Bez obrony nie ma sukcesów
„Atak wygrywa mecze, obrona wygrywa trofea” – powiedział niegdyś legendarny sir Alex Ferguson. Miał rację. Nie inaczej jest w przypadku EURO 2020. Anglia i Włochy, czyli drużyny które straciły najmniej goli, walczą teraz o wejście do finału, a tych które na potęgę dawały sobie wbijać bramki (czytaj: Polska), już dawno nie ma na turnieju.
Bez obrony nie ma sukcesów na turniejach. Nasi reprezentanci coś o tym wiedzą. (fot. 400mm.pl)
Szczelna defensywa to gwarant sukcesu na turnieju. Jeśli traci się mało goli lub wcale, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zajdzie się wysoko. Jeśli natomiast jest zupełnie na odwrót, szanse na dobry wynik drastycznie maleją.
Dobrym tego przykładem jest Polska roku 2016 i 2021. Na francuskim EURO przed pięcioma laty „Biało-Czerwoni” nie stracili ani jednego gola w trzech meczach fazy grupowej. To pozwoliło podopiecznym Adama Nawałki ograć w stosunku 1:0 Irlandię Północną i Ukrainę oraz bezbramkowo zremisować z faworyzowanymi Niemcami.
Dzięki temu Polacy po raz pierwszy w historii awansowali do fazy pucharowej na mistrzostwach Europy. W kolejnej fazie turnieju polska defensywna w dalszym ciągu funkcjonowała naprawdę dobrze i dała sobie wbić tylko dwa trafienia: Xheradana Shaqiriego przeciwko Szwajcarii (1:1) i Renato Sancheza przeciwko Portugalii (1:1).
Nie ulega żadnej wątpliwości, że gdyby nie skuteczna postawa w formacji obronnej, Polska nie zaszłaby aż do ćwierćfinału, dosłownie ocierając się o strefę medalową.
Zapomniał o tym Paulo Sousa, którego filozofia gry opiera się bardziej założeniach ofensywnych, aniżeli defensywnych. Przyniosło to opłakane skutki na tegorocznym EURO. Wręcz kuriozalnie tracone co rusz gole doprowadziły do dwóch porażek przeciwko Słowacji (1:2) i Szwecji (2:3). Nawet w starciu z Hiszpanią (1:1), kiedy to „Biało-Czerwoni” ograniczali się niemal wyłącznie do bronienia, i tak dali sobie wbić jedną bramkę.
W efekcie końcowym wybrańcy Sousy pożegnali się z turniejem już na etapie fazy grupowej z jednopunktowym dorobkiem na koncie. Dla porównania: pod wodzą Nawałki Polska wyszła z grupy na drugim miejscu ex aequo z Niemcami, mając skompletowane siedem oczek. Co więcej, reprezentacja Sousy w trzech spotkaniach straciła aż sześć goli (średnio dwa na mecz), podczas gdy kadra Nawałki w pięciu spotkaniach tylko dwa gole (średnio 0,4 gola na mecz).
Jak ważna jest postawa w defensywie, widzimy na przykładzie tegorocznych półfinalistów – Anglików i Włochów. Ci pierwsi nie dali sobie wbić jeszcze ani jednej bramki, a ci drudzy skapitulowali raptem dwukrotnie. Tym samym są liderami pod względem klasyfikacji drużyn, jeśli chodzi o gole stracone. Nic zatem dziwnego, że teraz czeka ich bój o finał.
Nie inaczej mówi historia. Jeśli chce się odnieść sukces na turnieju w postaci sięgnięcia po trofeum, nie można tracić więcej niż jednego gola na mecz. Aktualni mistrzowie świata, Francuzi, na rosyjskim mundialu przed trzema laty stracili sześć goli w siedmiu meczach. Portugalczycy, wciąż aktualni mistrzowie Europy, w poprzedniej edycji czempionatu, stracili pięć goli w siedmiu meczach. Niemcy, którzy zwyciężyli mundial w 2014 roku, stracili cztery gole w siedmiu meczach. Hiszpania, która zwyciężyła polsko-ukraińskie EURO w 2012 roku, straciła tylko jednego gola w sześciu meczach. I tak dalej.
Jan Broda, PilkaNozna.pl