To już trwa. Zmierzch piłkarskich bogów
Czy na naszych oczach kończy się właśnie pewna epoka w futbolu? Wszystko na to wskazuje. Po raz pierwszy bowiem od sezonu 2005-06 w półfinałach Champions League nie zobaczymy drużyn Cristiano Ronaldo i Leo Messiego.
Co się kończy, coś się zaczyna (fot. Reuters)
Kilkanaście ostatnich lat to w piłce nożnej był okres wielkiej rywalizacji Argentyńczyka i Portugalczyka. Obaj zdominowali futbol na długi czas, dzieląc między siebie najważniejsze wyróżnienia indywidualne i prowadząc swojej drużyny do wielu triumfów.
Ronaldo ma na swoim koncie pięć zwycięstw w Lidze Mistrzów i siedem tytułów króla strzelców tych rozgrywek. W 170 meczach podczas siedemnastu sezonów udało mu się zdobyć 130 goli, co sprawia, że jest on najskuteczniejszym piłkarzem w historii tych zmagań.
Jeśli zaś chodzi o Messiego, to ten triumfował w Champions League czterokrotnie i sześciokrotnie zostawał najlepszym strzelcem turnieju. W 143 meczach zdobył 115 bramek, co z kolei daje mu pozycję wicelidera w tabeli wszech czasów. Trzeba pamiętać, że Argentyńczyk jest dwa lata młodszy od swojego portugalskiego rywala i rozegrał w Lidze Mistrzów jeden sezon mniej.
Do całej tej wyliczanki można jeszcze oczywiście dodać, że obaj piłkarze zdobyli łącznie jedenaście Złotych Piłek i mamy już pełen obraz tego, jak bardzo zdominowali oni kilkanaście ostatnich lat w futbolu.
Coś się jednak kończy. W tym sezonie Messi i Ronaldo nie imponowali formą w Lidze Mistrzów i żadnego z nich – po raz pierwszy od wspomnianego sezonu 2005-06 – nie zobaczymy w fazie półfinałowej. FC Barcelona doznała w ćwierćfinale kompromitującej klęski w starciu z Bayernem Monachium (2:8), natomiast Juventus pożegnał się z rywalizacją już na etapie 1/8 finału, okazują się gorszy od Olympique Lyon.
Czy brak Messiego i Ronaldo w decydującej rozgrywce to znak tego, że w piłce nożnej nadchodzi zmiana warty? A może odbywa się ona właśnie tu i teraz? Wydaje się, że to prawda. Obaj piłkarze znajdują się już w zaawansowanym jak na zawodników wieku, a młodsi i utalentowani czekają na ich zejście ze sceny i przejęcie tronu.
Grzegorz Garbacik