Wisła bez przełamania w debiucie Sobolewskiego
Wisła prowadziła z ŁKS-em już różnicą dwóch goli, ale ostatecznie tylko zremisowała. Biała Gwiazda podzieliła się punktami z łodzianami w hicie 13. kolejki Fortuna I Ligi. I nadal czeka na przełamanie.
Początkowo można było odnieść wrażenie, że po dymisji Jerzego Brzęczka i zastąpieniu go przez Radosława Sobolewskiego, krakowianie doświadczyli natychmiastowego efektu nowej miotły. W pierwszej połowie ŁKS nie miał zupełnie nic do powiedzenia przy Reymonta.
Wisła mogła objąć prowadzenie już w 5. minucie, ale Luis Fernandez trafił tylko w słupek. Bramkową przewagę Biała Gwiazda uzyskała w 29. minucie, kiedy to Mateusz Młyński dośrodkował w pole karne, a Bartosz Jaroch głową wykończył akcję.
Jeszcze przed przerwą piłkarze spadkowicza podwyższyli prowadzenie. W 39. minucie wspomniany wcześniej Fernandez wykorzystał rzut karny podyktowany po popełnionym kilka chwil wcześniej faulu przez Władysława Ochronczuka właśnie na nim.
Po zmianie stron ŁKS zaczął jednak coraz bardziej dochodzić do głosu. Łodzianie złapali kontakt w 56. minucie. Ignacio Monsalve, który został pozostawiony zupełnie bez opieki w polu karnym podczas rzutu rożnego, bezproblemowo wpisał się na listę strzelców.
W kolejnych minutach obserwowaliśmy wymianę ciosów. Najpierw strzegący dostępu do wiślackiej bramki Mikołaj Biegański wygrał pojedynek sam na sam z Nelsonem Balongo, a chwilę później szczęście znowu nie sprzyjało krakowianom, bowiem futbolówka po uderzeniu Momo Cisse zatrzymała się tylko na poprzeczce.
Ostatnie słowo należało do gości, a konkretnie do Ruisa Lopeza Pirulo, który w 76. minucie popisał się mocnym i precyzyjnym uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego tuż na skraju pola karnego. Hiszpan doprowadził do wyrównania i ustalił końcowy wynik spotkania.
Remis nikogo pod Wawelem nie może cieszyć biorąc pod uwagę nie tylko przebieg boiskowych wydarzeń, ale przede wszystkim fakt, że nie doszło do upragnionego przełamania. Wisła zanotowała już szósty mecz z rzędu w I lidze bez zwycięstwa i znajduje się nawet poza strefą barażową.
Jeśli dodać do tego wewnętrzne napięcie wśród władz i decydentów klubu, okazuje się, że pierwotnie zakładany szybki powrót do PKO Bank Polski Ekstraklasy wcale nie będzie ani taki szybki, ani tak bezbolesny.
jbro, PilkaNozna.pl