Temat numer jeden
Reprezentacja Polski wkracza w etap przygotowań do kwalifikacji mistrzostw świata. Siłą rzeczy przysłużyć się temu musi Liga Narodów, co oznacza, że przed Michałem Probierzem stoi trudne zadanie. Z Dywizji A spaść nie może, jednocześnie musi przygotować zawodników do skutecznej walki o wyjazd na mundial w Kanadzie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych.
Przemysław Pawlak
FOT. JACEK STANISLAWEK/400mm.pl
Pierwsze dwa mecze LN biało-czerwoni rozegrają na wyjazdach – 5 września w Glasgow zmierzą się ze Szkocją, natomiast 8 września w Osijeku z Chorwacją. Trwające zgrupowanie zatem w kilku aspektach jest skonstruowane inaczej niż zazwyczaj. Komplet zawodników miał stawić się w Warszawie w miniony poniedziałek, drużyna do wylotu do Szkocji przygotowuje się w Legia Training Center. Czyli tym razem nie na Stadionie Narodowym, jak miało to miejsce w marcu i przed finałami mistrzostw Europy. Wynika to z prostej przyczyny – skoro we wrześniu Stadion Narodowy nie będzie areną zmagań reprezentacji Polski, obecnie na płycie nie jest rozłożona murawa. Niewykluczone jednak, że w październiku przygotowania do meczów powrócą na Stadion Narodowy, wówczas biało-czerwoni zagrają dwa razy u siebie – 12 października z Portugalią oraz 15 października z Chorwacją.
MAKSYMALIZACJA
Selekcjoner czasu na pracę z drużyną dużo nie ma. Poniedziałkowe zajęcia dla ponad 10 zawodników miały mieć charakter wyłącznie rozruchu, bo jeszcze w niedzielę grali w ligach. Wtorek to zatem pierwszy dzień zgrupowania, który mógł zostać wykorzystany na pełnowartościowy trening. W związku z tym, że czasu jest bardzo mało, gdyż mecz w Glasgow odbędzie się już w czwartek, sztab szkoleniowy zdecydował, iż zespół do Szkocji uda się w środę popołudniu, ale trening przedmeczowy odbędzie w Polsce. Słowem – po przylocie do Glasgow biało-czerwoni nie mają w planach oficjalnego treningu na Hampden Park, choć zespół ma pojawić się na stadionie w środę, by zapoznać się z murawą. Chodzi o zmaksymalizowanie liczby wartościowych treningów.
Po spotkaniu w Glasgow biało-czerwoni nie powrócą do kraju. W piątek i sobotę planowane są treningi w Szkocji, po czym zespół przeniesie się do Chorwacji. Czyli ponownie sztab szkoleniowy z tych samych pobudek nie planuje oficjalnego treningu przedmeczowego na miejscu rozegrania meczu. Powrót całej ekipy z Osijeku nastąpi po zakończeniu spotkania z Chorwacją, w nocy z niedzieli na poniedziałek kadrowicze będą już w Polsce.
Dyskusję po ogłoszeniu powołań przez selekcjonera zdominował temat bramkarzy, zwłaszcza że niedługo przed przekazaniem listy opinii publicznej Wojciech Szczęsny poinformował, że nie tylko kończy reprezentacyjną karierę, ale w ogóle całą karierę piłkarską. Decyzja Szczęsnego musiała zatem doprowadzić do wywołania tematu jego następcy. Zresztą, kwestia ta również rezonowałby w przestrzeni publicznej bez ogłoszenia byłego bramkarza Juventusu, ponieważ skoro rozwiązał kontrakt z klubem i nie miał pracodawcy, trudno było spodziewać się, że znajdzie się wśród powołanych. Nie należy zupełnie wykluczać, że ze względu na rolę i zasługi Szczęsnego selekcjoner zaprosiłby Szczęsnego na mecze ze Szkocją i Chorwacją, natomiast sportowych podstaw w danej chwili nie było, z czego były już zawodnik również zdawał sobie sprawę.
UKŁON W STRONĘ EKSTRAKLASY?
Drużyna narodowa znalazła się więc w położeniu, w którym dawno nie była. Na ten moment bowiem nie ma bramkarza z dużym doświadczeniem reprezentacyjnym zdobytym na boisku, a nie podczas treningów. Wśród powołanych na wrześniowe spotkania znalazło się miejsce dla czterech golkiperów, przy czym można zakładać, że Bartosz Mrozek z Lecha Poznań pojawił się w kadrze w podobnej roli, jaką podczas finałów mistrzostw Europy pełnił Mateusz Kochalski. Po pierwsze, jest bramkarzem względnie młodym, perspektywicznym, liczy 24 lata. Po drugie, bardzo dobrze spisywał się w Ekstraklasie, więc to też forma docenienia jego dyspozycji. Słowem – jest to swego rodzaju nagroda dla Mrozka, natomiast trudno przypuszczać, by we wrześniu otrzymał minuty od selekcjonera. Przeciwnie, wiele wskazywało na to, że ma pomóc w sprawnym przeprowadzeniu treningów, a mecze ze Szkocją i Chorwacją obejrzy z wysokości trybun. Rzecz jasna pod warunkiem zachowania zdrowia przez pozostałych trzech bramkarzy.
Warto jednak postawić pytanie – dlaczego właśnie Mrozek, a nie Kochalski, który z kadrą mógł się już zaznajomić podczas turnieju w Niemczech, choć do gry w finałach mistrzostw Europy zgłoszony nie został. Kochalski zmienił miejsce pracy, po przenosinach do Karabachu Agdam dopiero zaczyna budować swoją pozycję w klubie – to kwestia pierwsza. Druga natomiast, nie bez znaczenia wydaje się fakt, że Mrozek występuje w naszej lidze. Sztab szkoleniowy drużyny narodowej uważnie śledzi rozgrywki Ekstraklasy, stara się doceniać postępy zawodników w niej występujących. Jest to więc też pewien ukłon w kierunku polskiej ligi, dowód tego, że selekcjoner trzyma rękę na pulsie, nie lekceważy piłkarzy z Ekstraklasy. Choć w rzeczywistości ich rola na wrześniowym zgrupowaniu zapewne nie będzie znacząca, gdyż znalazło się miejsce tylko dla dwóch takich zawodników – oprócz Mrozka w kadrze jest jeszcze Mateusz Kowalczyk. Przed startem zgrupowania skłaniano się jednak ku opinii, że pomocnik GKS Katowice będzie zawodnikiem, któremu trzeba przyjrzeć się w treningu, sprawdzić, jak będzie prezentował się na tle najlepszych polskich piłkarzy. Więcej przemawiało zatem za tym, że Kowalczyk nie zaliczy debiutu w pierwszej reprezentacji we wrześniu, choć klamka ostatecznie zapaść nie mogła, istniała przecież ewentualność, że podczas treningów oczaruje selekcjonera. Inna rzecz to pozycja, na której widzi go sztab szkoleniowy. W Katowicach Kowalczyk nie pełni roli klasycznej szóstki, piłkarzem drugiej linii więcej myślącym o obronie w układance Rafała Góraka jest Oskar Repka. Ale sporo wskazywało na to, że w treningach Probierz będzie chciał przyjrzeć się Kowalczykowi także na pozycji 6, bo to tu drużyna narodowa ma deficyt.
ROTACJE W BRAMCE?
Wracając jednak do bramkarzy – poza Mrozkiem w kadrze znaleźli się Bartłomiej Drągowski, Marcin Bułka oraz Łukasz Skorupski. To nie są rzecz jasna wszyscy zawodnicy na tej pozycji regularnie monitorowani przez sztab szkoleniowy. Blisko drużyny narodowej jest też niewątpliwie Radosław Majecki, który zanotował udaną wiosnę w AS Monaco, a i w trakcie przygotowań do sezonu 2024-25 spisywał się bardzo dobrze – rzecz w tym, że doznał kontuzji, więc na boisko wróci dopiero za kilka tygodni, a francuski zespół zaczął sezon z innym bramkarzem w wyjściowej jedenastce. Sztab szkoleniowy nie zdecydował się również na powołanie Kamila Grabary i ta kwestia już wywołała dyskusje. Trener bramkarzy reprezentacji Polski, Andrzej Dawidziuk, był na meczu Wolfsburga z Bayernem, w którym bramkarz spisał się na tyle dobrze, że został nominowany przez magazyn „Kicker” do jedenastki kolejki. Piłkarz ma zatem świadomość, że jest pod stałą obserwacją sztabu szkoleniowego kadry, a podczas późniejszego wywiadu dla „Kanału Sportowego” zadeklarował, że po zakończeniu kariery przez Szczęsnego jest gotowy podjąć rywalizację o miano numeru jeden w drużynie narodowej. Selekcjoner musi jednak patrzeć na sprawę szerzej. Powołanie Grabary, kosztem zapewne Drągowskiego, byłoby o tyle niesprawiedliwe, że Drągowski nie dał żadnych niepokojących sygnałów odnośnie swojej aktualnej formy, w przeszłości nie wysyłał też sygnałów, że rola zmiennika mu nie odpowiada. Słowem – Grabara nie jest skreślony z drużyny narodowej, natomiast o zachowaniu hierarchii zapominać nie należy.
Trudno jednak przypuszczać, by sztab szkoleniowy to właśnie Drągowskiego szykował do zastąpienia Szczęsnego. Znacznie wyżej ocenić należy szanse Bułki oraz Skorupskiego. Kilkanaście tygodni temu na łamach „PN” zapowiadaliśmy, że przed startem Ligi Narodów selekcjoner będzie mógł stanąć przed decyzją czy w jej trakcie zacząć budować silną pozycję młodszego czy starszego bramkarza. To kwestia istotna, bo Bułka dotychczas w drużynie narodowej rozegrał raptem 45 minut, natomiast Skorupski 11 meczów. Bramkarz z Serie A pojawił się w kadrze w 2012 roku, od 2016 jest powoływany do drużyny regularnie. To pokazuje, jak zabetonowana była bramka biało-czerwonych przez trio Szczęsny, Artur Boruc, Łukasz Fabiański. Mając na uwadze staż reprezentacyjny Skorupskiego, ale też fakt, że w meczu z Francją, zamykającym udział biało-czerwonych w finałach mistrzostw Europy w 2024 roku, spisał się wręcz znakomicie, to właśnie ten zawodnik wydaje się naturalnym następcą Szczęsnego. Sztab szkoleniowy musi mieć jednak w pamięci, że Liga Narodów to ostatni moment na podbudowanie doświadczenia meczowego u większej liczby bramkarzy – na wypadek niedyspozycji przyszłego numeru jeden w trakcie eliminacji mistrzostw świata. Dlatego nie można wykluczać, że jesienią w reprezentacyjnej bramce zobaczymy więcej niż jednego bramkarza, a dopiero w trakcie gry o awans na mundial na stałe między słupki wejdzie ten właściwy zawodnik.
Podobnie zresztą było w trakcie poprzedniej edycji Ligi Narodów – Czesław Michniewicz skorzystał wówczas w trzech meczach ze Szczęsnego, natomiast po jednym spotkaniu otrzymali Skorupski, Grabara oraz Drągowski. Co więcej, teoretycznie Probierz mógłby dać wystąpić zmiennikom numeru jeden w marcu, gdy część reprezentacji rozegra mecze towarzyskie. Nie wiadomo jednak, jakim rezultatem zakończy się dla biało-czerwonych faza grupowa Dywizji A. Zakładając scenariusz, według którego zajmą trzecie miejsce w marcu, według nowych zasad wprowadzonych przez UEFA, odbędą się baraże o utrzymanie w Dywizji A, nie będzie to zatem dobry czas na eksperymenty w bramce. Krótko mówiąc, reagować trzeba będzie na bieżąco, natomiast myśleć o tej sprawie należy już dziś, co sztab szkoleniowy czyni.
TRZECH BEZ GRY
Sprawa numeru jeden jest istotna, natomiast reprezentacja Polski jest na tyle solidnie zabezpieczona na tej pozycji, że raczej nie spędza snu z powiek selekcjonerowi. Inaczej sprawa ma się z brakiem gry niektórych piłkarzy powołanych na wrześniowe zgrupowanie. Z wyjściowej jedenastki drużyny narodowej aż trzech zawodników – Piotr Zieliński, Jakub Moder oraz Jakub Kiwior – nie rozegrało w sezonie 2024-25 choćby minuty, a Kacper Urbański zanotował pierwsze 8 minut w minioną sobotę. Każdy z tych zawodników to kandydat do wyjściowej jedenastki, piłkarz dla reprezentacji ważny – gdyby było inaczej, trudno byłoby spodziewać się ich powołania. Zresztą, najlepiej świadczy o tym przykład Michała Skórasia, który gra zauważalnie mniej w Belgii. Pytanie o kształt wyjściowej jedenastki jest więc zasadne, bo o ile jednego nie grającego regularnie w klubie zawodnika ukryć można, o tyle czterech to ogromne ryzyko. Zmiany w drugiej linii wydają się być zatem nieuniknione, zwłaszcza że w Szkocji należy spodziewać się agresywnego, intensywnego przeciwnika.
Sześciu zawodników, którzy brali udział w finałach Euro 2024 nie pojawiło się na wrześniowym zgrupowaniu. Poza Skórasiem, Szczęsnym i Grosickim, zakończył reprezentacyjną karierę, mowa o Bartoszu Salamonie, Tarasie Romanczuku oraz Damianie Szymańskim. Symptomatyczna wydaje się być nieobecność zawodnika AEK Ateny, nie stracił bowiem miejsca w wyjściowym składzie greckiego zespołu. Już jednak w trakcie mistrzostw Europy Damian Szymański nie otrzymał od selekcjonera żadnych minut, niewykluczone zatem, iż tego piłkarza czeka dłuższy rozbrat z drużyną narodową. Zwłaszcza że nie otrzymał powołania, gdy kłopotów w centrum pola drużynie nie brakuje.
Zmiany w kadrze obniżyły średnią wieku (według roczników) całego zespołu, w trakcie turnieju w Niemczech wynosiła 28,2, teraz spadła do 26,3. Czterech zawodników, którzy nie są obecnie częścią kadry, a byli na Euro przekraczało trzydziesty rok życia (Szczęsny, Grosicki, Salamon, Romanczuk), a zatem we wrześniu takich piłkarzy zostało w kadrze zaledwie czterech – Lewandowski, Skorupski, Zieliński oraz Bartosz Bereszyński.
Z tym probierzem to daleko nie zajedziemy