Przejdź do treści
Trzy karne, trzy gole. Sensacja w stolicy!

Polska Ekstraklasa

Trzy karne, trzy gole. Sensacja w stolicy!

Do sporej niespodzianki doszło w drugim zaplanowanym na piątek meczu PKO Bank Polski Ekstraklasy. Legia Warszawa przegrała na swoim terenie ze Stalą Mielec (2:3). Goście zdobyli wszystkie trzy gole po rzutach karnych.


To nie był udany mecz w wykonaniu Artura Jędrzejczyka (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)


Murowanym faworytem spotkania byli oczywiście gospodarze, którzy znajdowali się przed ostatnią tegoroczną kolejką na szczycie tabeli. Jeśli zaś chodzi o gości z Mielca, to ci balansowali nad strefą zagrożoną spadkiem i wydawało się, że do stolicy przyjechali jak na skazanie.

Jakież więc musiało być zdziwienie Czesława Michniewicza, kiedy po zaledwie czterech minutach jego drużyna musiała odrabiać straty. Artur Jędrzejczyk sfaulował na skraju pola karnego Łukasza Zjawińskiego i sędzia Bartosz Frankowski zdecydował się wskazać na „wapno”. Do piłki podszedł Maciej Domański, który pewnie pokonał Artura Boruca.

Piłkarze Legii nie przejęli się zbytnio szybko straconym golem i od razu ruszyli do odrabiania strat. Stal dzielnie się broniła, ale jej mur defensywny został skruszony w 17. minucie.

Wojskowi wyprowadzili błyskawiczny atak, w którym znakomicie na skrzydle znalazł się Paweł Wszołek. Jego dośrodkowanie pod bramkę wykorzystał Bartosz Slisz, który świetnie przymierzył głowę i zmusił Michała Gliwę do kapitulacji.


Napór Legii narastał, natomiast Stal coraz mocniej cofała się na własną połowę. Efekt był taki, że w 25. minucie zamieszanie w polu karnym rywala wykorzystał Tomas Pekhart, który instynktownie uderzył piłkę piętą tuż przed interweniującym bramkarzem i zdobył pięknego gola.

Wydawało się, że rozpędzeni gospodarze pójdą za ciosem i Stal zejdzie do szatni z bagażem trzech lub nawet czterech bramek. Do niczego takiego jednak nie doszło. Co więcej, Legia nie zakończyła pierwszej połowy na prowadzeniu. Tuż bowiem przed przerwą Mateusz Wieteska faulował w polu karnym i sędzia po obejrzeniu powtórek zdecydował się ponownie wskazać na „wapno”. Oko w oko z Borucem po raz kolejny stanął Domański, który ponownie się nie pomylił.

Gdyby kibice mogli zapełnić trybuny stadionu przy Łazienkowskie, to w 58. minucie przecieraliby oczy ze zdumienia. Artur Jędrzejczyk ponownie sfaulował bowiem rywala w polu karnym i sędzia Frankowski raz jeszcze musiał podyktować „jedenastkę”. Tym razem wykorzystał ją Grzegorz Tomasiewicz i w stolicy zapachniało sporą niespodzianką.

Kilka chwil później zakotłowało się pod drugą bramką, gdzie piłkę ręką zagrał Marcin Flis. Arbiter przerwał grę i obejrzał powtórkę całej sytuacji, jednak ostatecznie czwartego rzutu karnego podczas tego wieczoru nie podyktował.

Podopieczni Michniewicza napierali i już do samego końca próbowali odrobić straty, ale finalnie nie zdołali już strzelić trzeciego gola. Niespodzianka przy Łazienkowskiej stała się faktem, a komplet punktów zapisała na swoje konto drużyna Leszka Ojrzyńskiego.



gar, PiłkaNożna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024