Wolę Ekstraklasę niż Premier League
Wisła Kraków straciła latem jednego ze swoich liderów. Mateusz Lis otrzymał ofertę wyjazdu do beniaminka ligi tureckiej i za 700 tysięcy euro przeniósł się do Altay SK. Przez pół roku wyrósł na jednego z najlepszych golkiperów rozgrywek.
Zaaklimatyzowałeś się już w nowym kraju?
Nie potrzebowałem zbyt dużo czasu, aby się przestawić – odpowiada Lis. – Turcy są bardzo życzliwi, choć porozumiewanie się z nimi w języku angielskim jest trudne. Trudno się dogadać w galeriach czy restauracjach. Przez pierwsze dni, kiedy musiałem ogarnąć podstawowe sprawy życiowe w Turcji, typu mieszkanie, brałem ze sobą tłumacza lub dzwoniłem do klubu i otrzymywałem pomoc w postaci specjalnie oddelegowanego pracownika. Izmir to europejskie miasto, mocno rozwinięte, więc szybko się dostosowałem. Oczywiście, są ciemniejsze zakątki, slumsy, w które się nie zapuszczam. Na ulicach ciągle słychać klaksony ostrzegawcze, ponieważ w ten sposób zwracają uwagę, aby zachować czujność na drodze. No i sporo jest bezpańskich psów i kotów. A co do spraw piłkarskich, to gram od pierwszej kolejki w podstawowym składzie i wszystko na razie układa się po mojej myśli.
Skoro są takie trudności w porozumiewaniu, to klub zapewnił ci lekcje języka tureckiego?
Nie, sam staram się opanować jakieś podstawy, ale to spore wyzwanie. Wyłapuję pojedyncze zwroty i musi to wystarczyć. Może w tym roku trochę poważniej wezmę się za naukę na własną rękę.
Dlaczego klub ci tego nie zapewnił?
Jesteśmy beniaminkiem i z tego, co słyszałem to organizacja w klubach, które już dłużej grają w tureckiej Super Lidze jest dużo lepsza. W Turcji na niektóre sprawy organizacyjne nie kładzie się tak dużego nacisku, jak chociażby w Polsce.
A w zespole jak wygląda komunikacja?
Jest w porządku, mamy tłumacza, który przekazuje wszystko po angielsku. Jako obcokrajowcy trzymamy się razem, mamy swoją grupę na WhatsAppie. Z niektórymi zawodnikami mieszkamy blisko siebie. Ostatnio byłem na pierwszych urodzinach syna Marco Paixao.
Marco pamięta jeszcze cokolwiek w języku polskim?
Codziennie rzucam mu jakieś słówko po polsku, a on się tylko śmieje, bo nasz język jest dla niego zabawny. Któregoś razu powiedziałem mu, że idziemy na odprawę i pamiętał, co to znaczy, więc chyba coś w głowie jeszcze zostało. Zresztą codziennie opowiadam mu, co się dzieje w polskiej lidze, z którą jestem na bieżąco i oglądam tyle meczów, ile mogę. Mam polską telewizję, najczęściej oglądam spotkania Wisły Kraków, ale jeśli czas pozwala, to zerkam także na inne zespoły. Jestem mile zaskoczony postawą Radomiaka i Stali Mielec, które nie dość, że mają świetne wyniki, to jeszcze grają fajnie w piłkę. Kiedy powiedziałem Marco, że Legia jest w strefie spadkowej po rundzie jesiennej, to mi nie wierzył. Jakbym miał dzisiaj postawić jakieś pieniądze, to mistrza upatrywałbym w Lechu, a Legia utrzyma się w lidze.
A Puchar Polski?
Dla Wisły Kraków! Losowanie było dobre, bo Olimpia Grudziądz to rywal w teorii słaby i liczę, że uda się powalczyć o finał.
Ligę turecką też śledzisz?
Kiedy mam do wyboru mecz ligi polskiej i tureckiej, to zawsze wybiorę Ekstraklasę. Zresztą nawet kiedy są hity w Premier League, to wolę popatrzeć na mecze w Polsce. Może dlatego, że znam chłopaków i mnie to bardziej interesuje. Ostatnio gola strzelił mi Yannick Bolasie z Rizesporu, który grał długo w Premier League. Napisał do mnie Rafał Janicki, czy wiem, kto mnie pokonał, ale ja nie byłem świadomy. Dopiero po wyszukaniu w Internecie sprawdziłem jego przeszłość i zobaczyłem, kto to jest. Takich nazwisk z ciekawą przeszłością, w lidze tureckiej nie brakuje, ale jako dzieciak nie grałem w piłkarskie gry komputerowe i znam tylko topowych piłkarzy z innych lig.
Ale Hamsika, Pjanicia czy Balotellego to chyba kojarzysz?
Obiły mi się te nazwiska o uszy. A tak poważnie, to największe wrażenie zrobił na mnie Marek Hamsik, który gra w Trabzonsporze. Mierzyliśmy się pod koniec grudnia, przegraliśmy 1:2, ale pozostawiliśmy po sobie naprawdę dobre wrażenie. Co do Hamsika, to jego sposób poruszania się po boisku i lekkość w grze są naprawdę imponujące. On w trakcie meczu dośrodkowuje ze stałych fragmentów gry raz prawą nogą, raz lewą, w zależności od potrzeby i miejsca na boisku. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego. Co do Pjanicia, to wygraliśmy z Besiktasem 2:1 w lidze, a na koniec roku przegraliśmy 0:1 w krajowym pucharze. W tym drugim spotkaniu jednak nie broniłem.
Balotelli?
Wszedł na jakieś 20-30 minut, trochę pochodził, pogadał z sędzią i tyle. Gola mi nie strzelił.
Napastnicy w lidze tureckiej zagadują bramkarzy? Kilka miesięcy temu oglądałem w Canal+, kiedy na podsłuchu był Dusan Kuciak i bodajże Jakub Świerczok cały czas mu dogadywał.
W Turcji to się nie zdarzyło, ale akurat Kuba Świerczok ma taki styl, że dużo się odzywa do bramkarzy. Kiedy graliśmy z Piastem w ostatnim meczu poprzedniego sezonu w Gliwicach i oni walczyli o puchary, również sporo do mnie mówił. Wygraliśmy 3:2, a Piast stracił szansę na grę w europejskich pucharach. Nie kradłem czasu, a on mi cały czas zwracał uwagę „Lisu, dawaj szybciej, my gramy o puchary, a wy o nic”. Miałem wtedy dzień konia, dobrze mi się broniło i odbiłem nawet jego strzał z rzutu karnego. Po jednej z niewykorzystanych sytuacji rzucił do mnie: „Kur**, cały sezon mi zje***eś”. Ostatnio Canal+ wypuścił serial „Sędziowie” i dla mnie jest on bardzo ciekawy, bo stojąc na bramce omijam wiele dyskusji boiskowych. Mnie generalnie bardzo interesuje praca sędziów i to jak się komunikują z piłkarzami, a w tym serialu jest to fajnie pokazane. Ludzie często sobie nie zdają sprawy, jakie gierki są prowadzone w trakcie spotkania i uważam, że praca arbitra jest naprawdę bardzo trudna.
Wróćmy do Turcji. Izmir to miasto portowe, więc domyślam się, że jest sporo turystów?
Polecam tu przyjechać na wakacje! Izmir to spore miasto, większe niż Kraków, ale przez pół roku nauczyłem się, o której godzinie jest największy ruch i kiedy nie warto wyjeżdżać samochodem. To jednak i tak drobnostka przy ruchu ulicznym w Stambule. Graliśmy kilka spotkań w tym mieście, to niezależnie od pory dnia i tak są ciągłe korki. Zresztą, kiedy wysiadasz na lotnisku w Stambule to szybko zdajesz sobie sprawę, że jesteś w olbrzymim mieście, bo lotnisko jest największe w Europie.
Turecki kebab ci smakuje?
Nie jadłem w Turcji jeszcze dobrego kebaba. To zupełnie inne danie niż w Polsce. Tak naprawdę, kiedy wracam do kraju i mogę sobie pozwolić na jakąś niezdrową przekąskę, to właśnie idę na kebab. W Turcji nie dostaniesz z sosem. Kiedy im pokazuję, jak wygląda takie jedzenie u nas, oni twierdzą, że to nie jest kebab.
Mieszkasz w Izmirze z narzeczoną. Nie baliście się, że Turcy będą ją zaczepiać? Polki są zdecydowanie ładniejsze od Turczynek.
Były takie obawy, bo w Polsce przypinamy łatki różnym krajom, ale do tej pory nie mieliśmy ani jednej dziwnej sytuacji. Kiedy Turcy widzą, że kobieta idzie z mężczyzną, to nawet na nią nie spojrzą.
Może cię po prostu rozpoznają na ulicach?
Nie wydaje mi się, choć było kilka sytuacji, kiedy ktoś mnie zaczepił na mieście i poprosił o zdjęcie czy autograf. Zawsze rozmowy z kibicami schodzą na temat trenera. Mustafa Denizli to żywa legenda klubu, grał przez prawie 20 lat dla Altay, a wiosną rozpoczął pracę jako trener.
Za rachunki w restauracjach musisz płacić?
Wiem, że chodzą legendy o niepłaceniu przez piłkarzy w Turcji, ale ja do tej pory nie miałem takiej sytuacji. Jeden z kolegów opowiadał natomiast, że kiedyś spotkał w restauracji trenera i kiedy przyszło do zapłaty, okazało się, że już szkoleniowiec uregulował rachunek.
A jak wyglądają trybuny w trakcie meczów?
Pirotechniki jeszcze nie widziałem, ale kibice zachowują się inaczej niż w Polsce. Na przykład na stadionie Wisły Kraków doping jest prowadzony z jednej trybuny, a reszta ogląda mecz. W Turcji jest tak, że każda z czterech trybun ma osobny pomysł na kibicowanie. Tworzy to niesamowity efekt i czuć na boisku wielkie wsparcie.
Mam wrażenie, że Turcja trochę cię oczarowała?
Pewnie, że tak! Zagraniczny transfer był dla mnie dużym krokiem w karierze, ale jednocześnie niewiadomą. Cieszę się, że trafiłem do takiego klubu, w którym regularnie gram i sobie radzę. Chciałem się sprawdzić w silniejszej lidze i jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
Trudno było zakładać, że nie będziesz grał, skoro jesteś drugim najdroższym transferem w historii klubu.
To, że Altay wyłożył za mnie pieniądze, pokazało, że prezesom bardzo zależało, aby mnie sprowadzić. Myślę, że do tej pory pokazałem się z dobrej strony i nie żałują tej inwestycji. Wiedziałem, gdzie idę i o co będę grał. Początek sezonu mieliśmy bardzo obiecujący, ale ostatnio wszystko wyhamowało i nie wygraliśmy od kilkunastu spotkań… Naszym celem jest utrzymanie i w rundzie rewanżowej będziemy się o to bić.
Akurat o tobie czytałem same pochwały w ostatnich tygodniach.
Miło mi. Pierwszą rundę uważam za udaną, tym bardziej, że było to pierwsze pół roku w nowym otoczeniu. Chcę podtrzymać dobrą formę i ratować drużynie punkty.
Według statystyk jesteś drugim najbardziej zapracowanym bramkarzem w lidze. Więcej udanych interwencji ma tylko Emiliano Viviano z Karagumruk.
Gdyby nie mecz Karagumruk z Fenerbahce, to pewnie byłbym liderem. W pierwszej połowie były dwie czerwone kartki, a mimo to Karagumruk dowiózł remis 1:1. Viviano zaliczył chyba trzynaście skutecznych interwencji i pobił jakiś rekord ligowy. Kilka dni później w meczu Pucharu Turcji Galatasaray grało z drugoligowym Denizlisporem i bramkarz tego drugiego zespołu zaliczył ponad 20 interwencji! W dodatku w serii rzutów karnych wykorzystał jedenastkę numer pięć, a w szóstej serii obronił strzał rywala. Miał prawdziwy dzień konia i na pewno trafił do notesów skautów z silniejszych klubów. W tej lidze każdy może się pokazać i wywalczyć sobie transfer do lepszego zespołu. Nie ukrywam, że to jeden z moich celów na kolejne miesiące. W Turcji piłka jest bardziej otwarta, gra toczy się od jednego pola karnego do drugiego i czasami wygląda to tak, że drużyna jest podzielona na dwie grupy – pięciu zawodników broni, a pięciu atakuje i są olbrzymie przestrzenie. W tym elemencie mój zespół ma sporo do poprawy.
Trochę inaczej niż w Polsce…
W Turcji wiele drużyn bazuje na indywidualnych umiejętnościach poszczególnych piłkarzy. Zawodnicy nie boją się wziąć na siebie ciężaru gry, wejść w drybling i zrobić coś ekstra dla zespołu. Nie twierdzę, że liga turecka jest wiele poziomów nad naszą ekstraklasą, ale na pewno jest lepsza i gra się tutaj w piłkę nieco inaczej niż w Polsce.
Turcja to przystanek czy plan na długie lata?
Zobaczymy. Podpisałem czteroletni kontrakt, ale w piłce taki okres to już epoka. Nie chcę niczego deklarować.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI