Wojna o władzę w Valencii. Czemu służy klub?
Wydarzenia, które rozgrywały się w minionym tygodniu w Walencji i Singapurze piłkarski świat śledził z zapartym tchem. Chodziło bowiem o coś znacznie więcej niż to, jak potoczą się losy popularnego klubu. Być może ważyła się przyszłość klubowego futbolu na naszym kontynencie.
LESZEK ORŁOWSKI
Gdy w marcu 2017 roku Mateu Alemany obejmował stanowisko dyrektora sportowego Valencii, drużyna zajmowała miejsce w dolnej części tabeli, trenerzy zmieniali się co kilka miesięcy; Che byli czymś w rodzaju pośmiewiska sportowej Hiszpanii, bo z dużej chmury niemal rokrocznie spadał mały deszcz. 12 miejsce na mecie rozgrywek osiągnięte w 2016 i fatalny kolejny sezon (ostatecznie też zakończony na 12 lokacie) było kompromitacją. Zdesperowany Peter Lim, singapurski właściciel klubu, postanowił sięgnąć po sprawdzonego w piłkarskim biznesie menedżera.
Alemany na przełomie stuleci pełnił rolę dyrektora sportowego Mallorki. Gdy w 2000 roku Florentino Perez wygrał wybory prezydenckie w Realu, zaproponował mu stanowisko u siebie, jednak prezydent RCD Guillem Reynes, by tylko zatrzymać speca w klubie, przekazał mu swój fotel. W 2003 roku zarządzana przez Alemany’ego Mallorca zdobyła Puchar Króla. Odszedł w 2005 roku, potem miał różne pomysły na życie, między innymi ubiegał się o stanowisko szefa RFEF (hiszpańskiej federacji piłkarskiej), wreszcie dał się namówić na powrót do futbolu klubowego. W Valencii zatrudnił trenera Marcelino, wraz ze skautem Pablo Longorią przeczyścił kadrę i po dwóch latach Valencia znów została „campeon”, mianowicie zdobyła Copa del Rey. Ponadto dwa razy z rzędu awansowała do Ligi Mistrzów.
No i znienacka tenże Alemany podał się do dymisji, motywując swój krok tym, że pomiędzy nim a Limem oraz jego rezydującym w Hiszpanii plenipotentem, prezydentem VCF Adilem Murthym, istnieją zbyt duże różnice w temacie sposobu prowadzenia klubu. 18 lipca był w Singapurze na spotkaniu z właścicielem i wyszedł zeń zdruzgotany tym, co usłyszał. Solidarność z Alemanym wyrazili Longoria oraz Marcelino (Alemany w styczniu 2019 roku obronił u Lima jego posadę, mimo że ten miał już dogadanego Leonardo Jardima), którzy także zapowiedzieli odejście, co by równało się uderzeniu pioruna w cały projekt, jego natychmiastowemu upadkowi.
Eldorado Mendesa
Różnice dotyczące metod prowadzenia klubu… Otóż właśnie to. Przed zatrudnieniem Alemany’ego Lim w zasadzie sam sterował polityką transferową. Wyrzucił bowiem z pracy Amadeo Salvo i Francisco Rufete – gdy w 2015 roku sprzeciwili się sprowadzeniu Rodrigo Caio (ostatecznie oblał testy medyczne), powierzył obowiązki dyrektora sportowego trenerowi Nuno Espirito Santo. Gdy ten odszedł, zatrudnił Garcię Pitarcha, ale tego też szybko zwolnił. W Valencii za wszystkie sznurki pociągał de facto król piłkarskich agentów Jorge Mendes. To on nakłonił Lima do zainwestowania w futbol, czyli kupna Valencii. Znają się od lat, nic dziwnego, że miał i ma stały kontakt z Singapurczykiem (Alemany przyznał zaś, że nigdy nie dostąpił zaszczytu otrzymania od szefa numeru komórki) i tak namieszał mu w głowie, że Che stali się czymś w rodzaju wystawy dla piłkarzy ze stajni Mendesa. Od kupna klubu przez Lima w październiku 2014 roku aż do marca 2017, kiedy Alemany obejmował władzę, było ich zazwyczaj w klubie ponad dziesięciu, a w szczytowym momencie siedemnastu! Natomiast brakowało sukcesów.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (32/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”