Biało-czerwony krajobraz przed bitwą
Najbliższych kilka dni nakreśli krajobraz polskiej piłki w najbliższych kilku, może nawet kilkunastu miesiącach. Albo reprezentacja Polski skutecznie przejdzie baraże o awans do finałów ME i marny 2023 rok zostanie przynajmniej na pewien czas zepchnięty na margines, albo atmosfera stanie się ponura.
W czwartek 21 marca biało-czerwoni zagrają z Estonią na Stadionie Narodowym, we wtorek 26 marca z Walią lub Finlandią na wyjeździe. To jest pewne, nie wiadomo za to, o co toczyć się będzie ten drugi mecz – czy będzie mieć charakter gry towarzyskiej, czy gry o wszystko, czyli o wyjazd na mistrzostwa Europy w Niemczech. Przedstawiciele Polskiego Związku Piłki Nożnej kilka tygodni temu wizytowali potencjalne bazy drużyny narodowej w trakcie Euro 2024, które przypisała do naszej ścieżki barażowej UEFA, ale na ten temat nikt w federacji nie chce w tak istotnym momencie się rozwodzić. Wiadomo tylko, że jeśli Polska awansuje na turniej, decyzję co do lokalizacji bazy trzeba będzie podjąć szybko, najpóźniej na początku kwietnia.
Na Narodowym
Do marcowych meczów drużyna przygotowuje się na Stadionie Narodowym. To nowość, dotychczas bowiem na tym obiekcie, oprócz rzecz jasna samych meczów, odbywały się wyłącznie oficjalne treningi dzień przed rozgraniem spotkania. Federacja chce, żeby piłkarze mieli pod każdym względem komfortowe warunki do zajęć (płyta boiska, możliwość zamknięcia dachu w razie opadów) i zdecydowała się przeznaczyć dodatkowe środki finansowe na wynajem Narodowego. To jednak nie wszystko, bowiem część dostępnej przestrzeni stadionu na czas zgrupowania została zagospodarowana – zbudowano siłownię, poszerzono miejsce do pracy dla fizjoterapeutów czy lekarza kadry, zorganizowano również strefę do rozgrzewki. Plan przeniesienia treningów na Stadion Narodowy powstał niedługo po poprzednim zgrupowaniu, natomiast zatwierdzony został pod koniec ubiegłego tygodnia. Aneks do umowy na wynajem obiektu na mecze reprezentacji Polski przygotowano z wyprzedzeniem, brakowało na nim jednak podpisu ze strony PL. 2012+, operatora stadionu. Miało to związek z przekształceniami wewnątrz spółki – na początku marca funkcję prezesa przestał pełnić bowiem Włodzimierz Dola, a do zarządu weszli Bartosz Kusior oraz Adam Soroko. Poprzednie i nowe władze PL. 2012+ zainteresowane były domknięciem umowy z PZPN, co jest pozytywną informacją dla spółki, bo zyskała dodatkowy przychód, i dla federacji, bo drużyna narodowa zyskała bardzo dobre warunki do treningów.
6 znaczy kłopot
Michał Probierz na zgrupowanie powołał 27 zawodników, a zatem należy mówić o szerszej kadrze niż dotychczas. Kilka dni przed ogłoszeniem oficjalnej listy piłkarzy, którzy przygotowują się do marcowych meczów, stało się jasne, że nie znajdzie się na niej Bartłomiej Drągowski. Bramkarz Panathinaikosu Ateny na początku meczu ligowego z Olympiakosem Pireus doznał kontuzji mięśnia dwugłowego uda, co wykluczyło go z ewentualnego przyjazdu na zgrupowanie. Wątpliwość pojawiła się również w przypadku Patryka Dziczka.
Pomocnik Piasta Gliwice w zaległym meczu Ekstraklasy z Puszczą Niepołomice opuścił boisko jeszcze w trakcie pierwszej połowy i to z punktu widzenia drużyny narodowej wydaje się sprawa poważniejsza. O ile bowiem pozycję bramkarza reprezentacja Polski ma godnie zabezpieczoną, o tyle na pozycji numer 6 jest kłopot. Już kilka tygodni temu pisaliśmy na łamach „PN”, że centrum boiska zdaje się być największym zmartwieniem selekcjonera. Sztab szkoleniowy bardzo uważnie przyglądał się grze Jakuba Kałuzińskiego w Turcji, piłkarz był wysoko oceniany. Nic się w tym względzie nie zmieniło, o czym świadczy obecność Kałuzińskiego na szerokiej liście zawodników powołanych na marcowe mecze pierwszej reprezentacji. Trener kadry do lat 21, Adam Majewski, ogłaszając na początku marca króciutką (Miłosz Matysik, Kacper Urbański, Szymon Włodarczyk) listę graczy z klubów zagranicznych powołanych na spotkania w ramach kwalifikacji młodzieżowych mistrzostw Europy z Izraelem (Jena, 21 marca) i Bułgarią (26 marca, Chorzów) nie umieścił na niej pomocnika Antalyasporu. Nie należało tego bezpośrednio łączyć z tym, że Kałuziński wyląduje w kadrze Probierza – pisma trafiające do klubów zagranicznych, w przypadku zawodników spełniających odpowiednie kryteria wiekowe, uzbrojone są w adnotację, iż w razie braku powołania do pierwszej reprezentacji, dany piłkarz otrzyma zaproszenie do kadry młodzieżowej. Probierz kilkukrotnie w publicznych wystąpieniach podkreślał jednak, że baraże to nie czas na ryzyko, na korzyść Kałuzińskiego zapewne nie zadziałał też fakt, że do zdrowia wrócił Damian Szymański, co kilka tygodni temu stało pod znakiem zapytania, więc pomocnik Antalyasporu znalazł się w kadrze Majewskiego.
Inna sprawa, że Szymański po powrocie na boisko po kontuzji rozegrał raptem 165 minut w barwach AEK Ateny, albo inaczej mówiąc – rozegrał 165 minut od mniej więcej połowy stycznia, kiedy doznał urazu. I na więcej przed startem zgrupowania nie było już szans, ponieważ ostatnia przed terminem FIFA ligowa kolejka w Grecji została przesunięta ze względu na udział reprezentacji tego kraju w barażach o Euro. Obawy o formę fizyczną Szymańskiego wydają się więc jak najbardziej uzasadnione. Nawiasem mówiąc, w weekend nie grały również drużyny Jakuba Kiwiora, Jakuba Modera i Jana Bednarka, nie oznaczało to jednak wcześniejszego stawienia się zawodników w hotelu DoubleTree by Hilton w Warszawie. Zbiórka zaplanowana została na poniedziałek, sztab szkoleniowy, wzmocniony tym razem Marcinem Włodarskim, miał pojawić się z kolei na miejscu w niedzielę. W weekend poprzedzający zgrupowanie trenerzy nie mieli już zaplanowanych oficjalnych obserwacji zawodników, Probierz natomiast wybrał się na mecz Legii z Piastem.
Wracając do meritum, pod względem minut w niewiele lepszej sytuacji od Szymańskiego znajduje się Bartosz Slisz. Pomocnik Atlanta United rozegrał 264 minuty w MLS w 2024 roku. Czego by jednak nie mówić, termin meczu Atlanty z Orlando City był wyjątkowo niefortunny, bo oznaczał, że Slisz pojawił się na zgrupowaniu kadry w poniedziałek popołudniu. Po meczu, po długim locie ze Stanów Zjednoczonych.
PZPN zadbał, by zawodnik podróżował w komfortowych warunkach do Polski, natomiast musi pojawić się obawa o dyspozycję fizyczną Slisza, a co za tym idzie znak zapytania w kontekście jego występu w wyjściowym składzie w meczu z Estonią. Tym bardziej że najpewniej będzie to spotkanie, w którym reprezentacja Polski częściej będzie w posiadaniu piłki, w którym na pozycji 6 bardziej potrzebny jest piłkarz o innej charakterystyce – zawodnik szybko grający piłką, rozdający ją na boki boiska. W jesiennym meczu z Mołdawią, w którym reprezentacja Polski zagrała na dwóch napastników, i po którym Probierz był zadowolony z liczby wykreowanych sytuacji pod bramką przeciwnika, w wyjściowym składzie znalazł się Dziczek. Choć trzeba oddać, że wówczas zdecydowanie lepiej gra biało-czerwonym układała się w drugiej części spotkania, gdy na boisku pojawił się Slisz. Teraz kontuzja Dziczka wykluczyła…
Polityka ligowa
A propos gry dwoma napastnikami, co wydaje się prawdopodobne w spotkaniu z Estonią, warto zwrócić uwagę, że Karol Świderski w 2024 roku jeszcze ani razu nie spędził na boisku więcej niż 60 minut, co z pewnością jest sygnałem dla selekcjonera w kontekście aktualnej formy fizycznej napastnika, który na początku lutego zamienił MLS na Serie A. Może mieć to zatem wpływ na układanie planu zmian w trakcie pierwszego spotkania.
Na zgrupowaniu pojawiło się tym razem czterech zawodników z Ekstraklasy – najmniej odkąd selekcjonerem został Probierz przy jednak szerszej kadrze (w październiku i listopadzie było po pięciu). Krytykowany za niechęć do graczy z polskiej ligi Fernando Santos w marcu i wrześniu poprzedniego roku korzystał z trzech, w czerwcu z czterech. Probierz przeznaczył zatem w sumie większą liczbę miejsc w kadrze dla zawodników z Ekstraklasy od Portugalczyka (14 do 10) na przestrzeni trzech zgrupowań, natomiast trudno mówić o zmianie fundamentalnej w kontekście suchej statystyki. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo po pierwsze liczba zawodników z polskiej ligi mogących z powodzeniem rywalizować na poziomie międzynarodowym jest ograniczona, a po drugie – zupełnie inny jest odbiór powołań Probierza. Nikt bowiem nie zarzuci obecnemu sztabowi szkoleniowemu drużyny narodowej, w odróżnieniu do poprzedniego, że lekceważy Ekstraklasę. Przeciwnie, asystenci i selekcjoner regularnie pojawiają się na ligowych meczach i widać to w powołaniach, bo trafiają do zawodników w wysokiej dyspozycji – vide Taras Romanczuk czy Dominik Marczuk. Mało tego, Probierz nierzadko i niewykluczone, że nieprzypadkowo, odwołuje się wprost do konkretnych nazwisk piłkarzy z polskiej ligi, co uwidacznia opinii publicznej fakt uważnego przyglądania się rozgrywkom. To bez wątpienia pozytywna zmiana w porównaniu z kadencją Santosa.
Liczenie utraconego przychodu
Czy gdyby jednak w życie wszedł czarny scenariusz i Polska nie awansowałaby do finałów mistrzostw Europy, Probierz automatycznie pożegna się z posadą? Pomijając fakt, że kolejna zmiana selekcjonera trąciłaby groteską, gdyż Kulesza w niespełna trzy lata zatrudniłby już czwartego selekcjonera, a pracowałby z piątym, odpowiedź wydaje się być bardziej skomplikowana. Podobnie było już w styczniu i podobnie jest teraz – PZPN nie zakłada zmiany trenera, choć można usłyszeć, że stosowna klauzula, umożliwiająca dość bezbolesne wyjście z umowy po marcowych meczach została w kontrakcie Probierza zawarta. Nie ma w tym zresztą niczego nadzwyczajnego, podobnie było w przypadkach Czesława Michniewicza i Fernando Santosa – tak konstruuje kontrakty Cezary Kulesza. Zatem jeśli ogramy Estonię, ale przegramy w drugim meczu, Probierz pracować ma dalej. Jeśli natomiast nie ogramy Estonii, to pytanie o przyszłość selekcjonera nabierze mocy. Ale istnieje też trzecia wersja zdarzeń kolportowana w środowisku – brak awansu nawet w drugim meczu osłabi pozycję Kuleszy (w pierwszym zupełnie ją zrujnuje), pytanie więc czy nie pojawi się oddolna presja na prezesa, by zmiany dokonać i czy szef federacji ewentualnie ją wytrzyma.
To na razie jednak środowiskowe spekulacje. Z całą pewnością brak awansu to brak premii za awans od UEFA, mowa o ponad 39 milionach złotych. Partnerzy biznesowi federacji nie wypłacą również bonusów zawartych w kontraktach. W PZPN nikt nie chce jednak mówić o stratach, mówi się za to o utraconym przychodzie. Nieprecyzyjnie, rzędu 30-40 milionów złotych, ponieważ udział w turnieju to nie tylko zysk, ale też wydatki związane choćby z przygotowaniami i pobytem drużyny w Niemczech. W każdym razie, federacja nie uwzględniła w budżecie kwot wynikających z awansu do turnieju o mistrzostwo Europy.
PRZEMYSŁAW PAWLAK