Cieszynka jak tysiąc słów
Jakub Błaszczykowski strzelił gola w przegranym przez Wisłę Kraków spotkaniu z Lechem Poznań (1:2). Więcej jednak uwagi poświęca się nie samemu trafieniu, lecz sposobie jego celebrowania.
Błaszczykowski swoim zachowaniem dolał oliwy do ognia. (fot. 400mm.pl)
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że pomiędzy Jakubem Błaszczykowskim a Peterem Hyballą – delikatnie rzecz ujmując – nie ma chemii. Piłkarz i trener zdecydowanie nie przepadają za sobą. Ich chłodną mroźną relację można obserwować przede wszystkim na boisku.
Choć Błaszczykowski już dawno uporał się z trapiącymi go problemami zdrowotnymi, to Hyballa raczej nie kwapi się do ochoczego korzystania z usług niewątpliwie posiadającego największe umiejętności piłkarza w całej drużynie. Liczby mówią same za siebie.
19, 15, 2, 4, 8, 19. Tyle minut – odkąd jest zdolny do gry – spędził na murawie „Kuba” w ostatnich siedmiu spotkaniach „Białej Gwiazdy”. Dodatkowo reprezentant Polski został ostentacyjnie nieumieszczony nawet w szerokiej kadrze na mecz z poznańską Wartą.
Jako kapitan zespołu poczuł się upokorzony. Postanowił nie być dłużny i odpłacić się pięknym za nadobne. Błaszyczkowski po strzelonym golu z rzutu wolnego przeciwko Lechowi Poznań (1:2), natychmiast podbiegł do Kazimierza Kmiecika (legendy krakowskiego klubu i drugiego trenera zarazem, którego Hyballa najchętniej pozbyły się ze sztabu szkoleniowego) i wspólnie z nim celebrował zdobyte trafienie.
Cieszynka odbiła się szerokim echem. Tego rodzaju zachowanie to nic innego jak policzek wymierzony trenerowi ze strony piłkarza. Trudno o bardziej wymowny gest świadczący o trwającym konflikcie na linii piłkarz-trener.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Błaszczykowski – będąc de facto jednym z właścicieli Wisły – początkowo sam mocno zaangażował się w proces zatrudnienia Hyballi. I chyba właśnie tutaj tkwi praźródło wszystkich różnic zdań, sporów, tarć pomiędzy nimi.
Wydaje się więc, że najlepszym rozwiązaniem na przyszłość dla „Kuby” i Wisły byłoby wyraźnie oddzielenie funkcji piłkarza i włodarza. Nie da się być jednocześnie przełożonym i podwładnym. Na dłuższą metę to wyjątkowo toksyczne rozwiązanie.
jbro, PilkaNozna.pl