Walka do końca i wygrana Manchesteru City nad Leicester
Manchester City pokonał Leicester City (2:1) na inagurację sobotnich zmagań w Premier League. W meczowej kadrze „Lisów” znaleźli się Marcin Wasilewski i Bartosz Kapustka, jednak żaden z nich nie pojawił się na boisku.
David Silva otworzył wynik spotkania na Etihad Stadium (fot. Łukasz Skwiot)
Kibice, którzy we wczesne sobotnie popołudnie pojawili się na trybunach Etihad Stadium, na pewno nie mogą żałować wydanych pieniędzy i poświęconego czasu. Manchester City podejmował na własnym terenie byłego już mistrza Anglii – Leicester City i było to naprawdę dobre widowisko.
Spotkanie przez wiele minut było bardzo wyrównane i żadnej z drużyn nie udawało się przechylić szali na swoją korzyść. Przełom nastąpił dopiero po pół godzinie gry, kiedy to w polu karnym Leicester znalazł się David Silva, który uderzył celnie i nie dał szans na obronę Kasperowi Schmeichelowi. Trafienie Hiszpana wzbudziło sporo wątpliwości, ponieważ praktycznie na torze lotu piłki po jego strzale stał Raheem Sterling. Anglik był na pozycji spalonej, a jakby tego było mało, wykonał ruch do piłki. W opinii niektórych komentatorów, bramka Silvy nie powinna w takiej sytuacji zostać uznana.
Goście protestowali, jednak sędzia po konsultacjach postanowił, że gra zostanie wznowiona od środka. Gracze „Lisów” nie zdołali się jeszcze otrząsnąć po tracie pierwszej bramki, a już gospodarze wyprowadzili drugi cios. W 36. minucie Yohan Benalouane faulował szarżującego Leroya Sane i arbiter był zmuszony wskazać na „wapno”. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się młodziutki Gabriel Jesus.
Leicester zdołał się obudzić jeszcze przed przerwą, co zwiastowało emocje w drugiej części spotkania. W 42. minucie wrzutkę w pole karne Manchesteru wykorzystał Shinji Okazaki, który z kilku metrów oddał strzał pod poprzeczkę i chociaż Willy Caballero był blisko, to nie zdołał obronić.
W drugiej połowie przewaga podopiecznych Pepa Guardioli rosła praktycznie z minuty na minutę, jednak brakowało im stempla w postaci trzeciego gola, który mógłby już definitywnie rozstrzygnąć o losach spotkania.
W końcówce do głosu doszli jednak goście z King Power Stadium, którym udało się nawet wywalczyć rzut karny. Faulowany przed bramką „The Citizens” był Riyad Mahrez, który rozgrywał bardzo dyskretne zawody i sędzia ponownie podyktował jedenastkę. Do piłki podszedł sam poszkodowany, który co prawda trafił do siatki, ale gol uznany nie został. Dlaczego? Ponieważ Algierczyk przy strzale się poślizgnął i najpierw dotknął piłkę nogą postawną, a następnie kopnął ją drugą w kierunku bramki. Arbiter to zauważył i podjął jedyną słuszną decyzję.
Więcej goli już w tym spotkaniu nie zobaczylimy i po końcowym gwizdku z trzech punktów mogli się cieszyć gospodarze. Dzięki tej wygranej Manchester City bardzo przybliżył się do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce na koniec sezonu i gry w kolejnej decyzji Champions League.
gar, PiłkaNożna.pl