Nie było niespodzianki w północnym Londynie podczas niedzielnego starcia Arsenalu z Burnley. Gospodarze pewnie pokonali przeciwnika (5:0) i tym samym nadali odpowiedniego wydźwięku ostatniemu meczu Arsene’a Wengera na Emirates Stadium.
Ten ostatni raz Arsene’a Wengera (fot. Jason Cairnduff / Reuters)
Na długo przed meczem było wiadomo, że nie będzie to zwykłe wydarzenie, jakich wiele w Premier League. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że na Emirates Stadium dojdzie do rzeczy absolutnie wyjątkowych. Po ponad 22 latach wiernej służby, swoje ostatnie domowe spotkanie w roli menedżera Arsenalu miał bowiem poprowadzić Arsene Wenger.
Francuz już jakiś czas temu ogłosił, że odchodzi z klubu, a jego pożegnanie z kibicami przypadło właśnie na starcie z Burnely. O tym, że okazja jest wyjątkowa niech świadczy fakt, że na trybunach pojawił się Stan Kroenke, właściciel Arsenalu, który stanie teraz przed bardzo trudnym zadaniem wyboru następcy Wengera.
Fani postanowili oddać hołd ustępującemu menedżerowi i tłumnie wypełnili stadion, co w ostatnich tygodniach wcale nie było regułą. Wenger pojawił się z kolei na murawie krocząc przez szpaler złożony z jego podopiecznych, a także piłkarzy Burnley. Szczególny moment.
Ostatni mecz na Emirates Stadium chcieli odpowiednio uczcić zawodnicy Arsenalu, którzy od początku mieli przewagę nad rywalem. „Kanonierzy” dopiero co w czwartek stoczyli ciężki bój z Atletico Madryt w półfinale Ligi Europy, jednak było widać, że bardzo im zależy na odniesieniu zwycięstwa.
Wynik spotkania udało się gospodarzom otworzyć jeszcze przed upływem kwadransa, a na listę strzelców wpisał się ten, którego podczas dwumeczu z Atletico bardzo Arsenalowi brakowało, a więc Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk wykorzystał dobre podanie od Alexandre’a Lacazette’a i z najbliższej odległości skierował piłkę do siatki.
Londyńczycy byli wyraźnie lepsi i jeszcze przed przed przerwą udało się im podwyższyć prowadzenie. Tym razem to Lacazette został obsłużony dobrym podaniem ze skrzydła od Hectora Bellerina i sprytnym strzałem nie dał bramkarzowi szans na obronę.
W drugiej części spotkania Arsenal nie zamierzał zwalniać tempa i walczył o kolejne bramki. Kibice długo czekać nie musieli, ponieważ w 53. minucie było już 3:0. Kilkudziesięciometrowym rajdem środkiem boiska popisał się Jack Wilshere, który oddał futbolówkę do Seada Kolasinaca, a ten huknął niczym z armaty i zmusił bramkarza do kapitulacji.
Od tego momentu na trybunach zaczęło się prawdziwe święto i fetowanie ustępującego menedżera. Niesiony dopingiem Arsenal chciał odwdzięczyć się swoimi sympatykom i w 64. minucie piłka po raz czwarty zatrzepotała w siatce bramki Burnely. Dobrym podaniem z boku boiska popisał się Aubameyang, który odszukał Alexa Iwobiego, a ten uderzył w okienko. Piękny gol.
Jeżeli ktoś myślałem, że „Kanonierzy” spoczną na laurach, ten się pomylił. Gospodarze napierali na rozbitych gości i na kwadrans przed końcem dołożyli jeszcze jednego gola. Bellerin podał do Aubameyanga, a ten mając przed sobą jedynie bramkarza nie mógł się pomylić.
Pod koniec zawodów na boisku doszło do bardzo poruszającego momentu, ponieważ na boisku pojawił się Per Mertesacker. Kapitan Arsenalu otrzymał okazję do pożegnania się z kibicami, ponieważ po zakończeniu sezonu kończy swoją przygodę z futbolem i będzie pełnił w klubie rolę trenera grup młodzieżowych.
Kolejnych bramek na Emirates Stadium już nie zobaczyliśmy i Arsenal odniósł efektowne zwycięstwo (5:0). Piłkarze godnie pożegnali więc Wengera, a kolejny mecz na swoim stadionie „Kanonierzy” rozegrają już pod wodzą nowego menedżera.
Grzegorz Garbacik