Startuje Serie A. Piękna i bestia
Zaczyna się ósmy sezon serialu pod tytułem: Jak zabić Starą Damę?, która z każdym rokiem miała się lepiej, uciekała coraz wyżej i z bezpiecznej wysokości tylko głośniej śmiała z zastawianych pułapek.
TOMASZ LIPIŃSKI
Scenariusz zrobił się przewidywalny do bólu i do zaśnięcia mniej więcej w połowie ostatnich sezonów, aż wreszcie – pobudka! Ktoś wpadł na genialny w swojej prostocie pomysł: tylko stwórca może skutecznie unieszkodliwić ten wybryk natury. I tak Antonio Conte dosiadł Interu i rozpoczyna wspinaczkę śladem niedoścignionej.
Bez względu na to, czy uda się strącić ją z wierzchołka, czy nie, piłkarze Interu czują na każdym treningu, że takiego sezonu nigdy wcześniej nie przeżyli. Będą jak wsadzeni w imadło i bez przerwy dociskani. I niech tylko któryś piśnie! Nikt nie piśnie, już o to zadba żelaznoręki sierżant Conte. Rzucając wyzwanie Juventusowi, wprowadził wojskowy dryl i dyktaturę. Wyrzucił kłopotliwych Mauro Icardiego i Radję Nainggolana, za niezdolnego do poświęceń uznał Ivana Perisicia. Na turyńskiej licencji (z dyrektorem Giuseppe Marottą, trenerem przygotowania fizycznego Antonio Pintusem, z rodzonym bratem w roli analityka) tworzy drużynę z kamienia, której symbolami mają się okazać niezłomni i bezlitośni gladiatorzy: Diego Godin i Romelu Lukaku.
Być jak Vieri
Inter zhardział także dlatego, że wyczuł wrażliwy punkt przeciwnika. Juventus dzięki Maurizio Sarriemu zyskał inną, łagodniejszą twarz. Stać go będzie na ludzkie odruchy i słabości. Zgubna może okazać się ślepa miłość trenera do piękna. Zderzą się dwie skrajne filozofie: estetyka Sarriego z pragmatyzmem Conte. Tym samym oba kluby odejdą od przypisanych przez świecką tradycję ról: cyniczny Juventus zyska na urodzie, Inter z szalonego stanie się zabójczo skuteczny i obliczalny.
Conte dostał 11 milionów euro pensji i zawodników za ponad 170 milionów (jeśli dopnie ostatni transfer, wyjdzie prawie 200). Tego lata więcej wydała tylko hiszpańska trójca: Barcelona, Real i Atletico. Na taką rozrzutność nie poważył się nikt z Premier League.
Nowy trener najmocniej zabiegał o Lukaku. Już wydawało się, że konfrontacja z Juventusem, który również stanął w szranki o Belga, zostawi go z pustymi rękami i skaże na szukanie wariantu B. Ale tę próbę sił wygrał. 65 milionów (plus 10 w formie bonusów) – tyle nie kosztował żaden piłkarz w historii Interu, nawet za bizantyjskich rządów Massimo Morattiego. Belg dostał pięcioletni kontrakt, 8,5 miliona pensji i życzenia, żeby był tak skuteczny, jak Christian Vieri, którego trochę przypomina i którego transferowy rekord właśnie pobił. W budżecie przewidzianym na nowego napastnika zmieściło się trzech pomocników. Nicolo Barella zamienił się miejscami z Nainggolanem (sentymentalny powrót Belga do Cagliari, w którym grał do 2014 roku, był największym zaskoczeniem tego lata). Wypożyczony z Sassuolo Stefano Sensi parametrami i nie tylko przypomina Marco Verrattiego, a kupiony z Herthy Austriak Valentino Lazaro to żelazne płuca, ilość połączona z jakością. Prowadzona z rozmachem kampania transferowa nie wszystkich starych interistów rozstawiła po kątach. Skrzydłowi Antonio Candreva i Brazylijczyk Dalbert właśnie z nich wyszli i pod ręką Conte powinniśmy docenić ich prawdziwą wartość.
Demoralizacja 20-latka
Zarówno Conte, jak i jego adwersarz z Turynu cieszą się ogromnym kredytem zaufania swoich szefów. Kibice uwierzyli na słowo prezydentom Stevenowi Zhangowi i Andrei Agnellemu, że to świetne wybory i czekają na szybkie efekty. W przypadku ich braku odżyją grzechy z przeszłości i przybiorą na sile dawne pretensje. Conte z Juventusu był wrogiem publicznym numerem 1 w Mediolanie. Na tę niechlubną pozycję uczciwie zapracował słowem i czynem. W karierze piłkarskiej zobaczył tylko dwie czerwone kartki. Retoryczne pytanie brzmi: gdzie i z kim? Oczywiście z Interem na San Siro. Jest ósmym trenerem, który przed poślubieniem Interu zaliczył małżeństwo ze Starą Damą. Najcieplej wspominany jest Giovanni Trapattoni, na myśl o Marcello Lippim wszystkich przechodzą dreszcze. Rozszerzając kontekst, tylko trzej szkoleniowcy nero-azzurrich zakończyli pierwszy sezon pracy ligowym triumfem, ostatnim był Jose Mourinho w 2009 roku.
W Juventusie zwycięskich debiutantów było zdecydowanie więcej. Pierwsze przykłady z brzegu to Conte i Massimiliano Allegri. Jeśli Sarri ma wypełnić trzyletni kontrakt, nie może zejść z tego samego kursu, z tym że będzie parł do celu w nowym stylu. I o ten styl się rozchodziło, który zamykał bianco-nerich we włoskim grajdołku, a teraz powinien pozwolić rozwinąć skrzydła w rejsie po Europie. Jak słowami-wytrychami w taktyce Conte są agresja, pressing, stałe fragmenty, trójka z tyłu, tak u Sarriego liczy się absolutna dominacja. – Na 70 metrach od naszej bramki to moje granie, na pozostałych 30 inwencja piłkarzy – przedstawiał własną filozofię.
Początki nie były wcale łatwe. W okresie przygotowawczym Juventus zanotował dwa remisy i dwie porażki, stracił 9 goli. – Na starcie sezonu moje drużyny zawsze miały problemy, ale w Juventusie powinna pomóc je przezwyciężyć jakość piłkarzy – uspokajał nastroje.
A ta jest niezaprzeczalna. Nawet doceniając charyzmę Conte i wydatki Interu, to personalnie Juventusowi nikt nie podskoczy. Powrót Gianluigiego Buffona scementował szatnię. 75-milionowy transfer Matthijsa de Ligta był kolejnym pokazem wielkiej siły, która pozwoliła przebić liczną konkurencję. Choć pensja, zaczynająca się od 8 milionów, która szybko urośnie do 12 za sezon, wydaje się mocno demoralizująca dla 20-latka. Pozyskując Aarona Ramseya i Adriena Rabiota, pokazał znakomity refleks w łapaniu rzuconych na rynek okazji.
Z czym na tydzień przed inauguracją Juventus zmagał się najbardziej, to z nadmiarem. Bardzo opornie szło odchudzenie kadry o sześciu piłkarzy. Zwłaszcza dwóch stanęło okoniem: Gonzalo Higuain i Paulo Dybala. Gdzieś w maju 2018 roku nikomu nie przyszłoby do głowy, że obraz HD tak szybko straci na ostrości. Dybalę niezmiennie uwielbiają kibice, co nie przeszkodziło działaczom w próbach wciśnięcia go Manchesterowi United (za Lukaku), zaproponowania Tottenhamowi i brania pod uwagę jeszcze kilku opcji. Juventusowa dycha zdławiła wszystkie te próby w zarodku i zanosi się, że zostanie, by zrehabilitować się za poprzedni sezon. Higuainowi pisana jest zmiana pracodawcy. Bardzo prawdopodobne, że ostatnie dni mercato przyniosą pospolite ruszenie wśród napastników, które obejmie Higuaina, Icardiego, Edina Dżeko i Arkadiusza Milika.
Największy wygrany
Czy inni będą tylko stali z boku, zasłuchani w nową wersję bajki „Piękna i bestia” z Juventusem i Interem w tytułowych rolach? W poprzednim sezonie między nimi zmieściły się Napoli i Atalanta. U wicemistrza panuje sielanka, prezes z trenerem jedzą sobie z dzióbków, grają w karty, konflikt na linii Carlo Ancelotti – Lorenzo Insigne wszyscy już dawno puścili w niepamięć. To wszystko jest zbyt idealne, żeby przekuło się w coś naprawdę wielkiego. Jakby brakowało iskry, która wznieciłaby ożywczy ogień. Choć docenić należy transfery Konstantinosa Manolasa i zwłaszcza Hirvinga Lozano. Aurelio de Laurentiis panuje w klubie od 15 lat i więcej niż 42 miliony euro nie dał za nikogo. Meksykanin na taką wartość zapracował 40 golami i 29 asystami w 79 meczach dla PSV Eindhoven. Nie można też nie docenić świetnych kontaktów jego menedżera Mino Raioli. To chyba największy wygrany tego lata. Na pośrednictwie w sprzedaży De Ligta zarobił 10,5 miliona, z transferu Meksykanina wpadło na jego konto 5, a jeszcze coś uszczknie z Mario Balotellego, choć to już mała ryba. Na wieść o jego woli powrotu do Serie A i w nieodległej perspektywie do reprezentacji odezwały się Verona, Parma i Brescia.
Kolorowy ptak z Bergamo w poprzednim sezonie wzleciał zdecydowanie ponad poziom i że teraz na pewno będzie gorzej, wcale nie znaczy, że źle. Niezauważone nie przejdzie kupno Rusłana Malinowskiego z Genku. Przebudowa stadionu skaże zespół na rozegranie dwóch pierwszych meczów w Parmie, reszty na wielkim placu budowy i Ligi Mistrzów na San Siro. Zresztą w Neapolu również wzięli się za obiekt. Z tym że postawili na lifting: z nowymi krzesełkami i bieżnią oraz generalnie całym makijażem San Paolo będzie znacznie lepiej się prezentował w telewizyjnym obrazku.
Maldini nadchodzą
Wykluczonemu z pucharów za nieprzestrzeganie finansowego fair play Milanowi ciekawy charakter nada Marco Giampaolo. W tym miejscu prosi się o dygresję. To kolejna postać, którą bardzo wysoko wybiła trampolina z Empoli. Jak Sarriego, jak Aurelio Andreazzolego, który dostał posadę w Genoi, jak Piotra Zielińskiego, Łukasza Skorupskiego i Bartłomieja Drągowskiego – w nagrodę za rolę Supermana w poprzednim sezonie powrócił do Fiorentiny, z którą przedłużył kontrakt na lepszych warunkach. Jak Ismael Bennancer, który poprowadził Algierię do triumfu w Pucharze Narodów Afryki i odebrał nagrodę dla najlepszego piłkarza turnieju. W Milanie zastąpi Tiemoue Bakayoko. O wyższą jakość postarają się też Theo Hernandez, Portugalczyk Rafael Leao i powracający po kontuzji Giacomo Bonaventura. Z sympatią na Milan każą spojrzeć dwa fakty. Po pierwsze – pełne otwarcie się na Maldinich. Senior Paolo wraz z rangą dyrektora generalnego dostał władzę, jakiej od dawna się domagał i przekonamy się, czy na nią zasłużył. Urodzony w 2001 roku i grający na pozycji ofensywnego pomocnika junior Daniel wykorzystał każdą szansę otrzymaną w sparingach. Po drugie – młodość. W poprzednim sezonie ze średnią wieku 25 lat i 92 dni był drugim po Fiorentinie najmłodszym zespołem w Serie A. Teraz będzie mógł złożyć cały skład z zawodników poniżej 25 roku życia. To, co niepokoiło była postępująca izolacja Krzysztofa Piątka: bez gola i błysku w okresie przygotowawczym. Oby klątwa numeru 9 nie zamieniła naszego królewicza w ropuchę.
Giampaolo ciągle wierzy, że z madryckiego nieba spadnie mu Angel Correa. Innym też do spełnienia marzeń brakuje co najmniej jednego ruchu. Napoli Jamesa Rodrigueza, Interowi – Dżeko, Juventusowi – Icardiego, Romie – stopera (Dejan Lovren odmówił). Z dwóch rzymskich klubów w Romie działo się nieporównywalnie więcej. Bo i zmiana trenera, i dyrektora sportowego. Paulo Fonseca i Gianluca Petrachi pierwsze wrażenie zostawili co najmniej dobre i nieco złagodzili ból po traumatycznym rozstaniu z Francesco Tottim i Daniele de Rossim. Kibice przyjmując z radością przedłużenie kontraktu z Nicolo Zaniolo, chęć zatrzymania Dżeko, pozyskanie nowego bramkarza, ciągle czekają na kogoś naprawdę wystrzałowego, który pozwoliłby Romie aspirować do miejsca na podium. W Lazio wszystko, co dobre sprowadziło się do niewypuszczenia w świat Sergieja Milinkovicia-Savicia. Nowy właściciel Fiorentiny – Rocco Commisso dotrzymał słowa i oparł się pokusie sprzedaży Federico Chiesy. Ale za rok go złamią. Już pisze się, że w pogoni za skrzydłowym bliżej niż Juventusowi jest Interowi, który oferuje 70 milionów. Na pocieszenie Fiorentinie zostanie (oprócz gotówki) inna perełka, na którą warto już zwrócić uwagę: Riccardo Sottil.
Z całej ligowej reszty dużo pozytywów dało się dostrzec w Genoi. Powitanie, jakie jej fani zgotowali na lotnisku Lasse Schoene, musiało przejść jego najśmielsze oczekiwania. W Sampdorii ciągle na rzeczy jest zmiana właściciela. Dobre karty do gry w czarnego konia zebrało Cagliari. Z linią pomocy w składzie Nainggolan, Marco Rog i Nahitan Nandez, który w Penarolu i Boca Juniors reżyserował grę, można zajechać naprawdę daleko. Co uświetniłoby 100-lecie założenia klubu i obchody 50-lecia zdobycia tytułu mistrzowskiego.
Bez względu na przynależność klubową, wszyscy najmocniej w tym sezonie będą kibicowali Sinisy Mihajloviciowi, który od połowy lipca walczy o nieporównywalnie większą stawkę niż punkty z Bologną.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (34/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”