Taras Romanczuk: Trudno byłoby mi zmienić życie na takie bez futbolu [WYWIAD]
W 2024 roku Taras Romanczuk zdobył mistrzostwo Polski z Jagiellonią Białystok, z którą przeżył również piękną przygodę w europejskich pucharach. Ponadto po latach wrócił do drużyny narodowej. – Mam 33 lata, ale do futbolu cały czas podchodzę jak małe dziecko – mówi Ligowiec Roku 2024.
Kontuzjowani zawodnicy rzadko kiedy lecą z zespołem na zgrupowanie. To był twój pomysł?
Sztab umieścił mnie na liście, więc nie było wyjścia. A tak poważnie, miałem w Belek znakomite warunki do rehabilitacji. Mogłem biegać na naturalnym boisku, byłem pod kontrolą trenera od przygotowania fizycznego oraz fizjoterapeutów. Pracowałem dwa, czasami trzy razy dziennie. W Białymstoku trudniej byłoby to wszystko spiąć, przecież cały sztab był w Turcji, więc musiałbym jeździć po mieście. W Belek warunki są topowe. Mieliśmy świetne boiska, znakomitą odnowę czy siłownię.
LUDZIE Z CIENIA
„Piłka Nożna” wybrała cię jako Ligowca Roku 2024. Jak podchodzisz do tego wyróżnienia?
Do tej pory byłem wyróżniany tylko w Białymstoku czy województwie podlaskim. Chyba nawet nigdy nie zostałem wybrany Piłkarzem Miesiąca w Ekstraklasie. Mówiąc zupełnie serio, bardzo się cieszę z wyróżnienia. To moja pierwsza nagroda ogólnopolska, dziękuję za to, że zostałem doceniony. To był najlepszy rok w mojej karierze. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski, piszemy piękną historię w Europie, jesteśmy znowu w czołówce Ekstraklasy, gramy dalej w Pucharze Polski.
Przez te wszystkie lata inni piłkarze Jagiellonii byli doceniani, a ty zawsze stałeś w cieniu.
Na spokojnie do tego podchodzę, bo wiem, że na mojej pozycji trudno się rzucać w oczy. Nigdy też nie wykręcałem wybitnych liczb, jeśli chodzi o gole i asysty. Z reguły docenia się piłkarzy, którzy w klasyfikacji kanadyjskiej mają bardzo dużo punktów, ale choćby ostatnie wyniki plebiscytu Złotej Piłki pokazują, że ludzie z cienia też powoli z niego wychodzą.
fot. Łukasz Laskowski / PressFocus
Podobno nawet półki nie masz w domu na nagrody, więc trzeba będzie chyba zamontować, bo statuetka od „PN” jest dość ciężka.
Nie było czego stawiać, to i półki nie ma. Za to cały dom mam w zabawkach dziecięcych. Na pewno jednak na statuetkę od was miejsce się znajdzie, już ja się o to zatroszczę.
OBRONA TYTUŁU BYŁABY SPEKTAKULARNA
Co się stało, że ten 2024 rok był taki szczególny i wyjątkowy dla ciebie?
Przede wszystkim uniknąłem poważnych kontuzji. Oczywiście zdarzyły się drobne problemy, ale generalnie byłem zdrowy. Do tego doszedł nowy pomysł taktyczny trenera Adriana Siemieńca, ale to było jeszcze w 2023 roku w trakcie letniego okresu przygotowawczego. Wtedy przeszliśmy na system z nisko ustawionymi defensywnymi pomocnikami. Już latem było widać, że nieźle to wygląda, ale nikt się wtedy nie spodziewał, że osiągniemy takie wyniki.
Obrona tytułu mistrzowskiego jest trudniejsza?
Sięgnięcie po tytuł było dużym wyzwaniem, ale powtórzenie tego wyczynu byłoby jeszcze bardziej spektakularne. W tym sezonie wyścig zapowiada się emocjonująco, czołówka bardzo dobrze punktuje, ale my znamy swoją wartość, wiemy, na co nas stać. Gramy na trzech frontach, co na pewno jest wyzwaniem, ale jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Chcielibyśmy też dalej grać w Europie, niech ta przygoda trwa jak najdłużej.
Przyjemnie się gra, kiedy trener wymaga gry w ataku pozycyjnym z wymianą wielu podań?
Bardzo przyjemnie, świetnie się w tym czujemy. Mamy do dyspozycji piłkarzy, którzy dobrze się dopasowali do tego pomysłu. Oczywiście czasami trzeba było coś zmienić, szczególnie w Europie, ale ja lubię się bronić poprzez utrzymanie przy piłce niż poprzez bieganie i przesuwanie.
fot. Michal Kość / PressFocus
Trener Siemieniec powiedział po meczu z Bodo/Glimt, że Norwegowie przyjechali do Białegostoku nie po to, by wygrać mecz, ale po to, aby wam obrzydzić futbol. Trochę inne podejście niż w naszej lidze.
To było doskonale widoczne. W przerwie trener powiedział, że przyjechali, aby zabić nasz futbol i pomysł na grę. Faktycznie, mieli konkretny plan i wiedzieli, jak nas zneutralizować. Byli bardziej dojrzali, ale my stopniowo też rozwijamy się w tym aspekcie.
TROCHĘ INNE GRANIE
Rozgrywanie meczów co trzy dni jest faktycznie uprawianiem niejako innej dyscypliny sportu?
Jeśli jest, to mi się ta dyscyplina podoba. Przeżyłem to po raz pierwszy jesienią i chciałbym przeżywać dalej. Cały czas gramy mecze, a to jest najprzyjemniejsze w tym zawodzie. Rozgrywasz spotkanie, masz regenerację, rozruch i już kolejny mecz. Nie narzekałem nawet przez chwilę na tę intensywność.
Jakie wnioski można było wyciągnąć po tej jesieni w Europie?
Chcieliśmy przenieść styl z Ekstraklasy na Europę i okazało się, że wcale nie jest to takie proste, że trzeba się przestawić na trochę inne granie. Nie mogliśmy pokazać pełni swojej siły. Dzięki dwumeczom z Bodo/Glimt czy Ajaxem mogliśmy wprowadzić pewne korekty już na fazę ligową Ligi Konferencji, efekty było widać.
Październikowy wieczór w Kopenhadze był najpiękniejszym w całej karierze?
W karierze chyba nie, ale w minionym roku na pewno był w ścisłej czołówce. Zagrałem 45 minut, wszedłem na boisko po przerwie. Trener podjął taką decyzję, musiałem się podporządkować.
Jaką masz relację z trenerem Siemieńcem? To pierwszy szkoleniowiec w twojej karierze, który jest młodszy od ciebie.
Normalną – jak trener z zawodnikiem. Znamy się wiele lat, bo był asystentem trenera Ireneusza Mamrota, a później pracował w rezerwach. Zawsze dużo rozmawialiśmy. Trenera szatnia się słucha, ale też bardzo cenimy, że on szanuje zdanie drużyny. Kiedy pojawiają się problemy, to o nich dyskutujemy, aby wypracować wspólne rozwiązanie.
Fot. Michal Kosc / PressFocus
ŁEZKA SIĘ KRĘCI
Czujesz, że masz w sobie jeszcze piłkarskie rezerwy?
Zawsze można się poprawić. Przede wszystkim chciałbym, aby w 2025 roku omijały mnie kontuzje. Kiedy biegasz dookoła boiska i widzisz jak koledzy trenują na pełnych obrotach, łezka w oku się kręci. Mam 33 lata, ale cały czas podchodzę do futbolu jak małe dziecko. Chcę wygrywać każdy mecz, każdą gierkę na treningu, a kiedy dzieje się inaczej, chodzę wkurzony przez kilka godzin. Dla mnie trening to nagroda, bo wiem, że każda jednostka to o jedną mniej w moim życiu. Nawet gdy pojawia się zmęczenie, po kilku minutach wraca uśmiech, bo robię to, co kocham.
Zabrzmiało jakbyś chciał karierę kończyć.
Różne myśli w głowie się pojawiają, bo nie należę do najmłodszych zawodników w naszej lidze. Trzeba powoli myśleć, co będę robił, kiedy zdecyduję się zakończyć karierę. Przygotowuję się jednak do tego stopniowo. Kilka lat temu ukończyłem kurs trenerski UEFA B, na pewno będę chciał się na tej drodze rozwijać i pójdę na UEFA A. Spróbuję zostać przy piłce.
Seniorskiej czy młodzieżowej?
Chciałbym też z dziećmi popracować i zobaczyć, jak mi będzie szło. A może trener Siemieniec zostanie na lata w Jagiellonii i włączy mnie do sztabu? Na pewno trudno byłoby mi zmienić życie na takie, w którym nie byłoby futbolu. Na razie jednak nie wiem za ile trzeba będzie przejść na drugą stronę rzeki.
Przyszłość wiążesz z Białymstokiem?
Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Znakomicie się tu czujemy z rodziną i nie planuję żadnej przeprowadzki. To jest moje miejsce na ziemi.
FOT. Rafał Oleksiewicz / PressFocus
HISTORIA JAK Z FILMU
Wróćmy do podsumowania poprzedniego roku. Kilka miesięcy temu wróciłeś też po latach do reprezentacji Polski.
Nie spodziewałem się tego. Kilka dni przed ogłoszeniem kadry na marcowe zgrupowanie pojawiły się informacje w mediach, że zostanę powołany. To było w niedzielę, byłem w cerkwi, a w kieszeni cały czas telefon wibrował od kolejnych wiadomości. W środę zadzwonił do mnie selekcjoner Michał Probierz i przekazał mi tę informację, a w czwartek ogłosił listę zawodników powołanych na baraże.
Trzy miesiące później strzeliłeś premierowego gola w reprezentacji Polski w meczu dla ciebie wyjątkowym, bo z Ukrainą.
To chyba tak musiało być, że w tym spotkaniu zdobędę pierwszą bramkę w narodowych barwach. To była historia jak z jakiejś książki czy filmu. Grałem w środku pola z Piotrkiem Zielińskim, a występy u jego boku to przyjemność. Żartuję, że kiedy nie masz gdzie podać, to podajesz do Ziela, bo on sobie poradzi.