Wszystkie mistrzostwa Polski Legii
Żaden polski klub więcej razy nie sięgał po tytuł. Żaden nie ma więcej Pucharów Polski, ani dubletów. Legia zdystansowała konkurencję głównie dzięki inwestycjom i rozwojowi, jaki nastąpił w drugiej dekadzie XXI wieku.
Kibice warszawskiej drużyny, zresztą sam klub również, rekordzistami mienią się już od roku. Ten tytuł uznają więc za szesnasty w dorobku, nie godzą się z odebraniem mistrzostwa Anno 1993. Mają swoje argumenty. Oficjalnie jednak Legia dopiero teraz sięgnęła po piętnaste mistrzostwo Polski, wyprzedzając pod tym względem 14-krotnych triumfatorów z Zabrza i Chorzowa. Legia chciałaby być polskim Bayernem. Do pozycji na świecie oraz liczby trofeów sporo jeszcze jej brakuje. Stopień dominacji nad resztą krajowej stawki w ostatnich latach jest jednak podobny. Tudzież styl postępowania przy budowie swojej pozycji, polegający na ściąganiu do siebie najlepszych graczy z ligi, płaceniu więcej od innych, magnetyzowaniu własną marką i perspektywą sukcesów. Bo Legia dziś to rodzimy hegemon – czy się to komuś podoba, czy nie. Jak do tego doszło?
1 – 1955: Armia zaciężna
Kempny, Mahseli, Pol, Brychczy, Strzykalski, Szymkowiak, Pieda, Woźniak, Kowal… To byli pierwszoplanowi aktorzy premierowego mistrzostwa Wojskowych. Bo Wojskowi byli wówczas faktycznie wojskowymi. Potęgę zbudowali na powoływaniu do odbycia służby wojskowej utalentowanych graczach z całej Polski, w pierwszej kolejności ze Śląska. Tak trafił na Łazienkowską i 12 golami przyczynił się do mistrzostwa znakomity snajper Ernest Pol oraz niemniej skuteczny od niego skrzydłowy Lucjan Brychczy. Ten ostatni do dziś pozostaje absolutnym symbolem i żywą legendą klubu, a został po odbyciu służby wojskowej w stolicy, jako że jej uroki spodobały się niezwykle małżonce Kiciego. Co ciekawe, aż pięciu graczy mistrzowskiego CWKS, jak podają autorzy znakomitego albumu „MISTRZOSTWA POLSKI” wydawnictwa GiA, w Warszawie świętowała mistrzostwo wcale nie po raz pierwszy. Powołani przez ojczyznę do obrony granic, a zagospodarowani przez Legię, wcześniej byli mistrzami Polski z innymi klubami – mowa tu o Siemierskim, Szymkowiaku, Piedzie, Kempnym i Mahselim. Generalnie zespół węgierskiego trenera Janosa Steinera, choć do końca dzielnie czoła stawiało mu sosnowieckie Zagłębie (wówczas Stal), był faktycznie najlepszy – mistrzowski tytuł uzupełnił Pucharem Polski. W całym sezonie ligowym Steiner skorzystał tylko z 16 zawodników, a byłoby ich mniej, gdyby nie częste roszady na pozycji środkowego obrońcy.
2 – 1956: Faja na bis
Legia wciąż rosła w siłę i wciąż dzięki polityce „powołań”. Służba wojskowa w PRL-u trwała dłużej niż rok, toteż łatwiej było utrzymać CWKS kadrę klasowych zawodników. Inna rzecz, że jak podają autorzy spod znaku GiA, by namówić na dodatkowy rok służby Pola i Kowala należało użyć naprawdę przekonujących argumentów. Odszedł kapitan Zygmunt Pieda, ale pojawił się – ponownie – Edmund Zientara. Dla polskiego futbolu był to istotny rok – reaktywowany został PZPN, działalność zainaugurował piłkarski totolotek, otworzono Stadion Śląski. Skład był bardzo stabilny, błyszczeli głównie snajperzy – Kempny zdobył 21 bramek, Pol – 18 (w tym 5 przeciw Wiśle Kraków; wynik rekordowy do dziś 12:0), Brychczy – 16. Tyle że nie prowadził ich już Steiner. To była akurat niespodzianka. Węgierski szkoleniowiec chciał przedłużyć umowę, ale oczekiwał podwyżki. Jego żądania nie zostały spełnione. Odszedł, a na ławce usiadł też nie byle kto, bo Ryszard Koncewicz. Trener utytułowany, który wielkie sukcesy notował w Chorzowie i Bytomiu. W Warszawie Faja niczego nie zepsuł, co więcej – usprawnił maszynę: Legia po tytuł sięgnęła łatwiej niż rok wcześniej. Wówczas o włos (punkt) wyprzedziła Sosnowiec, teraz wypracowała sobie aż pięciopunktową przewagę nad Ruchem Chorzów. A do tego znów dołożyła PP.
3 – 1969: Dubeltowy Kaka
To już była zupełnie inna drużyna – być może najlepsza w historii warszawskiego klubu. Trenerem był Czech Jaroslav Vejvoda, w składzie miał takich gigantów jak Grotyński, Stachurski, Deyna, Blautowie, Gadocha, Żmijewski, Pieszko, Brychczy… Początek sezonu nie był szczęśliwy dla przyszłych mistrzów. Już w sierpniu nogę złamał Jacek Gmoch, podstawowy stoper. Jego nieszczęście wykreowało nową parę stoperów – Feliksa Niedziółkę i Andrzeja Zygmunta, obaj pochodzili z okolic Warszawy. Górnik był piekielnie mocny, w marcu, gdy pokonał u siebie Legię, wydawało się, że nic nie powstrzyma Lubańskiego i spółki w zdobyciu tytułu. A jednak KSG złapał zadyszkę. 22 czerwca 1969 Legia musiała przynajmniej zremisować z Ruchem, by cieszyć się z mistrzostwa. Grając koncertowo, rozgromiła Niebieskich 6:2. Marsz kibiców przez ulice stolicy obwieszczał tym, którzy nie wiedzieli (a nie było ich wielu), że po 13 latach tytuł znów trafił na Łazienkowską. Pamiętnym momentem dla fanów był mecz z Pogonią. Legia prowadziła 5:0, gdy Deyna podwyższył wynik pięknym strzałem z rzutu wolnego. Sędzia nakazał jednak powtórkę, więc Kaka powtórzył – piłka znów wylądowała w siatce. Mistrzem Polski zostali też legijni juniorzy, a na kolejny triumf musieli czekać aż do 2013 roku!
4 – 1970: Pierwsza czwórka Europy
Mistrzostwo zostało obronione z pięciopunktową przewagą zarówno nad Górnikiem, jak i Ruchem. Ale już bez Vejvody, który niespodziewanie wrócił do ojczyzny i objął Duklę. Czy wpływ na jego decyzję miała interwencja wojsk polskich w Czechosłowacji? Jego sukcesorem został debiutant, 40-letni Zientara, a Legia zanotowała najlepszy sezon w swojej już ponad stuletniej historii. Przede wszystkim znakomicie spisała się w Pucharze Europy. W I rundzie wyeliminowała mistrzów Rumunii – UTA Arad (8:0 u siebie, wszystkie gole w niewiele ponad pół godziny drugiej połowy!), piekielnie silne francuskie Saint-Etienne – cudownie grającego Deynę francuskie media ochrzciły mianem „generała”. Potem było Galatasaray i w półfinale czekał wielki Feyenoord. Bezbramkowy remis na swoim boisku uzyskany w deszczu i błocie, a przed rewanżem słynna afera przemytnicza. Na Okęciu złapano Grotyńskiego i Żmijewskiego (obu w stopniach… sierżantów) przy próbie wywiezienia znacznej sumy dolarów. Wypuszczono ich ostatecznie z kraju, powrót gwarantował szef klubu, generał Huszcza. Z drużyną do Rotterdamu udało się kilku żołnierzy WSW przebranych za kibiców. W takiej atmosferze rewanż nie mógł się dobrze skończyć.
BRAKUJĄCY ELEMENT: 1993
20 czerwca 1993 roku w niedzielę rozgrywano decydującą o podziale medali kolejkę ligową. Legia ścigała się z ŁKS, trzeci miał być Lech. O tytule miał zadecydować bilans bramkowy, Legia miała lepszy o trzy trafienia. ŁKS podejmował Olimpię i chciał tę różnicę zniwelować, Legia na Reymonta walczyła z Wisłą i pilnowała, by łodzianie za bardzo się nie zbliżyli. Efekt tego wyścigu był taki, że ŁKS wygrał 7:1, Legia 6:0 i tytuł pojechał do stolicy. Ale to była dopiero pierwsza połowa. PZPN ukarał wkrótce czwórkę klubów uczestniczący w tych wydarzeniach. Każdy miał zapłacić po pół miliarda starych złotych kary. W lipcu, kilka tygodni po zakończeniu sezonu, wiceprezes PZPN Ryszard Kulesza grzmiał: „Cała Polska widziała!”. Wyniki anulowano. Mistrzostwo przyznano Lechowi. Warszawski klub w ostatnich latach dwukrotnie zwracał się do PZPN o odzyskanie tytułu. Bez powodzenia.
5 – 1994: Za ciosem
To był trudny czas. Legia, zarządzana od pewnego czasu przez prywatnego sponsora Janusza Romanowskiego, musiała się pozbierać po decyzji PZPN – „Cała Polska widziała…” – odbierającej jej tytuł za poprzedni sezon. Piłkarze dowiedzieli się o tym na urlopach. Potem udali się na zgrupowanie do Zakopanego, gdzie mniej było chyba ciężkiej pracy, a więcej żalów gaszonych czym się da. Janusz Wójcik nie składał jednak broni, potrafił zmotywować zawodników. Tyle że zespół prowadził tylko do końca rundy, bo w styczniu na czele stanął Paweł Janas, a Wójcik udał się w podróż zarobkową („Kasa, Misiu, kasa…”) do Emiratów, mimo że w Warszawie zarabiał 5 tys. dolarów miesięcznie. W składzie nie było już Śliwowskiego, ale świetnie wkomponował się nowy nabytek – Podbrożny, który w rundzie rewanżowej zdobył 11 bramek. Wiosną Legia nie przegrała żadnego meczu, szybko odrobiła ujemne punkty, które były karą za poprzedni sezon. Niesmak wzbudził natomiast ostatni mecz ligowego sezonu – z Górnikiem. Legii starczał remis, gości urządzało tylko zwycięstwo i byli go blisko. Prowadzili 1:0, lecz arbiter główny Sławomir Redziński (po tym sezonie zniknął, przestał sędziować…) wyrzucił z boiska trzech zabrzan. Skończyło się remisem po trafieniu Fedoruka. Ukoronowaniem sezonu był Puchar Polski.
6 – 1995: Kowal odszedŁ, Pisz został
Podbój Ligi Mistrzów nie wyszedł, Hajduk okazał się surowym nauczycielem. Prezes Romanowski musiał podreperować budżet w inny sposób, więc sprzedał Wojciecha Kowalczyka do Betisu za 1,7 miliona dolarów, dzięki czemu reszta drużyny doczekała się premii za poprzedni sezon. To był jednak przede wszystkim czas Leszka Pisza – robił co chciał i jak chciał na ligowych boiskach. Całe szczęście dla stołecznych kibiców, klub nie zdecydował się zimą sprzedać pomocnika do szwedzkiego Trelleborga. Wiosną trudno było już Legię powstrzymać; wygrała osiem spotkań z rzędu. Tym razem niedomówień nie było. Za wywalczony dublet piłkarze dostali 12 miliardów starych złotych do podziału (w przeliczeniu: około stu tysięcy nowych złotych na głowę). Zasłużyli na te pieniądze, przysporzyli zresztą klubowi dużo większych, pierwszy raz w historii awansując do Champions League po pamiętnym dwumeczu z IFK Goeteborg. Legia „95 to ostatni zespół, który po mistrzowski tytuł sięgnął bez obcokrajowca w składzie.
7 – 2002: Wchodzi Drago
Prezes Rady Nadzorczej Polmotu Andrzej Zarajczyk prowadził w byłej Jugosławii rozległe interesy, znał język, więc szukając nowego trenera, patrzył na Bałkany. Jeszcze wiosną 2001 roku wybrał Dragomira Okukę. Dwa treningi dziennie, koniec z bumelanctwem – taka była dewiza Serba. Dokończył sezon 2000-01, ale szału nie było. Latem przybyli na Łazienkowską między innymi Stanko Svitlica i Aleksandar Vuković – piłkarze dobrze znani Okuce. Odeszło aż dziewięciu zawodników. Okuka opaskę kapitańską powierzył Cezaremu Kucharskiemu, stosował ciężkie treningi interwałowe, dzięki czemu warszawianie czuli się mocni pod względem fizycznym. Nie na tyle jednak mocni, by z powodzeniem rywalizować w Europie – jesienią przydarzyła się bolesna klęska 1:6 z Valencią. Okukę medialnie zwalniano kilka razy, wciąż wierzył w niego jednak Zarajczyk. – Kiedy przejmowałem drużynę, to nie było… drużyny. Mieliśmy zlepek indywidualistów, obrażalskich i słabych psychicznie – twierdził trener. Po sprzedaży Kowalewskiego i kontuzji Stanewa między słupkami pojawił się gołowąs – Artur Boruc (trenerem bramkarzy został mianowany Krzysztof Dowhań). Ostatecznie w dziwacznym sezonie, znaczonym nowinką regulaminową dzielącą ligę na dwie grupy, Legia wywalczyła siódmy tytuł, zrównując się wówczas pod tym względem z Wisłą Kraków. Feta przeniosła się z murawy, gdzie kibice raczeni byli darmowym piwkiem, na starówkę. – Wróciłem i zwyciężyłem, kocham was – zapewniał fanów Marek Jóźwiak, który faktycznie – via Chiny – wrócił z Francji.
8 – 2006: Tytuł dla stranierich
Sezon został naznaczony opublikowanym w sierpniu 2005 roku wywiadem z Piotrem Dziurowiczem, który uruchomił lawinę, a wieści o korupcyjnym procederze wylewały się z każdej strony. Niezależnie od wszystkiego Legia właśnie w tym sezonie przełamała trzyletnie rządy Wisły Kraków. Rozgrywki zaczynał na trenerskiej ławce Jacek Zieliński, ale szybko ustąpił miejsca Dariuszowi Wdowczykowi. Trener wprowadził system motywacyjny, wypłacał nawet indywidualne premie. Z powodu bojkotu kibiców często trybuny przy Łazienkowskiej świeciły pustkami. Po raz trzeci w karierze do klubu wrócił Kucharski. O sile zespołu decydowali jednak inni – mianowicie obcokrajowcy: Roger Guerreiro, Edson (znakomicie ułożoną lewą nogą notował asysty i gole ze stałych fragmentów), Moussa Ouattara (znaleziony we Francji na turnieju dla piłkarzy bezrobotnych okazał się najrówniej grającym zawodnikiem w przekroju całego, mistrzowskiego sezonu) i Dickson Choto. Z okazji jubileuszu 90-lecia powstania klubu drużyna grała z historycznym herbem nawiązującym do tego z 1916 roku. Legia tytuł zapewniła sobie w przedostatniej kolejce w Zabrzu, na pożegnanie sezonu uległa u siebie Białej Gwieździe, co oczywiście nie miało żadnego znaczenia, więc sprowokowało kibiców do okrzyków: „Wisła! Co? Za późno!”.
9 – 2013: I pojawił się artysta
Kogoś takiego Legia nie miała od dawna, a cała liga nie miała nigdy obcokrajowca o takim kunszcie i renomie. Danijel Ljuboja przyjechał do Polski i dał fanom radość. Przyjechał już w 2011 roku, niby na emeryturę, ale pokazał jak „wesołe może być życie staruszka”. Bawił się hucznie (czasem do rana, co zresztą przypłacił pożegnaniem z Warszawą…), ale i grał fantastycznie. Szybko znalazł wspólny język z Miroslavem Radoviciem. Został najlepiej opłacanym piłkarzem ligi. Zagwarantował sobie też specjalne bonusy – ponoć po 8 tysięcy euro za bramkę lub asystę. Przed sezonem nowym trenerem został Jan Urban, który dziękował za ponowną szansę (pracował w stolicy w latach 2007-10). Przyszedł też Marek Saganowski, podziękowano takim kozakom jak Nacho Novo oraz Ismael Blanco. W lidze ludzie Urbana właściwie nie mieli sobie równych, zimą doszło do spektakularnej zmiany – nowym prezesem został 37-letni prawnik Bogusław Leśnodorski. Najpierw prezesem, a potem największą gwiazdą klubu. Tak zaczynała się nowa epoka w dziejach Legii. Epoka rekina, który miał zamiar rządzić niepodzielnie w ligowym basenie. Wiosna stała pod znakiem bezwzględnej dominacji, całe rozgrywki zespół skończył, mając 6 punktów przewagi nad Lechem i aż 20 nad trzecim Śląskiem – obrońcą tytułu. Było to pierwsze trofeum wywalczone na nowym stadionie.
10 – 2014: Jest dycha
Końcowa tabela nie kłamała – Legia finiszowała aż 10 oczek przed Lechem. Zastanawiać się tylko można, jak wyglądałby sezon, gdyby Zbigniew Boniek nie podebrał Górnikowi Zabrze Adama Nawałki… Po jesieni Legia miała stosunkowo bezpieczną, bo pięciopunktową przewagę nad resztą stawki, ale miała też kaca po nieudanej przygodzie w europejskich pucharach. I właśnie z powodu tego kaca zdymisjonowany został Urban. Zimą zastąpił go Norweg Henning Berg. Trener raczej przeciętny, ale też taki, który niczego nie zepsuł, przewagi nie roztrwonił, a nawet ją powiększył. Zima była w ogóle kluczowa. Z Legią rozstał się koncern ITI. Nowymi właścicielami zostali Dariusz Mioduski (80 procent udziałów) i Leśnodorski (20 procent). Zmiany właścicielskie ucieszyły kibiców, którzy nie byli zadowoleni z dziesięcioletnich rządów ITI. Wiosenna Legia pod kierunkiem Berga przegrała tylko jeden mecz – walkowerem z Jagiellonią. Ligę wygrała w cuglach, była blisko Ligi Mistrzów, ale na przeszkodzie stanął Celtic i doszło do jednej z najbardziej niewiarygodnych historii w dziejach klubu…
11 – 2016: Futbol i tabela
Po sezonie przerwy w mistrzowskim serialu warszawianie znów wrócili na tron. A wcale nie było to takie oczywiste, wszakże po jedenastu kolejkach liderem był Piast, mając 10 oczek przewagi nad faworytem ze stolicy. Berg musiał odejść. Mariusz Piekarski, mający dobre kontakty na wschodzie, właścicielom Legii podpowiedział zatrudnienie Stanisława Czerczesowa. Tego samego, który 20 lat wcześniej bronił bramki Spartaka Moskwa, gdy Legia biła się z Rosjanami w Lidze Mistrzów. Czerczesow z animuszem wziął się do roboty. Zmienił dietę – zażądał posiłków z zupą i chlebem, do końca roku o połowę zniwelował stratę do Piasta, a potem przykręcił piłkarzom śrubę podczas zimowych przygotowań. Mdleli niemal z wyczerpania podczas obozu na Malcie, ale wiosną byli najlepsi. Piasta wyprzedzili już w 24. kolejce, w 35. – rozbili na boisku zespół Radoslava Latala 4:0. Zgodnie z dewizą trenera („W futbolu najważniejsza jest tabela rozgrywek”) prowadzenia w tabeli nie oddali do końca.
12 – 2017: Teatr jednego Vadisa
Trener, którego wyjątkowo polubili kibice, niespodziewanie odszedł. Ponoć nie miał zaufania do klubowej akademii, ponoć był zbyt mało elastyczny, wybierając taktykę na mecz, ale przede wszystkim miał wielką ochotę zostać selekcjonerem reprezentacji Rosji. Nowym coachem został zwolniony z Anderlechtu Albańczyk Besnik Hasi. Nie miał łatwo, przygotowania musiał zacząć bez uczestników Euro 2016, poza tym z klubu odeszło kilku zawodników, między innymi Ondrej Duda. Wrócił z Chin Radović, ale przede wszystkim przyszedł Vadis Odjidja-Ofoe, z pewnością jeden z najlepszych pomocników w całej, ponadstuletniej historii klubu. I ta właśnie drużyna, po 20 latach przerwy, awansowała do fazy grupowej Champions League, dzięki czemu budżet Legii został wywindowany na niespotykany wcześniej poziom. Posada Hasiego zachwiała się po 0:6 z Borussią Dortmund, dymisja nastąpiła po porażce z Zagłębiem Lubin. Sezon dokończył, a po drodze zremisował 3:3 z Realem Madryt, Jacek Magiera. W lidze trzeba było odrabiać dystans. Legia zaczęła wspinaczkę od prestiżowego zwycięstwa nad Lechem. Na osiem meczów siedem wygrała, jeden zremisowała. W rundzie rewanżowej wciąż trwała pogoń, mimo że zimą zespół pożegnało kilku kluczowych zawodników na czele z najlepszym snajperem Nemanją Nikoliciem. I znów przełomowy był mecz z Lechem, tym razem w Poznaniu. I znów dał o sobie znać były lechita – Kasper Hamalainen. Po raz pierwszy Legia objęła przodownictwo w tabeli po 34. kolejce. Losy tytułu miały rozstrzygnąć się w ostatniej serii. Cztery zespoły miały szanse i grały między sobą. Niby o tej samej porze, ale kiedy w Warszawie zakończył się mecz z Lechią, w Białymstoku jeszcze przez 10 minut Jagiellonia walczyła o jedną bramkę, która dałaby jej mistrzostwo. Nie dała rady.
13 – 2018: Same hat-tricki
Sezon wciąż był 37-kolejkowy, ale już bez dziwacznego dzielenia punktów. Legia zaliczyła pierwszy raz w swojej historii hat-tricka, to znaczy sięgnęła po trzeci z rzędu mistrzowski tytuł. W dodatku hat-trick był dubeltowy, bo do „majstra” doprowadziło ją tym razem trzech trenerów. Po wyjazdowej porażce ze Śląskiem, po której drużyna spadła na piąte miejsce w tabeli, zwolniono Magierę. Zastąpił go Romeo Jozak, szkoleniowiec bez poważnego doświadczenia w pracy z seniorami. Zmiany nastąpiły także na dyrektorskich stołkach – z klubem rozstał się Michał Żewłakow. Na boisku obrońcy tytułu nie zachwycali, ale mieli w swoich szeregach zawodnika, który potrafił przesądzić o wyniku meczu, mianowicie Jarosława Niezgodę. Z trudem, bo z trudem, ale jednak Legia obsadziła fotel lidera po rundzie jesiennej. W połowie kwietnia doszło do kolejnej rewolucji. Słaba gra i 11 (jedenasta!) porażka w sezonie, tym razem na własnym boisku z Zagłębiem Lubin, skłoniła Mioduskiego do interwencji. – Mamy najlepszych w Polsce piłkarzy, a nie mamy zespołu – mówił szef klubu. Jozaka nie broniły ani wyniki, ani atmosfera w drużynie (przekierowany do rezerw Michał Kucharczyk…), zastąpił go asystent Dean Klafurić, który wcześniej pracował z reprezentacją Chorwacji, ale kobiet. Niespodziewanie pod wodzą nowego trenera Legia wygrała w lidze pięć spotkań, jedno zremisowała, zwyciężyła dwukrotnie w Pucharze Polski. Do gabloty trafił więc kolejny dublet – już siódmy, co stanowi absolutny, krajowy rekord.
14 – 2020: Tytuł odzyskany
To, co wydarzyło się w 2019 roku, zszokowało wielu przy Łazienkowskiej. Piast teoretycznie nie miał prawa zgarnąć mistrzostwa, a zrobił to w pięknym stylu. W Warszawie stanęli na głowie, by podobna sytuacja więcej się nie powtórzyła, by tytuł jak najszybciej odzyskać. Udało się to pod kierunkiem Aleksandara Vukovicia. Zawsze był tym „tymczasowym”, tym razem zapracował na miano trenera pełną gębą. Przeprowadził zespół właściwie bezboleśnie przez bardzo nietypowy sezon, bo zrujnowany pandemią, z przymusową przerwą w rozgrywkach. Legia była liderem przed lockdownem, nie dała sobie zrobić krzywdy po wznowieniu sezonu (jako druga na świecie liga, Ekstraklasa zdecydowała się wrócić na boiska), a Vuko odważnie korzystał z młodych zawodników. Na pierwszy mistrzowski tytuł w 1955 roku zapracowało 16 zawodników, po 65 latach w mistrzostwie „maczało palce” aż 39 piłkarzy.
15 – 2021: Siedząc w fotelach
Tradycyjnie – składem personalnym warszawianie bili na głowę wszystkich. Skład był na tyle silny, że Legia właściwie cały sezon mogła rozgrywać bez swojego być może najlepszego skrzydłowego – Marko Vesovicia. Gdyby mógł grać, miałby kłopot, by wygrać rywalizację z Pawłem Wszołkiem czy rozkręcającym się z miesiąca na miesiąc Josipem Juranoviciem. Mimo mocy kadrowej, na początku sezonu Legii szło jak po grudzie. We wrześniu posadą za to zapłacił Vuković. Decyzja właściciela była kontrowersyjna, tym bardziej że następca Vuko, Czesław Michniewicz, na dzień dobry poległ w europejskich pucharach. Co gorsza – odpadł również w rozgrywkach o Puchar Polski. W lidze Michniewicz pozbierał jednak zespół. Zastosował w końcu swój ulubiony schemat gry z trójką obrońców. Nowa taktyka wypaliła właściwie od zaraz, bo na początek Legia pobiła wojujący tą bronią od dawna Raków. Zdarzały się wpadki (porażki z Podbeskidziem i Stalą), ale generalnie tytuł nie był poważnie zagrożony nawet przez chwilę. Gdy już drużyna złapała rytm, wygrywała seryjnie. Końcówkę sezonu miała piorunująco skuteczną, od 20. kolejki dwa razy bezbramkowo zremisowała, resztę meczów wygrała. W środę piłkarze z Ł3 mogli, siedząc wygodnie w fotelach, nie wychodząc z domu, czekać na pomyślny wynik z Białegostoku. I doczekali się. A Boruc został ponownie mistrzem Polski po 19 latach przerwy…
ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (18/2021)