Półtora miesiąca temu Atletico pokonało Real 4:2 w meczu o Superpuchar Europy. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło i za zdecydowanego faworyta ligowego starcia w weekend uznaje się Los Blancos. Czy jednak słusznie?
LESZEK ORŁOWSKI
Sytuację w Realu niedawno (nr 37) szeroko omówiliśmy na łamach „Piłki Nożnej”. Jej obraz został namalowany w bardzo różowych barwach. Wydarzenia ostatnich kilkunastu dni nie podważyły tamtych wniosków, choć oczywiście pierwsza strata ligowych punktów w spotkaniu z Athletikiem musiała skłonić do zadania pytania, czy aby na pewno wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zanim więc zajmiemy się głównym bohaterem tego tekstu, jakim jest ekipa Los Colchoneros, kilka zdań o Realu.
NAJLEPSI BEZ BRAMEK?
W grze zespołu w meczu z Baskami można dostrzec niepokojące symptomy. Otóż jest ona za piękna. Byli koledzy Cristiano Ronaldo, zwolnieni z obowiązku odszukiwania go podczas każdego ataku, uruchomili całe pokłady kreatywności i momentami jest jej aż za dużo. Real trochę ostatnio przefajnowuje. Ilustracją tego może być pewna akcja z drugiej połowy spotkania z Athletikiem. Zawodnicy Lopeteguiego wykonali w środku pola kilka wirtuozerskich zagrań z pierwszej piłki, wobec których rywale stali jak ogłupiali. Jedynym jednak zyskiem z tej kombinacji było dostarczenie piłki na skrzydło, skąd poszło dośrodkowanie w puste pole karne. Taki skutek – wyrobienie pozycji do centry – osiągać należy jednym dokładnym podaniem, piękna zespołowa akcja winna skończyć się wykreowaniem sytuacji bramkowej. W futbolu marnotrawienie energii w dłuższej perspektywie przynosi kiepskie skutki.
O Raheemie Sterlingu powiada się, że byłby najlepszym piłkarzem świata, gdyby na boisku nie było bramek. Oby za jakiś czas ten bon mot nie zaczął pasować do Realu jako zespołu. W każdym razie Diego Simeone o niczym tak nie marzy jak o tym, by Los Blancos w meczu derbowym jęli uprawiać sztukę dla sztuki, zamiast prostymi środkami i jak najszybciej dążyć do celu.
Jeśli Lopetegui dostrzegł problem, szybko mu zaradził. W meczu z Romą w Lidze Mistrzów Real grał już znacznie bardziej wertykalnie: oddał 30 strzałów, z czego 11 celnych. Czy do meczu derbowego przystąpi jednak nastrojony na taką właśnie nutę?
ANATOMIA KRYZYSU
Staje się już regułą, że triumfator meczu o Superpuchar Europy słabo startuje w lidze. Tak było przed rokiem z Realem, tak stało się teraz z Atletico. Obie drużyny zachwyciły (Real jeszcze bardziej w krajowym Superpucharze z Barcą), wydawało się, że gdy zacznie się sezon, będą gromiły rywali, po czym po dwóch tygodniach na boiska wychodziły całkiem inne zespoły niż tamte. Przygotowanie tego lata przedwczesnego szczytu formy na jeden mecz było przemyślaną decyzją szefów Atletico.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (39/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”