Przejdź do treści
Sędziowanie miało być tylko rekreacją

Ligi w Europie Świat

Sędziowanie miało być tylko rekreacją

W połowie lat 90. poprzedniego stulecia zaczynał nowe życie w Stanach Zjednoczonych w charakterze człowieka od wszystkiego. W popularnej ukraińskiej restauracji na Manhattanie pomagał w kuchni, sprzątał ze stołów, przygotowywał kanapki na wynos. I ożenił się ze swoją „high school sweetheart” ze Stalowej Woli. W 2015 roku został zawodowym sędzią i prowadzi mecze Major League Soccer. Arbiter z jego doświadczeniem może liczyć na zarobki rzędu 120 tysięcy dolarów rocznie.


– Ślub wzięliśmy w Polsce, wcześniej wylosowałem zieloną kartę, więc legalnie z żoną mogliśmy przenieść się do Ameryki. Dziś mamy dwie córki, studiują na porządnych uczelniach. Możemy sobie na to pozwolić, mimo że edukacja w Stanach Zjednoczonych kosztuje poważne pieniądze. Mieszkamy 100 kilometrów na północ od Nowego Jorku, z dala od manhattanowego szaleństwa – mówi Robert Sibiga.

Mieszkając w stanie Nowy Jork, może pan prowadzić mecze New York City FC bądź New York Red Bulls?
Oczywiście, nie ma żadnych ograniczeń. Często pracuję przy meczach drużyn z Nowego Jorku – gdy grają u siebie i na wyjeździe. Nikt na to nie zwraca uwagi, nikt nie robi z tego problemu. Grupa zawodowych arbitrów MLS składa się z 24 osób, jesteśmy rozmieszczeni po całych Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Amerykanie szanują prywatność, większość zawodników czy trenerów nie ma pojęcia, skąd przyjechał sędzia poprowadzić mecz.

Skoro jest pan zawodowym sędzią, rozumiem, że nie musi już pan wykonywać innej pracy?
Dokładnie. Podpisałem kontrakt z Professional Referee Organization. Ten podmiot stworzono bodaj osiem lat temu, by podnieść ogólny poziom sędziowania w Stanach Zjednoczonych, jednak z naciskiem na MLS. Teraz program obejmuje też drugi poziom rozgrywek USL, a także ligę kobiecą NWSL. Zawodowi sędziowie w Ameryce przypisani są do MLS, natomiast droga do najważniejszej ligi wiedzie przez USL i NWSL – też ją przechodziłem. System działa, czego przykładem jest drugi polski arbiter w MLS, Łukasz Szpala.

To jest was dwóch?
Tak, od lipca. W tym sezonie Łukasz jako sędzia główny poprowadził bodaj pięć meczów w MLS i już wiadomo, że kolejny przed nim. Łukasz pochodzi spod Tarnowa, gdy przybył do Stanów Zjednoczonych, skontaktował się ze mną, dopytywał o pierwsze kroki, które powinien podjąć, żeby zostać zawodowym arbitrem. Profesjonalnie podchodzi do tematu, słucha moich rad, ludzie z PRO są zadowoleni z jego pracy.

Kiedy przyjechał do Ameryki?
Sześć lat temu, osiedlił się w Chicago. Ma 29 lat, więc w warunkach amerykańskich uchodzi za bardzo młodego arbitra. Różnica między nami jest taka, że Łukasz w Polsce sędziował, ja za pracę z gwizdkiem zabrałem się, mając 34 lata. Wiążę z Łukaszem duże nadzieje, dostaje szanse w MLS i je wykorzystuje. Umiejętnie korzysta też z mojego doświadczenia, podpowiedziałem mu, gdzie trzeba pojechać, kto powinien go zobaczyć. Nie jest jeszcze zawodowym sędzią, znajduje się w grupie PRO 2, a zatem ma szansę zostać włączonym do naszego grona. Nie jest to łatwa sprawa, niemniej należy oczekiwać, że prędzej czy później zostanie zawodowym arbitrem w MLS.

A skąd u pana wziął się pomysł, aby zająć się sędziowaniem w dość późnym wieku?
Po wyprowadzce z Manhattanu zostałem agentem nieruchomości, w sumie zarabiałem w ten sposób przez 11 lat. Jednocześnie grałem rekreacyjnie w piłkę nożną. W 2008 roku dostałem w kolano w trakcie meczu. Diagnoza – zerwane więzadło krzyżowe. Przez dwa miesiące nie mogłem chodzić, czołgałem się po domu. Gdy na boisku zwijałem się z bólu, podszedł do mnie sędzia, kazał mi się podnosić, nie udawać. Pomyślałem wtedy, iż można ten zawód wykonywać lepiej. A że niedługo później znajomy zaczął mnie przekonywać, że pracując jako arbiter nadal będę na boisku, a przy okazji będę rzadziej faulowany, zapisałem się na kurs US Soccer Federation. Postawiłem sobie wyzwanie, dzięki prowadzeniu meczów wróciłem do pełnej sprawności, odbudowałem kondycję, robota zaczęła mnie wciągać. Miała to być tylko rekreacja, wyszedł zawód – mimo że wcześniej nigdy nie interesowałem się sędziowaniem, nie miałem z tą profesją niczego wspólnego. No może tyle, że gdy chodziłem na mecze pierwszoligowej Stali Stalowa Wola, zdarzało mi się rzucić mięsem w kierunku arbitra.

W Stanach Zjednoczonych lżenie sędziego również przybiera zorganizowaną formę?
Nie, natomiast zdarzają się uwagi pod adresem naszej pracy. Najcięższy kaliber – można po tym poznać, że fan zdenerwowany jest nie na żarty – to: „Ref, you suck”.

Eee…
No tak, daleko do poważnych obelg. Ja te okrzyki przyjmuję wręcz z radością, piłce nożnej muszą towarzyszyć emocje. W pewien sposób na tym zyskuje widowisko. Choć zapewne dla osób wychowujących się w Stanach Zjednoczonych ataki na arbitrów są pewną nowością, zaskoczeniem. Mogą czuć dyskomfort, ja bym powiedział, że przytyki do sędziów mieszczą się w granicach przyzwoitości.

Ile może zarobić zawodowy sędzia w MLS?
To zależy od doświadczenia. Ja mam na koncie 135 meczów w roli arbitra środkowego, więc żyjemy godnie. Nie zbijam kokosów, nie opływam w luksusy, nie kąpię się w mleku, ale właśnie żyję godnie. Stawka za mecz to 1200 dolarów, do tego dochodzi kontrakt. Prawdopodobnie są to większe pieniądze od tych, które zarabiają sędziowie w Polsce, ale też koszty utrzymania w Ameryce są wyższe. Przeliczanie tego na złotówki nie ma sensu. Gdy zarabiasz 10 tysięcy złotych w Warszawie i gdy zarabiasz tyle samo w Stalowej Woli, więcej za tę sumę zrobisz w tym drugim mieście. Zresztą, wspólnie z żoną podchodzimy do tematu pieniędzy inaczej, nie patrzymy ile wpływa na konto, ale zadajemy sobie pytanie, czy stać nas na edukację córek. No i stać.

Prowadzi pan mecze w każdej kolejce MLS?
Liczba spotkań zależy od doświadczenia. Młody arbiter, na przykład Łukasz, nie pracuje co tydzień, w moim przypadku, przy skondensowanym sezonie jak obecny, obsługuję zazwyczaj trzy, cztery mecze jako sędzia środkowy plus również trzy, cztery jako arbiter techniczny bądź VAR.

Bywa pan w ogóle w domu, odległości do pokonania w Stanach Zjednoczonych są ogromne?
Dystanse są kolosalną różnicą między piłką w Ameryce a w całej Europie. Każdy polski zawodnik grający w Stanach, gdy rozmawiamy, zwraca na to uwagę, przychodząc do MLS – nie spodziewali się, że podróże, zmiany czasu, klimatu mogą mieć taki wpływ na samopoczucie, formę i grę drużyn. Przykład, w środku ubiegłego tygodnia byłem na meczu w Waszyngtonie, raptem godzinę lotu z Nowego Jorku, w czwartek wróciłem do domu, a już w piątek znów samolot i sześciogodzinna podróż do Portland. Różnica czasu to trzy godziny, czyli pobudka o czwartej rano, o siódmej wejście na pokład samolotu w Nowym Jorku, lot i lądowanie na miejscu o… dziesiątej rano. Organizm nie traktuje tego jako oszczędności czasu.

Kiedy melduje się pan w mieście przed meczem?
W dzień poprzedzający spotkanie. Zawsze. Sędziowie główni w MLS mają taki obowiązek. Natomiast asystenci, jako że w Stanach Zjednoczonych nie mają statusu zawodowców, w wyjątkowych przypadkach mogą dojechać do miasta, w którym odbywa się mecz, w jego dniu. W Ameryce arbitrzy powołali do życia związki zawodowe, które taką możliwość wynegocjowały z PRO. Na marginesie – związki zawodowe również negocjują wysokości kontraktów i stawki za mecz dla sędziów, nie prowadzimy indywidualnych pertraktacji. Wracając jednak do meritum, sędziowie liniowi otrzymali taką możliwość, ale tylko w przypadku bliskich lotów, gdy podróżują ze wschodniego na zachodnie wybrzeże, również muszą być na miejscu dzień przed spotkaniem.

Jaki jest poziom sędziowania w MLS?
Nie na miejscu byłoby, gdybym rozstrzygał we własnej sprawie, powiem więc inaczej. Od kilku lat szefem sędziów w Stanach Zjednoczonych jest Howard Webb, gdy rozmawiałem z nim po raz pierwszy i przeszliśmy już przez temat rzutu karnego podyktowanego przez Howarda w meczu Austria – Polski w trakcie finałów mistrzostw Europy w 2008 roku, stwierdził, że sprzed telewizora nie widać, iż MLS jest tak trudną ligą do sędziowania. Jego zdaniem 80 procent arbitrów pracujących w Stanach Zjednoczonych poradziłoby sobie w angielskiej EPL. Może styl nie jest taki sam, może nie zawsze przygotowanie fizyczne sędziów jest idealne, ale przecież finał mistrzostw świata do lat 20. w Polsce prowadził Ismail Elfath. Na mundialu w Rosji pracowało dwóch głównych arbitrów ze Stanów Zjednoczonych. FIFA wyselekcjonowała wstępną grupę sędziów na mistrzostwa świata w Katarze, znów znalazło się na niej dwóch Amerykanów – Elfath i Jair Marrufo. I to nie dlatego, że taka historia fajnie sprzeda się w mediach. Nie należy takiej decyzji FIFA traktować w kategorii egzotycznej ciekawostki.

Elfath, Marrufo, Sibiga, Szpala – nie są to nazwiska typowe dla Amerykanów.
MLS to młoda organizacja, istnieje od 26 lat. Profesjonalnie, a co za tym idzie móc z tego utrzymywać rodzinę, zawód sędziego można uprawiać od 8 lat. To dlatego w lidze mecze prowadzą arbitrzy, którzy pasję do piłki i doświadczenie przywieźli ze sobą do Stanów Zjednoczonych. Amerykanie dopiero teraz mogą wychowywać się na tym sporcie, dzięki MLS. Dlatego wkrótce do głosu zaczną dochodzić sędziowie tu urodzeni. To proces.

Z polskimi zawodnikami w MLS komunikuje się pan na boisku w języku angielskim?
Wyłącznie po polsku! Jestem szczęśliwy, że mam taką możliwość. Gdy zaczynałem w MLS, byłem jedynym Polakiem. Potem przybył zaciąg Przemków – Frankowski i Tytoń. Następnie pojawiali się Jarek Niezgoda, Adam Buksa, Patryk Klimala, jest Kacper Przybyłko – najbardziej niedoceniany Polak na boiskach MLS. Z Frankowskim jestem w kontakcie nawet po jego transferze do Francji.

Czyli znajomość z polskim zawodnikami wychodzi poza boisko.
Jeśli prowadzę mecz jednego z naszych zawodników, spisujemy się na zasadzie: widzimy się w sobotę. W zeszłym roku w trakcie turnieju MLS is Back sędziowie i drużyny zostały zamknięte na Florydzie w tak zwanej bańce, wówczas mieliśmy okazję porozmawiać kilka razy przy kawie. Znamy się. Ja nie wstydzę się, że jestem Polakiem. Przeciwnie – jestem z tego dumny. Na oficjalnej stronie organizacji PRO widnieje narodowość sędziów, tylko przy mojej osobie wpisane jest podwójne – amerykańskie i polskie. Kilku innych arbitrów dysponujących dwoma paszportami zdecydowało się podać informację tylko o tym Stanów Zjednoczonych. Nie widzę niczego złego w tym, że znam się z jakimś zawodnikiem. Przecież to nie jest tak, że jeśli Adam Buksa przewróci się w polu karnym, Robert Sibiga od razu podyktuje rzut karny. Bądźmy poważni. To nie „Piłkarski poker”. Mam udawać, że nie kibicowałem Adamowi w trakcie wrześniowych meczów reprezentacji Polski, że mu nie pogratulowałem powołania? Ale w MLS gra jeszcze jeden zawodnik, który po części jest Polakiem. Hany Mukhtar, jedna z gwiazd Nashville S. C., występuje na pozycji ofensywnego pomocnika, bardzo dobrze spisuje się w tym sezonie. Przed jednym z meczów miałem okazję z nim porozmawiać, okazało się, że jego mama, Urszula, wyemigrowała z Polski do Niemiec i tam urodził się Hany.

Sędziowie MLS mogą udzielać komentarzy odnośnie podejmowanych decyzji po zakończeniu meczu?
Ludzie, którzy rządzą organizacją zdają sobie sprawę, że zbudowanie profesjonalnej ligi piłki nożnej w kraju, w którym nie ma historii tej dyscypliny sportu, powoduje, iż część kibiców przed telewizorami i na stadionie nie zawsze w pełni rozumie przebieg gry czy podejmowane przez sędziów decyzje. Między innymi dlatego przy okazji niektórych transmisji trenerzy udzielają wywiadów nie przed, po czy w przerwie meczu, ale w jego trakcie. Chodzi o edukowanie fanów, a przy okazji tworzenie atrakcyjnego produktu. W przypadku arbitrów zaś, przed pandemią liga doszła do wniosku, abyśmy po meczu mogli się wypowiedzieć, ale na ściśle określonych zasadach. Sędziowie otrzymywali listę kilku dziennikarzy pracujących w danym mieście przy MLS i oni w ciągu trzydziestu minut po ostatnim gwizdku mogli zadać trzy pytania na piśmie, na które odpowiadaliśmy również w formie pisemnej. Nie zdarzało się to jednak często, zapewne ma to związek z pracą sytemu VAR w trakcie meczów.

Webb przed sezonem mówił, że w MLS gdy następuje interwencja VAR, sędzia zawsze zmierza do monitora.
VAR analizuje właściwie wszystkie akcje, odbywa się wówczas „Check” – sędzia w takich przypadkach nie przerywa gry. Natomiast w przypadku „Review”, a więc możliwości zmiany boiskowej decyzji arbitra, za każdym razem idziemy do monitorów, nawet jeśli błąd jest oczywisty i widzi to VAR, a także widzowie przed telewizorami. Pytanie, co ma to na celu. Chodzi o przekazanie zawodnikom pełnej informacji, muszą wiedzieć, co się wydarzyło, dlaczego. Naszą rolą jest im to wytłumaczyć, a gdy sędzia podchodzi do monitora, siła przekazu wzrasta.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024