Przejdź do treści
Tygrysy Ameryki

Ligi w Europie Świat

Tygrysy Ameryki

Tigres pokonali LAFC w finale Ligi Mistrzów strefy CONCACAF, a zwycięskiego gola strzelił wicemistrz Europy z 2016 roku, legenda klubu Andre-Pierre Gignac. To historyczny, pierwszy triumf krezusów meksykańskiego futbolu.

Czy Tigres sprawią psikusa w KMŚ?

Wreszcie zdobyliśmy ten p… puchar – krzyczał po końcowym gwizdku 35-letni Francuz, któremu zabrakło takiej precyzji w końcówce regulaminowego czasu gry w pamiętnym meczu finałowym Euro 2016 Francja – Portugalia, gdy mogąc zostać wielkim bohaterem trafił w słupek. Ekipa Cristiano Ronaldo ostatecznie zwyciężyła po trafieniu Edera w dogrywce. Fortuna uśmiechnęła się do Gignaca ponad cztery lata później. Długo czekał na ten moment – piłkarze Tigres UANL przegrali bowiem aż trzy finały w czterech ostatnich latach. Byli zdecydowanie najlepszym zespołem kontynentu, ale nie potrafili tego potwierdzić w decydujących chwilach. Teraz wreszcie sięgnęli po główną nagrodę.
– Ludzie mogą na to patrzeć w różny sposób: widzieć szklankę do połowy pełną albo pustą. Ci, którzy wypominali nam trzy przegrane finały zaliczają się do tej drugiej kategorii. Oni nas ciągle krytykowali, mówili, że nie traktujemy poważnie tych rozgrywek. Gdyby tak rzeczywiście było, wówczas nie gralibyśmy w czterech finałach – oceniał trener Tuca Ferretti. Ich rywale, LAFC po drodze do finału wyeliminowali kolejno aż trzy meksykańskie zespoły – Leon, Cruz Azul oraz w dramatycznych okolicznościach Club America, prowadzony przez charyzmatycznego eksselekcjonera reprezentacji tego kraju Miguela Herrerę, którego ta porażka kosztowała posadę (został zastąpiony pod koniec grudnia przez Santiago Solariego).

Co ciekawe, żaden klub Major League Soccer nie wygrał Champions League od 2000 roku, gdy udało się to Los Angeles Galaxy – supremacja drużyn z Liga MX od lat nie podlega dyskusji, ale tym razem długo zanosiło się na przełamanie klątwy. Podopieczni Boba Bradleya prowadzili po golu zdolnego Urugwajczyka Diego Rossiego, już kuszonego przez włoskie kluby z Fiorentiną na czele, i dopiero trafienia dwóch najważniejszych zawodników Tigres – tego z najdłuższym stażem (Hugo Ayala) oraz najskuteczniejszego snajpera (Gignac) odmieniły losy spotkania. W ten sposób najsłynniejszy meksykański piłkarz Carlos Vela, lider LAFC, musiał uznać wyższość zespołu, którego w przeszłości nie było stać na jego uposażenie. W Los Angeles Meksykanin zarabia znacznie więcej niż jakikolwiek zawodnik Tigres, a konkretnie 6,3 miliona dolarów rocznie, ale ciągle pozostaje bez choćby jednego trofeum. Nie udało mu się najpierw w trzech kolejnych sezonach w MLS, teraz zaś w finale Champions League. Tego dnia znacznie jaśniej błyszczała gwiazda drużyny przeciwnej.

Gignac to postać osobliwa i wyjątkowa w strefie CONCACAF. Pięć lat temu został wicekrólem strzelców Ligue 1 – zaraz za ówczesnym napastnikiem Lyonu, a obecnym Arsenalu Alexandrem Lacazettem – stanowiąc o sile mocnej drużyny Olympique Marsylia. Przy okazji był regularnie powoływany do reprezentacji trójkolorowych. Mając oferty z czołowych lig europejskich nieoczekiwanie zdecydował się na przeprowadzkę za ocean i to nie po to, by pójść w ślady Thierry’ego Henry’ego, kolegi z kadry na mundial w 2010 roku, czyli zawitać do Major League Soccer, ale zamiast tego, trafił do mało popularnej w Europie meksykańskiej Liga MX. Przeprowadził się do piekielnie upalnego latem Monterrey, które przecież tak dało się we znaki Zbigniewowi Bońkowi i jego kolegom z kadry biało-czerwonych na pamiętnym mundialu w 1986 roku.

W Tigres Gignac został jednak legendą, zdobywając już 125 goli (najwięcej w historii klubu) i sięgając po cztery mistrzowskie tytuły. Kibice go uwielbiają, a działacze zapowiedzieli… postawienie Francuzowi pomnika na Estadio Universitario. On sam znakomicie zaaklimatyzował się w Kraju Azteków, przyjmując obywatelstwo Meksyku. Nie wiadomo dokładnie, ile zarabia, bo oficjalne dane są trzymane w tajemnicy, ale nie są to oszałamiające kwoty. W informacjach podanych przez wikileaks pojawiła się skromna kwota miliona dolarów, a meksykańscy dziennikarze informują, że z bonusami może kasować około czterech milionów. Mimo wszystko to o połowę mniej od Gonzalo Higuaina po drugiej stronie granicy, czyli w Interze Miami oraz kilku innych gwiazdeczek MLS.
– Ludzie we Francji nie rozumieli po co on się tam wybiera. Myśleli, że udał się na wysoko płatną emeryturę i zarabia nie wiadomo jakie pieniądze – komentuje francuski specjalista od meksykańskiej ligi Thomas Goubin. Gignac, nazywany przez miejscowych fanów, a zwłaszcza fanki, El Bombon (cukiereczek, przystojniaczek), to oryginał, który na życie patrzy trochę inaczej niż przeciętny piłkarz. Prawie w ogóle nie rozmawia z dziennikarzami, wolne chwile spędza z rodziną. W Meksyku znalazł swój drugi dom.

Widać, że jest tutaj szczęśliwy. Ciągle się wygłupia i robi nam dowcipy. Nazywamy go medio loco, czyli półszaleńcem, bo ma trochę nierówno pod sufitem – śmiał się kolega z zespołu, były pomocnik Sevilli Guido Pizarro. To właśnie w Monterrey Gignac zrobił swój pierwszy tatuaż – pazury tygrysa ze swoim numerem dziesięć na środku. Oczywiście jako gest wdzięczności wobec kibiców Tigres za ich ciągłe wsparcie. Artysta, który wykonał tatuaż, Cesar Ritual został przyjacielem piłkarza i już 15-krotnie wracał do jego domu, aby wykonać kolejne ozdoby dla członków rodziny i znajomych.

-Tam zawsze panuje świetna atmosfera. Ma wielki dom z basenem, w którym ciągle przebywa mnóstwo osób, głównie jego gości z Francji. Jest głośno i wesoło. Andre mówił mi, jak świetnie czuje się w Meksyku. Opowiadał, że w jego ojczyźnie ludzie są bardziej chłodni i zdystansowani, do tego lubią stroić fochy. Tutaj podoba mu się wszystko: upał, a także meksykańska gościnność i ciepło, jakim go wszyscy obdarzają – mówił Ritual dla lokalnych mediów. Sam piłkarz w jednym z nielicznych wywiadów stwierdził po prostu, że pragnie być ambasadorem budującym pozytywny wizerunek Francji w Meksyku oraz reklamującym Meksyk we Francji. Na razie wychodzi mu to znakomicie.

Tigres, którzy staną na drodze Roberta Lewandowskiego i jego Bayernu w klubowych mistrzostwach świata, to jednak nie tylko Gignac. To mocna drużyna, z wieloma piłkarzami o znanych w Europie nazwiskach, jak reprezentanci Meksyku Carlos Salcedo, Javier Aquino, Hugo Ayala, Jesus Duenas, Diego Reyes i Luis Rodriguez, były pomocnik Spartaka Moskwa Rafael Carioca, mający za sobą występy w Romie Urugwajczyk Nicolas Lopez, czy też wspomniany Pizarro – kapitan zespołu. Do tego pod wodzą charyzmatycznego trenera – Ferretti przez ostatnich dziesięć lat zbudował prawdziwą maszynkę do wygrywania, a zarazem zespół prezentujący atrakcyjny dla oka, ofensywny futbol – są przyzwyczajeni do zdobywania kolejnych trofeów. Na turnieju w Katarze Los Felinos będą chcieli sprawić niespodziankę. Jeśli tak się stanie, to kto wie – może ich francuski supersnajper będzie musiał zrobić sobie nowy tatuaż…

 

Marcin HARASIMOWICZ
LOS ANGELES

 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024