Przejdź do treści
W Berlinie nadeszło nowe, czyli wszystko po staremu

Ligi w Europie Bundesliga

W Berlinie nadeszło nowe, czyli wszystko po staremu

Minęło półtora roku odkąd Lars Windhorst zaczął pompować pieniądze w berlińską Herthę. Były wielkie plany, a tymczasem klub wrócił do punktu wyjścia. Inwestor już wie, że zabawa w futbol będzie najcięższym spośród wszystkich jego dotychczasowych biznesowych doświadczeń.

MACIEJ IWANOW


Projekt zaczął się od górnolotnych słów. Hertha miała w niedługim czasie doszlusować do krajowej elity, grać w europejskich pucharach, stać się klubem na miarę wielkiej, europejskiej metropolii. Tymczasem w Berlinie sąsiedzki Union tylko uśmiecha się z politowaniem.

Pieniądze szczęścia nie dają

Ante Covic na ławce trenerskiej był od początku nieporozumieniem. Juergen Klinsmann odchodził w kontrowersyjnych okolicznościach. Remedium na problemy miał być Bruno Labbadia. Występował nie tylko w roli strażaka, ale również człowieka, który jest w stanie postawić solidne fundamenty pod przyszłe sukcesy i posprzątać po poprzednikach. Piękny Bruno nie wytrzymał nawet roku, a o zwolnieniu dowiedział się w trakcie pomeczowego wywiadu w stacji Sky. 

W Hercie od dawna wszystko stoi na głowie, jakby chcieli zbudować dom, zaczynając od dachu. W grudniu nowym prezesem Herthy został Carsten Schmidt. Rządy zaczął od mocnego uderzenia. Poza trenerem pracę stracił również znienawidzony przez kibiców Michael Preetz – były wybitny piłkarz, który na stołku dyrektora sportowego zasiedział się stanowczo za długo. Uratować sezon ma inna legenda Herthy i jej były trener – Pal Dardai. Obowiązki Preetza przejmie Arne Friedrich. Piłka bywa przewrotna. Preetz zwalniał Dardaia (pomijając ich konflikt), by Hertha zerwała ze stabilnym, acz siermiężnym futbolem, i zrobiła krok ku ofensywnej, atrakcyjnej piłce. Teraz Preetza w klubie nie ma, a Dardai wraca by ratować klub przed najgorszym.

Pieniądze szczęścia nie dają – to truizm, ale oddaje postawę Preetza w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy. Gdy Hertha dostała monstrualne, jak na dotychczasowe warunki, fundusze na transfery, Niemiec momentalnie przeobraził się w dziecko, które dorwało się do karty kredytowej ojca i zaczęło korzystać z mikropłatności w ulubionej grze. Nie on jeden wyłożył się na zbyt dużym zastrzyku gotówki, ale jest najjaskrawszym przykładem. Preetz kształtował politykę kadrową i to on jest głównym odpowiedzialnym za taką, a nie inną sytuację klubu. 

To też kolejny przykład, że newralgicznych posad nie powinno się przyznawać za zasługi. Była legenda i najlepszy strzelec Herthy w historii nie był odpowiednim człowiekiem na to stanowisko. Preetz nie miał właściwych kompetencji, a że mimo ciągłych pożarów, utrzymał się na stołku tak długo, jest zasługą prezydenta klubu, Wernera Gegenbauera, z którym od dawna utrzymuje przyjacielskie kontakty. Gegenbauer długo nie chciał przyznać, że Preetz nic w klubie nie osiągnął, a jego kadencja była tylko stratą czasu i pieniędzy.

Według doniesień medialnych decyzję o zwolnieniu Preetza podjął Lars Windhorst, mający już serdecznie dosyć bezsensownego marnotrawienia kasy.

Nie mogą dziwić protesty kibiców. Dla nich był wrogiem publicznym numer jeden. Przed ostatnim, decydującym meczem z Werderem przed stadionem zebrało się około 250 fanów Herthy, a reakcje w social mediach po oficjalnym komunikacie klubu mówiły same za siebie. Hertha robiła transfery bez przygotowanego planu. Kupowała piłkarzy dla samego kupowania. Ciekawe nazwisko? Ma potencjał? Bierzemy! Dopiero potem zastanawiano się, jak wpasować danego piłkarza w zespół. Miliony wydane na Krzysztofa Piątka będą ciągnąć się za Preetzem już do końca życia. W Hercie absolutnie brakuje know-how i profesjonalnego dyrektora sportowego. Sprawnego menedżera, który najpierw obróci każde euro dwa razy w ręku, zanim je wyda, i skonsultuje decyzję z trenerem. Wydawać jest łatwo – zwłaszcza gdy źródełko nie wysycha. Wydawać z sensem jest już sztuką, udaje się to nielicznym.

Kto się śmieje…

Na szczęście dla Herthy Windhorst traktuje projekt w kategoriach biznesowych i jest zdeterminowany. Stołeczny klub ma być perłą w jego portfolio. Można być pewnym, że inwestor nie zrazi się dotychczasowymi niepowodzeniami i nie odpuści, dopóki nie dopnie swego. Hertha ma wyjść na prostą, stać się rentowna, a nie tylko pochłaniać pieniądze. Co prawda Windhorst nie zna się na piłce, ale nie stanowi to problemu. Za to problemem jest, że nie potrafił otoczyć się kompetentnymi ludźmi, którzy wcielą jego pomysły w życie i doradzą w krytycznych momentach. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Dlatego nie dziwią najnowsze doniesienia, że nowym dyrektorem sportowym może być Ralf Rangnick czy Fredi Bobic. Ludzie, którzy mają znakomitą opinię w środowisku, udowodnili, że są fachowcami. Pierwszy krok do rozwiązania problemu, to przyznać, że jest problem. Hertha żegnając się z Preetzem, zrobiła to oficjalnie.

Juergen Klinsmann uciekał z Herthy jak szczur z tonącego okrętu. W raporcie oskarżył Preetza o niekompetencję i partykularne interesy. Wniosek był jeden: należy wymienić cały zarząd. Raport przeznaczony był tylko dla Windhorsta, ale wyciekł do mediów. Nie pozostawiono na Klinsmannie suchej nitki. Opinia publiczna była wręcz oburzona. Jak to? Ten, który się skompromitował, zamiast zaszczepić w Hercie swoisty American Dream, śmie kogokolwiek pouczać? Chociaż Windhorst i prezydium klubu publicznie zdystansowali się od rewelacji byłego trenera, wewnętrznie zaczęli poruszać zgłoszone problemy. Posada i reputacja Preetza zaczęły słabnąć. Klinsmann siedząc na tarasie domu na Florydzie, może gorzko triumfować.

Drużyna egoistów

Czas na zwolnienie Pięknego Bruna był najwyższy. Sytuacja w tabeli zrobiła się może nie dramatyczna, ale na pewno zła – malutka przewaga nad strefą spadkową, zamiast walki o europejskie puchary. Sformułowany cel był inny, a zespół mający do dyspozycji tak wielkie środki finansowe, miał obowiązek grać o czołowe lokaty w lidze i przynajmniej awansować do Ligi Europy. Labbadia nie poradził sobie. Był fatalny i nigdy nie znalazł sposobu na stworzenie funkcjonującego zespołu z utalentowanych piłkarzy. Nie potrafił przekonać trudnych do poprowadzenia solistów, by przełożyli dobro drużyny nad własne ambicje. Bycie trenerem nie ogranicza się już tylko do ułożenia właściwej taktyki i reagowania podczas spotkań. Szkoleniowiec musi być psychologiem, a przede wszystkim liderem, który będzie miał posłuch. Tego zabrakło. Taktycznie też zawiódł. Nie wypaliło ustawienie z jednym napastnikiem, ani z dwoma. Swoimi decyzjami nie pomagał także w trakcie meczów. Jeśli Labbadia pracą w Hercie miał udowodnić, że nie jest tylko kolejnym zadaniowcem i strażakiem, a pełnoprawnym trenerem, szansę na to bezpowrotnie zaprzepaścił. 

Zamiast drużyny była zgraja egoistów. Liderem na boisku miał być Matheus Cunha. I owszem, piłkarsko miał wszystko, szybko zaczęto go nawet porównywać do byłej legendy Herthy – Marcelinho. Ale za talentem sportowym nie nadążała głowa i mentalność. Nieporozumienia z kolegami z drużyny, otwarty konflikt z byłym już trenerem, a także pozaboiskowa niesubordynacja. W grudniu razem z rodziną poleciał do Szwajcarii, mimo zakazu, jaki ze względu na pandemię wydał klub. Najświeższym ekscesem są nowe tatuaże. Gdzie je wykonał, skoro studia są zamknięte w związku z obostrzeniami? Nie wspominając już o tym, że łatwo o zakażenie przy takich ranach. Cunha już dawno przestał być skupiony na dobru drużyny i wynikach. Brazylijczyk czeka już tylko na koniec sezonu, by ewakuować się z Berlina.

Syn Herthy

W ten bałagan wkracza Dardai – ulubieniec kibiców, syn Herthy, w którego żyłach płynie niebiesko-biała krew. Były kapitan pracował do niedawna w klubowej akademii, z dala od bundesligowego zgiełku. Ale kiedy rodzina wezwała na pomoc, nie mógł odmówić? Dardai w klubie jest już od 24 lat. W latach 2015-19 był trenerem. Wtedy obejmował zespół w podobnej sytuacji. I dokonał cudów. Szatnia była gotowa za nim pójść w ogień. Najpierw utrzymał Herthę w lidze, potem awansował dwa razy do europejskich pucharów, choć z bardzo miernym skutkiem. To było jednak za mało. Futbol Dardaia oparty był na bezpieczeństwie i solidności, brakowało fajerwerków. Dlatego musiał odejść. Nie mógł być twarzą nowego projektu. Szukano kogoś, kto dostosuje styl drużyny do ambitnych planów. Zabawne. Wtedy było to przeszkodą i zarzutem, teraz jest pożądane.

Czy Węgier ma być strażakiem? I tak, i nie. Wprawdzie kontrakt obowiązuje do czerwca 2022, ale zawarta jest w nim klauzula – żeby prowadzić Herthę w następnym sezonie, Dardai musi zdobywać 1,5 pkt na mecz. W latach 2015-19 jego średnia wynosiła 1,38. Jeśli więc drużyna zanotuje cudowny progres, Dardai zostanie na dłużej. W przeciwnym wypadku zarząd klubu będzie miał alibi przy kolejnej zmianie trenera. Sam Dardai nie wybiega myślami poza bieżący sezon. Zresztą, do niedawna nie myślał nawet o powrocie na ławkę trenerską Starej Damy.

– Chcę do lata wykonać dobrą robotę. Potem zobaczymy. Mamy coś zaplanowane, ale jestem dziwnym facetem – dla mnie też musi być to fajne. Nie chcę długo rozmawiać o kontraktach. Chcę dobrze przepracować sześć miesięcy i przy okazji dobrze się bawić – mówił nowy trener. 

Z kolei nowy tymczasowy dyrektor sportowy, Friedrich, powiedział: – To nowy początek. Nie tylko na stanowisku trenera. Otwieramy nowy rozdział w historii Herthy, by wreszcie połączyć wyczekiwany gabinetowy profesjonalizm z wynikami. 

Na pierwszy trening drużyny z nowym sztabem kibice przygotowali baner z napisem: Pal i Zecke – jeśli nie wy, to kto? I oto jest pytanie. 


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 5/2021)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024