Za nisko co najmniej o dwie pozycje
Doskonała kreacja, perfekcyjna fryzura, u boku przepiękna żona, świetny humor, miejsce w pierwszym rzędzie, obok Leo Messi, jedno miejsce dalej Virgil van Dijk – wszystko wskazywało na to, że poniedziałkowy wieczór będzie jednym z najpiękniejszych w karierze Roberta Lewandowskiego. Mina kapitana reprezentacji Polski po ogłoszeniu wyniku mówiła jednak sama za siebie. Ósme miejsce było dla niego po prostu rozczarowaniem. I trudno się temu dziwić.
Ania i Robert Lewandowscy doskonale prezentowali się w kuluarach Gali „Złotej Piłki” (fot. Reuters)
Balonik rósł od kilku tygodni. Kolejne gole Lewego, bicie rekordów, wyrównywanie wielkich osiągnięć, awans na Euro 2020, przewodnictwo w klasyfikacji Złotego Buta – to wszystko pozwalało uwierzyć, że Polak dotarł na jedną planetę z największymi gwiazdami światowego formatu z Leo Messim i Cristiano Ronaldo na czele. To wszystko dawało nadzieję, że w końcu w tym roku król strzelców Bundesligi mógł realnie myśleć o pierwszej trójce. Dodatkowy dreszczyk emocji zapewniały jeszcze ostatnie doniesienia – najpierw potwierdzenie udziału w gali przez kapitana reprezentacji Polski, a kilka godzin przed rozpoczęciem ceremonii brak RL9 na miejscach 11-30. Wydawało się, że wszystkie okoliczności sprzyjają napastnikowi Bayernu…
Nagle balonik pękł i to już na początku ceremonii. Zapowiedziano przedstawienie trzech pierwszych zawodników z czołowej dziesiątki – najpierw Bernardo Silva, później Riyad Mahrez i nagle… Lewandowski. Tak, człowiek, który od sierpnia strzelił ponad 30 goli, który przewodzi w klasyfikacji strzelców Bundesligi, który dopiero od wczoraj zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji Złotego Buta, który jest liderem klasyfikacji strzelców w Lidze Mistrzów, który na plecach wprowadził reprezentację Polski na Euro 2020, który przez wielu ekspertów jest uznawany za najlepszego piłkarza na świecie w rundzie jesiennej zajął ósme miejsce i został przedstawiony obok zawodników, których w dziesiątce spokojnie mogłoby zabraknąć. DOPIERO ÓSME MIEJSCE. Zresztą jego mina mówiła sama za siebie.
Wracając do plebiscytu: wiadomo, wiosna nie była tak dobra jak jesień. Wiadomo, Bundesliga nie jest tak popularna jak Primera Division czy Premier League, a Bayern nie jest tak rozpoznawalny jak Real czy Barcelona. O tych rzeczach wszyscy dobrze wiemy od dawna, ale mimo to wydawało się, że to jest właśnie ten moment, aby przeskoczyć w klasyfikacji Złotej Piłki chociażby Cristiano Ronaldo. Byłby to wyczyn wielki, ale jak najbardziej realny.
Indywidualnie, a przecież takim plebiscytem jest Złota Piłka, Polak bije Portugalczyka na głowę. Strzelił więcej goli, został królem strzelców silnej ligi, wygrał też klasyfikację strzelców w Pucharze Niemiec, a teraz przewodzi w klasyfikacji strzelców LM. CR7 w tym elemencie nie ma nic do powiedzenia, a w Serie A wyprzedził go nawet Krzysztof Piątek. Drużynowo? Piłkarz Juventusu wygrał mistrzostwo kraju i Ligę Narodów, ale to pierwsze to Stara Dama już dawno temu bez Portugalczyka wywalczyła i przez wiele lat go nie oddaje. Lewandowski w tym zestawieniu również ma się czym pochwalić – mistrzostwo Niemiec i Puchar Niemiec, czyli mamy 2:2. Liga Mistrzów? Bayern odpada w 1/8 finału, Juve w 1/4. Głosowanie? Lewy ósmy, Ronaldo trzeci. Logika? Brak.
Żeby nie było, że tylko CR7 jest za wysoko, to też trzeba wspomnieć o Kylianie Mbappe. Jeśli chodzi o osiągnięcia zespołowe to ma dokładnie takie same jak Polak, czyli podwójna korona z PSG, odpadnięcie z LM na etapie 1/8 finału. Indywidualnie – król strzelców Ligue 1, czyli ligi z niższej półki niż Bundesliga. W tym sezonie Lewy bije go na głowę, ale mimo to Francuz był szósty, a Lewy ósmy. A gdyby ich tak po prostu zamienić miejscami? Na pewno taka roszada wyglądałaby logiczniej.
Co do zwycięstwa Leo Messiego wątpliwości mieć nie można. Wysokich miejsc piłkarzy Liverpoolu też nikt nie zamierza podważać. Można było zakładać, że Lewandowski zgodnie z logicznym myśleniem zajmie miejsce pomiędzy trzecim, a szóstym. Wylądował na ósmym, czyli trochę za nisko. A w zasadzie nie trochę – o wiele za nisko!
Paweł Gołaszewski