Bez niespodzianki. Bez złudzeń. Bez Jagiellonii w Lidze Mistrzów.
Zaczęło się nieźle, skończyło jak przeważnie. Mistrz Polski nie zagra w Lidze Mistrzów. Jagiellonia Białystok musiała uznać wyższość drużyny zdecydowanie od siebie lepszej, pucharowo doświadczonej, aczkolwiek przecież raczej z niższej, niż wyższej półki europejskiej.
Zbigniew Mucha
Po pierwszym meczu było wiadomo, że rewanż na sztucznej murawie w Norwegii łatwy nie będzie. Że awans Jagi do kolejnej rundy kwalifikacji Champions League byłby niespodzianką. Adrian Siemieniec mówił tydzień temu: – Spotkaliśmy się z zespołem o zupełnie innej kulturze gry niż poprzedni rywale… Im lepszy jakościowo przeciwnik, tym intensywność gry wzrasta. W meczach ekstraklasy nie zawsze jesteśmy zmuszani do takiej pracy bez piłki, jak w tym spotkaniu.
Taka była niestety smutna prawda. Niemniej, jeszcze w Białymstoku, dużej przewagi w wyszkoleniu indywidulanym nie dało się dostrzec. Owszem, goście imponowali organizacją i umiejętnością zakładania pressingu, ale podobnie jak Jagiellonia mieli problem ze stwarzaniem klarownych sytuacji. Kiedy więc w rewanżu mistrzowie Polski już w pierwszych minutach wyrównali (dość przypadkowo mimo wszystko) stan dwumeczu, pojawiła się nadzieja. Zwłaszcza, że Jaga nie wyglądała na przestraszoną – odważnie rozgrywała i atakowała gospodarzy w pobliżu ich pola karnego.
Niestety, Bodo/Glimt okazało się drużyną zdecydowanie lepszą, konkretniejszą, grającą swoją piłkę oraz potrafiącą się przy niej utrzymać, no i mającą w składzie kilka indywidualności (Jens Petter Hauge!), które potrafiły zrobić różnicę. Im bardziej w las, tym było dla gości ciemniej. Jaga się cofnęła, gubiła piłkę w środku pola (na co tylko czekali gospodarze rozwijając błyskawiczne natarcia), jej pressing nie był tak jakościowy jak w wykonaniu Norwegów.
Gole posypały się więc dość szybko. Składne i szybkie akcje Norwegów siały zamęt w polskich szeregach. Poza akcją bramkową, poza chęcią sprytnego, ale ostatecznie niecelnego uderzenia w 67. minucie, znów niewidoczny był Jesus Imaz. Dominik Marczuk niby był, a jakby go nie było. Trudno zresztą w szeregach Jagiellonii kogokolwiek wyróżnić za występ w rewanżu. To była jednak za wysoka półka, więc skończyło się na 1:4.
– Możemy dzisiaj wziąć w garść różne statystyki, porównywać kluby, kadry zespołów, budżety, historie. Jeśli to zrobimy, każdy wie, co wyjdzie w tym równaniu. Ale gramy o marzenia. To jest taka ekscytacja, że wszelkie inne kwestie policzalne nie mają dla nas znaczenia – jeszcze przed rozpoczęciem dwumeczu z Bodo/Glimt mówił Siemieniec.
Dla Jagi może nie miały znaczenie, ale obiektywnie – owszem. Trudno mieć pretensje do Pszczółek, że odpadli z tej rywalizacji, choć można było spodziewać się nieco większych emocji w rewanżu. Znamienne, że marzenia o Lidze Mistrzów wybił nam akurat zespół norweski, w sytuacji, gdy tamtejsza reprezentacja czeka na udział w wielkiej imprezie już prawie ćwierć wieku. Ale to już opowieść na zupełnie inną okazję. Teraz Jagiellonia powalczy jeszcze o Ligę Europy, miejsce w Lidze Konferencji już sobie zapewniła. Na Ligę Mistrzów w Polsce musimy poczekać przynajmniej rok.
Jagielonia to nie LEGIA
To pokazuje układziki w lidze. Miszcza się…. kupuje? Przecież oni w piłkę nie grali! To patologia! I to przeciwko eskimosom co widzą trawę jak renifery karmią…
Ani extra ani klasa. Już od ponad dwóch dekad. Kopacze, których ogrywają nawet bibliotekarze z Islandii.
To pracownicy (piłka nożna to ich praca zarobkowa). W innych sektorach każdy pracownik prezentujący tak żenujący poziom pracy, wyleciałby na pysk w bardzo szybkim czasie.
Kibice prawdziwej piłki. Przestańcie kupować bilety na mecze, oglądać C+ Sport itd., to całe to tałatajstwo szybciutko klęknie i będzie zmuszone zająć się rzeczywistą pracą, może nawet przynoszącą jakąś korzyść.
Zobaczmy jak np.Bodo jest rozsądnie i długofalowo budowane na piłkarzach krajowych. Widać w tym klubie myśl strategię która jest skuteczna. Polskie lubią lubią wydawać dużo pieniędzy na słabych obcokrajowców zamiast żeby w każdym klubie były akademię i szkolić nowocześnie Polską młodzież. Oprzeć skład na polakach i postawić na paru dobrych piłkarzy zagranicy tak jak robią kluby np z Czech Słowacji Austri Norwegii Szwecjii itp. Te nacje odnoszą sukcesy grają w LM a polskie kluby nie. Wcale polskie kluby nienmaja takich malych pieniędzy tylko zle zle inwestują i zarządzają a potem przegrywają z klubami z Czech Słowacji Austrii Szwajcarii Danii Norwegii Grecji Turcji Chorwacji Serbii. Zarządzanie w polskich klubach kuleje a efekty sportowe są słabe ale i dziennikarze zadawalją się byle czym robią kibice wodę mózgu. Jeżeli ktoś śledzi z uwagą problemy polskich klubów od lat 90 to wie doskonale wie jakie są problemy bolączki i dlaczego taki duży kraj wygląda sportowo. Jakie państwo taki sport jak Pan taki kran. Mam nadzieję że Jagą i Legia będą grały w fazach grupowych LKE bo na LM i LE bo ogólnie nasze zespół z Ekstraklasy są za słabe.
Janusz Wojcik byl ostatnim ktury stawial na polakow
który… Układziki. Kupujesz szrot, masz kasę pod stołem.
Beton w Polsce ma się dobrze. Myślę, że polscy działacze są zbyt skorumpowani i zasiedzeni w piłkarskim średniowieczu, aby Liga Mistrzów była realna. Nie ma szkolenia młodzieży, nie ma sensownego dysponowania budżetem, nie ma wizji dalszej niż do najbliższego wpływu kasy. Jest wielu młodych i zdolnych chłopaków, którzy chcą grać, natomiast wchodząc do dorosłej piłki są mieleni przez beton, który tam zastają. Nie będzie sukcesów, dopóki nie będzie logiki w tym działaniu – a i przy okazji może też trenerzy mogliby podnieść swój poziom, gdyż to też nie jest zbyt mocna strona polskiego futbolu…
Dokładnie. Kupuja szrot za lewa kasę. Sędziowie wiadomo jaki poziom, znaki drogowe kradną…