Wczoraj Valencia dokonała bardzo trudnej sztuki wygrywając w Amsterdamie 1:0 z Ajaksem, dzięki czemu znalazła się w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Dziś decydujący mecz rozegra Atletico. Jak zauważa „Marca”, na Wanda Metropolitano odbędzie się kolejny finał Ligi Mistrzów. 1 czerwca Liverpool zmierzył się z Tottenhamem, teraz Atletico podejmie Lokomotiw. Bayer Leverkusen czai się tuż za plecami w tabeli grupy D, wprawdzie gra z Juventusem, ale jeśli zwycięży, to ekipie z Madrytu da awans także tylko wygrana.
W Madrycie wciąż nie mogą być pewni (fot. Reuters)
Teoretycznie zadanie nie wydaje się trudne, ale dla Atletico – jest. Otóż z ostatnich ośmiu meczów zespół wygrał tylko jeden, a w ostatnich czterech strzelił tylko jednego gola, trzysta minut gry temu, a jego autorem w meczu z Granadą był Renan Lodi. W tych spotkaniach ofensywni zawodnicy zespołu Cholo Simeone: Alvaro Morata, Joao Felix, Angel Correa, Vitolo, Koke i inni oddali łącznie 59 strzałów, lecz żaden nie zakończył się zdobyciem bramki.
Jednak historia ostatnich lat pokazuje, że w meczu Ligi Mistrzów na własnym stadionie Atletico zawodzi bardzo rzadko. Za kadencji Simeone podejmowało rywali 32 razy, z czego tylko dwukrotnie przegrało i sześciokrotnie zremisowało. Na Vicente Calderon bądź Wanda Metropolitano triumfowały w tym okresie jedynie Benfica i Chelsea, zaś punkt potrafiły wywieźć: Chelsea, Real, PSV, Bayer, Karabach i Juventus.
Wygrana z ekipą z Moskwy jest dla Cholo obowiązkiem nie tylko z powodów finansowych (gwarantuje 12,5 miliona euro przychodu), ale przede wszystkim prestiżowych i mentalnych. Niepowodzenie, połączone ze słabymi wynikami w lidze, gdzie drużyna spadła na siódme miejsce, sprawi, że pojawią się pytania o celowość dalszej pracy Diego Simeone.
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”