również nieskuteczność oponentów. Dla wielu wygrana Liverpoolu zaliczała się do kategorii „piłkarskiego cudu”. Nie od dziś wiadomo, że Anfield jest stadionem, który przyciąga tego typu futbolowe anomalie. 4:0 z Barceloną w pamiętnym półfinale Champions League, 1:0 z Evertonem, gdy Divock Origi zdobył szaloną bramkę w ostatnich sekundach meczu lub 4:3 przeciwko Borussii Dortmund podczas ćwierćfinału Ligi Europy w 2016 roku – to tylko najnowsze przykłady z ostatnich lat, a przecież historia niesamowitych momentów tego obiektu ma zdecydowanie dłuższą brodę.
Wciąż trudno jednak zakładać, by PSG kolejny raz zaliczyło pusty przebieg przy tak mizernej grze podopiecznych trenera Arne Slota. Oczywiście, Alisson znów może wpaść w wielki trans, bowiem doświadczony reprezentant Kraju Kawy jest obecnie jednym z najlepszych ludzi w swoim fachu i zawsze stać go na zamurowanie swojej bramki. Nadal nie wydaje się to wystarczające, by Liverpool mógł sobie pozwolić na aż tak duże zaciągnięcie hamulca jak przed tygodniem w stolicy mody.
Ekipa z czerwonej części miasta Beatlesów ewidentnie potrzebuje zdecydowanie większej odwagi i lepszego pomysłu na grę. Slot w pewnym sensie przyznał się do błędnej selekcji odnośnie do wyjściowej jedenastki na konfrontację z panującymi mistrzami Ligue 1, gdy podjął dość szybkie, jak na swoje standardy, decyzje o zmianach, które finalnie dotknęły także bardzo słabego wówczas Mohameda Salaha.
Holenderski szkoleniowiec ostatecznie przeprowadził 4 roszady i uczciwie trzeba przyznać, że właśnie nimi wygrał mecz. Darwin Nunez asystował przy golu Harveya Elliotta dającym niespodziewane zwycięstwo. Obaj panowie zostali wprowadzeni po 60. minucie. Kluczowe role dla kontroli tempa w środku pola odegrał też duet zmienników Curtis Jones i Wataru Endo.
Wówczas majstersztyk Alissona pozwolił Slotowi na naprawienie swoich błędów. Dzisiaj celem 19-krotnych mistrzów Anglii powinno być jak najlepsze wyjście od inauguracyjnego gwizdka rumuńskiego sędziego Istvana Kovacsa. Nie mogą sobie pozwolić na ponownie zepchnięcie do defensywy od pierwszych minut.
W tym akurat może bardzo mocno pomóc obecność wypełnionego po brzegi Anfield, które wielokrotnie udowodniło, że potrafi wywrzeć na swoich ulubieńców niesamowity wpływ. Widać było to nawet w trakcie ostatniego ligowego starcia z Southampton w miniony weekend. Liverpool przegrywał do przerwy 0:1, ale zaraz po zmianie stron odwrócił losy meczu, a cały proces rozgrywał się rzecz jasna przy akompaniamencie uskrzydlającego dopingu fanów.
Sama obecność Anfield to więc ogromny atut i duża zmiana w stosunku do pierwszego meczu. Magia tego stadionu wciąż nie wydaje się być jednak wystarczająca, by udźwignąć drugi piłkarski cud z rzędu. Piłkarze zapewne będą musieli pokazać się z nieco lepszej strony niż w ubiegłym tygodniu. Zwłaszcza, że rywalom dzisiaj będzie jeszcze mocniej zależało na zdobyciu bramki.