Przejdź do treści
Turcja wraca na salony. Obfite plony rewolucji

Ligi w Europie Świat

Turcja wraca na salony. Obfite plony rewolucji

W 2008 roku Turcja zachwyciła, docierając do półfinału turnieju rozgrywanego w Austrii i Szwajcarii. 12 lat później spróbuje nawiązać do tamtego sukcesu, prezentując Europie nowe, chyba jeszcze bardziej utalentowane pokolenie piłkarzy.

Senol Gunes jest pierwszym selekcjonerem w historii, który awansował z reprezentacją Turcji zarówno na mundial, jak i do finałów mistrzostw Europy (foto: Depo Photos/Imago Sport)

Byli wtedy świetni. Porwali tłumy widowiskowością (w pięciu meczach z ich udziałem padło aż 17 bramek), finezją, a przede wszystkim niebywałą determinacją w końcówkach spotkań. Ze Szwajcarią wygrali po golu w drugiej minucie doliczonego czasu gry, zwycięstwo z Czechami dały im trafienia w minutach 87. i 89., w ćwierćfinale doprowadzili do remisu w dodatkowym czasie dogrywki, by następnie pokonać zdruzgotanych Chorwatów w serii rzutów karnych. W grze o wielki finał charakteru znowu nie zabrakło, ale szczęścia już tak – w swoim stylu w 86. minucie wyrównali na 2:2, jednak tym razem to rywal pokazał psychologiczną odporność i ostatecznie to Niemcy świętowali po bramce Philippa Lahma zdobytej tuż przed końcowym gwizdkiem. To była walka heroiczna, rzucenie wyzwania gigantowi, samemu słaniając się na nogach: z powodu kontuzji i kartek w kadrze Turcji na półfinał było zaledwie 14 zawodników z pola.

Podczas Euro 2008 Turcy byli tak mocni w wychodzeniu z opresji, że dotarli do półfinału, choć mistrzostwa zaczęli od porażki 0:2 z Portugalią.

Fatih Terim dowodził zespołem doświadczonym. Na boiskach Austrii i Szwajcarii prym wiedli będący w średnim piłkarskim wieku Semih Senturk i Nihat Kahveci, bramki strzegł 35-letni Rustu Recber, drugim najmłodszym w kadrze był startujący do poważnej kariery 21-latek Arda Turan.

To był zespół oparty na zawodnikach z rodzimych klubów. Piłkarze z ligi tureckiej stanowili aż 3/4 kadry. Inaczej niż w obecnej reprezentacji, w której kluczowe role odgrywają ludzie grający na co dzień z dala od Stambułu i okolic.

PRZEMEBLOWANY SALON

Dzisiejsza reprezentacja Turcji to córka rewolucji. Na poprzednim Euro zespół spod znaku półksiężyca nie zdołał awansować do fazy pucharowej, zaś w kwalifikacjach mundialu 2018 otarł się o kompromitację, zajmując czwarte miejsce w grupie. W Lidze Narodów też było kulawo: Turcy przegrali trzy z czterech spotkań. Rumun Mircea Lucescu na stanowisku selekcjonera okazał się kompletną pomyłką. Kiedy więc wszystko zawiodło, trzeba było uciec się do radykalnego rozwiązania.

Prowadzenie tureckiej kadry powierzono temu, który pomógł w osiągnięciu największego jak dotychczas sukcesu, czyli brązowego medalu mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii. 28 lutego bieżącego roku, niemal dokładnie 15 lat po zakończeniu pierwszej selekcjonerskiej kadencji, kontrakt z federacją podpisał Senol Gunes. Trener niby ten sam, co w 2002 roku, ale starszy o półtorej dekady i nieproporcjonalnie bogatszy w tytuły. Dwa mistrzostwa z Besiktasem oraz Puchar Turcji z Trabzonsporem robiły wątpliwe wrażenie. Pojawiało się więc uzasadnione pytanie: czy to aby na pewno nie będzie gorsza, zużyta wersja Gunesa?

67-letni trener zaczął od przemeblowania w tym urządzonym bez gustu salonie. Zdecydowanie postawił na nową generację zawodników, ze starej gwardii zostawiając w kadrze tylko Buraka Yilmaza oraz absolutnego weterana Emre Belozoglu. Poza nimi dwoma, zwykle wymieniającymi się opaską kapitana, trudno było znaleźć w tureckiej jedenastce piłkarzy powyżej 30. roku życia. Z grających regularnie, to kryterium spełniali jedynie bramkarz Mert Gunok i pomocnik Mahmut Tekdemir.

Odmłodzenie kadry wyszło Gunesowi znakomicie. „Nowa” reprezentacja Turcji zaliczyła jedne z najlepszych eliminacji w swojej historii. W dziesięciu spotkaniach przegrała tylko raz (1:2 z Islandią na wyjeździe), gromadząc łącznie 23 punkty. Próbkę możliwości dała w czerwcu, gdy na swoim terenie pokonała 2:0 Francję. Zresztą na aktualnych mistrzach świata Turcy wzbogacili się aż o cztery punkty, bo w październiku zdołali wywieźć remis 1:1 ze Stade de France.

OBRONA NAJLEPSZYM ATAKIEM

Snajperem numer jeden drużyny Gunesa w drodze na Euro 2020 był Cenk Tosun, lecz aż cztery z pięciu goli napastnik Evertonu strzelił w meczach z najsłabszą w grupie Mołdawią. Reprezentacja Turcji mogła radzić sobie bez wybitnego snajpera, ponieważ była świetnie zorganizowana w obronie. To właśnie szczelna defensywa zapewniła jej przepustkę do turnieju finałowego.

Turcja straciła zaledwie trzy gole w całych eliminacjach, wszystkie w delegacjach. W pięciu meczach przed własną publicznością nie dała się zaskoczyć ani razu. Gunes zbudował defensywę niemal doskonałą, której fundamentem został Merih Demiral. 21-latek wystąpił we wszystkich spotkaniach, sprawnie kierując linią obrony. Jednocześnie nie grając w klubie, gdyż w Juventusie jest jedynie rezerwowym. Demiralowi najczęściej towarzyszył o cztery lata starszy Kaan Ayhan. Piłkarz Fortuny Duesseldorf nie tylko skutecznie bronił, ale też stwarzał zagrożenie w ofensywie – strzelił trzy gole, z czego dwa w meczach z Francją. W kilku spotkaniach Gunes obok Demirala wystawiał do gry Caglara Soyuncu i niewykluczone, że to właśnie będzie podstawowy duet środkowych obrońców na Euro 2020. 23-latek rozgrywa świetny sezon w Leicester City, którego zwieńczeniem mogą być udane mistrzostwa Starego Kontynentu. Turcy mają bogactwo wyboru wśród stoperów: do dyspozycji selekcjonera jest jeszcze duży talent z Schalke, 19-letni Ozan Kabak.

Na innych pozycjach również znajdzie się kilku ciekawych piłkarzy. Pewne miejsce na prawej stronie defensywy ma 22-letni Zeki Celik z Lille. Rola defensywnego pomocnika (choć może tam grać również wspomniany Ayhan) zwykle przypada obdarzonemu świetnymi warunkami fizycznymi Okayowi Yokuslu z Celty Vigo. 25-letni Hakan Calhanoglu jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze. Z kolei Cengiz Under to ofensywny symbol nowego pokolenia tureckiego futbolu. Skrzydłowy Romy większość eliminacji stracił z powodu kontuzji, jeśli jednak będzie zdrowy, z pewnością znajdzie się w kadrze na przyszłoroczną imprezę.

Reprezentacja Turcji wydaje się mieć wszystko, co potrzebne do sukcesu na turnieju: mądrego trenera, bardzo utalentowaną młodzież, kilku doświadczonych zawodników i przede wszystkim pomysł na siebie. Jeśli tylko Turcy skupią się na grze w piłkę, a ich uwagi nie będą zaprzątać na przykład kwestie polityczne, mogą zostać czarnym koniem Euro 2020.

Konrad Witkowski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024