Jeszcze dekadę temu trudno było znaleźć drużynę choćby z jednym Polakiem w kadrze, a teraz – jedną bez naszego piłkarza. Zjednoczeni mogliby stworzyć zespół, który z powodzeniem walczyłby z najlepszymi w Serie A i nawet stanowił całkiem ciekawą reprezentację Polski.
TOMASZ LIPIŃSKI
W bramce Wojciech Szczęsny, w obronie od prawej Bartosz Bereszyński, Thiago Cionek, Bartosz Salamon i Paweł Jaroszyński, w środku pomocy Piotr Zieliński z Karolem Linettym, na bokach Dawid Kownacki i Arkadiusz Reca, w ataku Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Plus pięciu rezerwowych, a gdyby dobrać z Serie B, to nawet dziewięciu.
(…)
ZA ARGENTYNĄ
Ale Serie A nie tylko Piątkiem stoi. Z szesnastki tylko dwóch nie powąchało murawy: Michał Marcjanik z Empoli i Reca z Atalanty, który oblał jedyny egzamin w Lidze Europy i cierpliwie musi czekać na poprawkę. Tylko nieco lepiej wygląda sytuacja Pawła Jaroszyńskiego, który pokazał się w jednym spotkaniu, ale porażkę 1:6 we Florencji pewnie chciałby wymazać z pamięci i statystyk. Na przeciwnym biegunie znajdują się Bereszyński, Cionek, Linetty, Milik, Salamon, Skorupski, Stępiński i Zieliński. Oni albo nie muszą obawiać się o miejsce w podstawowym składzie, albo zdecydowanie częściej w nim grają, niż wchodzą z ławki, jak Dawid Kownacki i Łukasz Teodorczyk. Na włoskiej liście płac znajduje się jeszcze Bartłomiej Drągowski. Wprawdzie bramkarz Fiorentiny w trzech meczach wykorzystał szansę, którą stworzyła mu kontuzja Albana-Marca Lafonta, ale obowiązującej hierarchii w drużynie nie zburzył.
Włosi najbardziej zazdroszczą nam Zielińskiego. Po meczu reprezentacji w Bolonii pisali, że gdyby mieli takiego pomocnika, to trochę rozchmurzyłoby się ich błękitne niebo. Wydaje się, że jubiler Carlo Ancelotti nada ostatnie szlify polskiemu brylantowi przed wypuszczeniem w jeszcze większy świat. Ale wcześniej Napoli chce przedłużyć z nim kontrakt do 2023 roku, zmieniając klauzulę odstępnego z 65 do 100 milionów euro i proponując podwojenie zarobków do 2 milionów. Zieliński już nie jest zmiennikiem Marka Hamsika, stał się całkowicie autonomicznym panem środka pola. Takim, co popisze się zaskakującym podaniem, efektownym strzałem z dystansu, co ma wymierny wpływ na wynik, a jego nieobecność na boisku jest natychmiast odczuwalna i zauważalna. O Miliku można mówić w bardzo podobnym tonie. We dwóch strzelili pięć goli. Po siedmiu kolejkach cały polski legion dorobił się 17. Nigdy tak dobrze nie było. Nigdy za taką ilością nie podążyło tyle jakości.
Tylko Argentyńczycy są skuteczniejszą nacją w Serie A. Higuain i spółka nastrzelali 23 gole. Daleko w tyle za Polakami zostali Chorwaci – 9, Francuzi – 8, Hiszpanie – 5, Brazylijczycy – 2. Cała Afryka wbiła 13 goli. Teraz kolejka bez polskiego trafienia wydaje się kolejką straconą (jeszcze się taka nie zdarzyła), czas między jednym a drugim możemy liczyć w minutach. Kiedyś były to miesiące, nawet lata.
ŚWIETNA REKLAMA
Na początku był wiadomo kto. Bello di notte w ligowe popołudnia, bo za jego czasów tylko w niedzielę o 15 zaczynały się mecze, postarał się o 14 goli dla Juventusu i 17 dla Romy. Kontuzja kolana i źle wykonana operacja wypaczyły włoską karierę Władysława Żmudy, który mało pograł w Veronie, a jedynego gola strzelił dla Cremonese. Między ostatnim trafieniem Bońka (17 stycznia 1988) a pierwszym Marka Koźmińskiego (7 marca 1993) zmieściło się długich pięć lat. Piotr Czachowski i Dariusz Adamczuk nie pozostawili bramkowego śladu w Serie A. Później nastąpiła jeszcze dłuższa posucha, o Polakach ani widu, ani słychu na Półwyspie Apenińskim aż do 2006 roku i przyjazdu do Chievo Kamila Kosowskiego. Strzeleckie tabu po dziewięciu latach przełamał Radosław Matusiak, ale to był łabędzi śpiew Polaka.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (41/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”