Reprezentacja Polski po 12 latach awansowała na mistrzostwa świata, więc siłą rzeczy rok 2017 był udany dla naszego futbolu. Jednak praca przy topie 77 uświadomiła, jak wiele dzieli naszych najlepszych piłkarzy od reszty.
Bez jakichkolwiek wątpliwości – Lewandowski był najlepszym polskim napastnikiem 2017 roku (fot. Łukasz Skwiot)
ZESPÓŁ „PN”
Pamiętać trzeba, że ocenialiśmy formę oraz dokonania piłkarzy w 2017 roku, a nie ich potencjał. Talent i możliwości muszą bowiem być poparte minutami spędzonymi na boisku, a nie wszyscy ten warunek potrafili wypełnić. Wyboru dokonali tym razem: Michał Czechowicz, Zbigniew Mroziński, Zbigniew Mucha, Leszek Orłowski i Przemysław Pawlak.
NAPASTNICY
KLASA MIĘDZYNARODOWA
1. Robert Lewandowski (Bayern Monachium, Niemcy)
KLASA KRAJOWA
2. Jakub Świerczok (GKS Tychy/Zagłębie Lubin)
3. Dawid Kownacki (Lech Poznań/Sampdoria Genua, Polska/Włochy)
4. Marcin Robak (Lech Poznań/Śląsk Wrocław)
5. Arkadiusz Milik (SSC Napoli, Włochy)
6. Łukasz Teodorczyk (Anderlecht Bruksela, Belgia)
7. Krzysztof Piątek (Cracovia)
Król jest jeden – Robert Lewandowski nie ma konkurencji wśród polskich napastników, a i w Europie niewielką. W całym 2017 roku strzelił 53 gole, ustanowił osobisty rekord, na ostatniej prostej dał się wyprzedzić prawdziwym herosom. Właściwie RL9 mógłby nie strzelić dla Bayernu żadnego gola, a i tak w naszym topie 77 byłby na pierwszym miejscu. To przecież kapitan swoimi bramkami wprowadził biało-czerwonych na mundial, to przecież w końcu on został królem strzelców kwalifikacji MŚ 2018.
Czyli „jedynka” dla Lewego to oczywistość, podobnie jak klasa międzynarodowa. Natomiast im dalej w las, tym już więcej niespodzianek. Przede wszystkim z różnych powodów nie zdecydowaliśmy się na przyznanie klasy reprezentacyjnej, ograniczając się do krajowej. Dlaczego? Dawid Kownacki i Jakub Świerczok dopiero do kadry pukają, z kolei Arkadiusz Milik – napastnik o potencjale być może wcale nie mniejszym od Lewandowskiego – z powodu prześladujących go kontuzji znacznie spadł na naszej liście. Zacznijmy zatem od niego. Umiejętności i klasa są nie do podważenia, liczby go jednak nie bronią. W drużynie narodowej zagrał tylko trzy razy, zdobył jedną bramkę. W Serie A też trzy mecze i też tylko jeden gol. Wiosną z kolei minut na włoskich boiskach uzbierał w sumie niewiele ponad setkę, a zdobył jedną bramkę… Fatalny rok.
Łukasz Teodorczyk został królem strzelców belgijskiej Jupiler League, ale na ten tytuł zapracował głównie w 2016 roku. Wiosną dorzucił tylko cztery bramki, w obecnych rozgrywkach – zaledwie trzy. Ma kłopoty z utrzymaniem miejsca w składzie Fiołków. Solidny rok za Krzysztofem Piątkiem. Jest niżej od Teo, ale tylko dlatego, że liga polska to jednak nawet nie belgijska. Z kolei tuż za plecami Lewandowskiego umieściliśmy wspomnianego Świerczoka. Zaliczył debiut w reprezentacji i spośród napastników Lotto Ekstraklasy ma z pewnością największe szanse na wyjazd na mundial, o ile oczywiście utrzyma wysoką dyspozycję. Jesienią dla Zagłębia Lubin zdobył 16 bramek i może tylko żałować, że runda skończyła się za szybko, bo ewidentnie się rozkręcał. Do jego dorobku należy dodać jeszcze 13 wiosennych trafień na pierwszoligowych boiskach.
Na najniższym stopniu podium Dawid Kownacki. Wiosna w Lechu taka sobie, ale docenić należy fakt, że po transferze do silnej ligi włoskiej Kownaś nie przepadł, ale stale się rozwija. Stopniowo wprowadzany do gry rozegrał dla Sampdorii 10 meczów (licząc ligę i Puchar Włoch) i strzelił pięć goli.
Tuż za Kownackim – Marcin Robak. To znamienne, że musiał uznać wyższość młodziana, z którym w pierwszej części roku skutecznie rywalizował o miejsce w ataku Kolejorza. Osiem trafień na wiosnę pozwoliło mu wywalczyć koronę króla strzelców (wspólnie z Marco Paixao), potem przeniósł się do Wrocławia i w Śląsku podtrzymał skuteczność.
Poza listą znaleźli się Mariusz Stępiński, Jarosław Niezgoda i przede wszystkim Kamil Wilczek, który w lidze duńskiej nie był tak skuteczny jak rok wcześniej, a poza tym – i to chyba najważniejsze – nie do końca wykorzystał szanse otrzymywane od Nawałki. Dwa ostatnie miejsca klasyfikacji za rok 2016 zajmowali Grzegorz Kuświk i Artur Sobiech. Pierwszy pozostaje obecnie w głębokim cieniu Marco Paixao i jest co najwyżej zmiennikiem w Lechii, drugi po fatalnej wiośnie w Hannoverze odbudował się nieco w Darmstadt. Może za rok znów wróci na listę.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (1/2018)