WIDZIANE Z HAMPDEN: Wszystko na opak
Przedziwny to by mecz. Im bardziej ofensywnych graczy miała Polska na boisku tym bardziej się broniła. Kiedy pojawili się defensywni próbowała atakować i wygrała choć nic już tego nie zapowiadało.
Jarosław Tomczyk
Gdyby polskim piłkarzom wszczepić charaktery szkockich, albo szkockim umiejętności polskich to może powstałaby drużyna zdolna bić się o mistrzostwo świata. Ale, że tak się nie da to mamy dwie, które mistrzostwa Europy zakończyły na dwóch ostatnich miejscach, a w Lidze Narodów pozycjonuje je się do gry – jak mawiał klasyk – „o spadek”.
Gdyby Zieliński, Zalewski czy Urbański urodzili się Szkotami to pewnie mogliby w tym kraju aspirować do jedenastki wszechczasów. W czwartek na Hampden, znająca się na rzeczy publiczność mogła tylko „achać” i „ochać” patrząc na to jak radzą sobie z piłką. Wszyscy oni, choć dwójka właściwie nie gra w swoich klubach, wyszli na boisko w podstawowej jedenastce co było jasnym sygnałem Michała Probierza, że słowa dotrzymuje i z ofensywnych zapędów kadry ani myśli rezygnować. Dało to w rezultacie dwubramkowe prowadzenie do przerwy choć biało-czerwoni przez pierwsze 45 minut w zasadzie tylko się bronili nie pozwalając jednak topornym Szkotom na żadne poważniejsze zagrożenie.
Kiedy jednak nasi zapomnieli wyjść z szatni i gospodarze od razu złapali kontakt, selekcjoner kolejnymi zmianami ustawiał zespół coraz bardziej defensywnie. Zrezygnował z gry dwoma napastnikami i na Hampden zrobił się remis. Wtedy do bazy ściągnął jeszcze Zielińskiego z Szymańskim wpuszczając Slisza z Moderem jakby za wszelką cenę nie chciał przegrać. I co? W ostatecznym rezultacie wygrał, bo sprawę wziął w swoje nogi Zalewski. Piłka nożna to czasem naprawdę dziwna gra, a zwycięzców się nie sądzi. Po raz kolejny nie tylko nie przegraliśmy w Glasgow, ale jeszcze wygraliśmy w ostatniej akcji bardzo ważny mecz. No więc trzeba się cieszyć!
Z Glasgow