Niedziela w Anglii upłynęła pod znakiem oczekiwania na wielki hit dwunastej kolejki Premier League. Ten nie zawiódł, a jego rezultat może okazać się kluczowy w kwestii tytułu mistrzowskiego. Fundamentalne pytanie nadal brzmi, czy to będzie „ten” sezon Liverpoolu?
Mohamed Salah zdobył dziś swojego szóstego gola w sezonie ligowym. (fot. Reuters)
Zważywszy na fakt, iż Manchester City nie wygrał na Anfield od szesnastu ligowych spotkań, a przed tą kolejką tracił do liderujących tabeli The Reds aż sześć oczek, przed wyjazdem do Merseyside Pep Guardiola mógł być pełen obaw. Wątpliwe jednak, by w dniach poprzedzających starcie tytanów znalazł na to czas. Musiał przecież głowić się nad doborem wykonawców jego planu, co wobec licznych kontuzji nie było zadaniem ani łatwym, ani przyjemnym. Katalończyk nie mógł skorzystać z Sane, Laporte’a, Zinchenki oraz Edersona. I to właśnie absencja tego ostatniego przyprawiała 48-latka o nie lada zagwozdkę i niepokój. Jak pokazał początek widowiska, całkiem słusznie.
Choć w mecz lepiej weszli goście, którzy ochoczo okupowali połowę gospodarzy, w 6 minucie wynik spotkania otworzył Fabinho. Brazylijczyk oddał fenomenalne uderzenie z dystansu, którego Claudio Bravo nijak nie mógł zatrzymać. Może gdyby między słupkami stał nieco wyższy Ederson sprawy potoczyłyby się inaczej?
Chwilę później było już 2:0, a z szóstego ligowego gola w sezonie cieszył się Mohamed Salah. Od tej pory The Reds nieco się cofnęli, co pozwoliło The Citizens na oddanie kilku groźnych strzałów. Swoich szans próbował Angelino, bez skutku starał się Aguero. Po przerwie do głosu ponownie doszli gracze Kloppa, a konkretnie Sadio Mane. Senegalczyk wykorzystał świetne dośrodkowanie Jordana Hendersona, pokonał bezradnego Bravo i udowodnił Guardioli, iż jego umiejętności sięgają znacznie dalej, niż tylko do nurkowania w polu karnym.
Goście nie zamierzali się jednak poddawać. Konsekwentne ataki popłaciły w 78 minucie, kiedy do siatki trafił Bernardo Silva. Niestety dla mistrzów Anglii, na ratowanie rezultatu było zdecydowanie zbyt późno. The Reds nie dali sobie wydrzeć trzech punktów i powiększyli swoją przewagę nad drugim w tabeli Leicester do ośmiu oczek. Pep Guardiola może się wściekać na VAR, lecz fakty są takie, że jego zespół był dziś po prostu słabszy, mniej wyrachowany.
W jednym z wcześniej rozgrywanych spotkań Manchester United bez większych problemów uporał się z Brighton. Wbrew pozorom, nie był to wcale tak oczywisty scenariusz. Przed startem kolejki Mewy miały przecież dwa punkty więcej i plasowały się dwa miejsca wyżej od podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera. Od sierpniowego starcia z Crystal Palace Old Trafford jest jednak twierdzą, z której rywale nie wyjeżdżają z dorobkiem punktowym wynoszącym więcej niż pojedyncze oczko. Jako szóści z kolei przekonali się o tym właśnie piłkarze Grahama Pottera.
Gospodarze od początku starali się udokumentować swoją przewagę, czego w 17 minucie dokonał Andreas Pereira. Wątpliwe, by Brazylijczyk przekonał tym samym krytyków jego osoby, lecz fakty są takie, iż jego gol natchnął Czerwone Diabły do pójścia za ciosem. To zaowocowało samobójczym golem Davy’ego Proppera. Był to rekordowy, sześćdziesiąty ósmy swojak ligowy od 1992 roku, na którym zyskało United.
W drugiej części gry na listę strzelców wpisał się Lewis Dunk, lecz jego trafienie szybko zniwelował Marcus Rashford. Co ciekawe, była to szósta bramka Anglika na Old Trafford w tym sezonie – jedynie Aguero (9) oraz Salah (dzięki zdobytemu dziś golowi już 8) uzbierali więcej łupów na stadionach ich zespołów.
Zwycięstwo pozwoliło dwudziestokrotnym mistrzom kraju na zmniejszenie straty do czołowej czwórki do dziewięciu punktów, a także na awans na siódme miejsce w tabeli. Tuż za nimi plasuje się natomiast Wolverhampton, które pokonało dziś Aston Villę. Było to o tyle łatwiejsze, że przez znakomitą większość spotkania między słupkami The Villans stał nie pierwszy, nie drugi, a trzeci golkiper – Orjan Nyland. Norweg wykorzystał urazy Heatona oraz Steera, lecz nie zdołał uchronić swoich kolegów przed stratą goli i w konsekwencji porażką. Z drugiej strony, jeśli ci nie potrafią upilnować Rubena Nevesa i pozwalają mu na niczym nieskrępowane oddawanie strzałów z okolic pola karnego, sami proszą się o karę…
Portugalczyk otworzył wynik meczu, a jego czternaste trafienie w barwach Wilków było jednocześnie jedenastym uzyskanym po uderzeniu zza szesnastki. Podopieczni Deana Smitha nie byli w stanie odpowiedzieć na zadany im cios, a dzieła zniszczenia dopełnił Raul Jimenez. Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, w tym sezonie Meksykanin ma na swoim koncie już trzynaście goli i ponownie jest niekwestionowanym liderem ofensywy ekipy z Molineux.
Bramka Trezegueta w doliczonym czasie gry była dla Aston Villi marnym pocieszeniem. W wyniku porażki jej przewaga nad strefą spadkową wynosi marne trzy punkty, a za rogiem – tudzież po przerwie reprezentacyjnej – czeka nie tylko natchnione Newcastle, ale też Manchester United oraz Chelsea.
Dwunasta seria gier oficjalnie za nami. Jej wygranymi są nie tylko piłkarze Liverpoolu, którzy umocnili się na pozycji lidera, ale też gracze Leicester oraz Chelsea. Dzięki zwycięstwom obie ekipy zepchnęły w tabeli Manchester City i postawiły kolejne kroki ku kwalifikacji do następnej edycji Ligi Mistrzów. Czy po przerwie na mecze reprezentacji pójdzie im równie dobrze?
***
Pełne zestawienie wyników dwunastej serii gier:
Norwich 0-2 Watford
Chelsea 2-0 Crystal Palace
Burnley 3-0 West Ham
Newcastle 2-1 Bournemouth
Southampton 1-2 Everton
Tottenham 1-1 Sheffield United
Leicester 2-0 Arsenal
Manchester United 3-1 Brighton
Wolverhampton 2-1 Aston Villa
Liverpool 3-1 Manchester City
sar, PiłkaNożna.pl