„Brakuje powodów do optymizmu przed wtorkiem”
Spotkanie ze Szkocją było jedyną próbą Czesława Michniewicza przed meczem o wszystko, o udział w finałach MŚ. Glasgow po części miało odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, w dużej jednak mierze, tak się spodziewano, mógł stanowić zasłonę dymną. – Chcemy, żeby nasza drużyna personalnie przypominała zespół, który zagra we wtorkowym barażu – zapewniał na przedmeczowej konferencji selekcjoner.
Czy przypominała? Personalnie być może, trzeba mieć jednak nadzieję, że w boiskowej praktyce we wtorek wszystko albo prawie wszystko wyglądać będzie inaczej. Oczywiście zagraliśmy osłabieni. Na środowym treningu lekkiego urazu doznał Lewandowski. Lepiej było dmuchać na zimne – z Andorą rok temu złapał kontuzję, która wykluczyła go z rywalizacji na Wembley. Dlatego Lewego na Hampden zastąpił w podstawie Milik – człowiek, który w tym sezonie zdobył już 20 bramek dla Olympique i który w Marsylii doczekał się muralu. Uraz zgłosił też Szczęsny – w jego miejsce pojawił się Skorupski. Spisał się bez zarzutu.
Selekcjoner pozostał przy trójce środkowych obrońców, natomiast w środku pola ustawił czworokąt złożony ze środkowych pomocników – Żurkowskiego i Krychowiaka jako bardziej cofniętych i Modera z Zielińskiem jako wysuniętych. Krychowiak (choć zdarzały mu się błędy, straty i niedokładności) dowiódł, że nie odpuści miejsca w kadrze. Może nie przekonał w stu procentach, ale na pewno nie oblał egzaminu. Podobnie Żurkowski. Generalnie jednak środkowi pomocnicy Szkotów wyraźnie górowali nad Polakami, których słabo wspierali w grze do przodu wahadłowi – Cash oraz Reca. Ten pierwszy jednak zdecydowanie lepiej spisywał się w grze obronnej.
Wynik meczu był ważny – mógł podbudować, nadać pewności siebie. Ale jeszcze ważniejszy był sposób gry, zrozumienie i dyspozycja biało-czerwonych. Na tle Szkotów nie wyglądało to dobrze. Nie potrafiliśmy rywali zdominować (choćby fragmentami), przejąć inicjatywy, narzucić im własnego sposobu prowadzenia gry, nie potrafiliśmy przytrzymać piłki na połowie przeciwników, ani wykreować zbyt wielu klarownych bramkowych okazji – najgroźniejsze to strzał głową Salamona po centrze Krychowiaka oraz uderzenie Piątka po podaniu Szymańskiego, gdy przed stratą gola uratował gospodarzy Gilmour. Podkreślmy jednak: gospodarze tak groźnych okazji do zdobycia bramki nie mieli.
Sytuację skomplikował uraz Milika, który musiał zejść z boiska w pierwszej połowie, choć widać było po nim apetyt na grę. Również jeszcze przed przerwą plac musiał opuścić Salamon. W sumie dwóch zawodników, których można było spodziewać się we wtorek, w meczu barażowym. Jak poważne są ich urazy? Salamon prawdopodobnie nie ma szans na grę, Milik musi przejść badania diagnostyczne.
Generalnie powodów do optymizmu przed wtorkiem brakuje albo jest ich niewiele. Szkocja okazała się od nas drużyną lepszą. Zremisowaliśmy mecz dość szczęśliwie, choć oddajmy Michniewiczowi odwagę w podejmowaniu decyzji o zmianach. Goniąc wynik wprowadzał ofensywnych zawodników w miejsce defensywnych, w końcu sprawdził też grę duetem napastników i to właśnie Buksa zgrał piłkę do Piątka w decydującej, bramkowej akcji. Generalnie druga połowa była dla nas lepsza, co nie znaczy, że dobra. We wtorek zmieni się nieco optyka, gdy na boisku pojawi się Lewandowski, niemniej kapitan sam w pojedynkę obrazu drużyny nie odmieni. Inna będzie temperatura, inne wsparcie trybun, tyle że i rywal raczej słabszy nie będzie.