Rola ekslidera i znaczące absencje, czyli sprawdzian Lecha we Wrocławiu
Długo był uciekającym. W kluczowy etap sezonu wkracza jako jeden z goniących. Wyprawa do Wrocławia to dla Lecha nie tylko zmierzenie się z nową rolą, ale też sprawdzian reagowania na istotne niepowodzenie. A przy okazji test alternatywnych rozwiązań personalnych.
Porażka w Białymstoku będzie brzemienna w skutki, jeśli Kolejorz nie sięgnie po tytuł. W tym momencie jest tylko i aż znacząca dla aktualnej sytuacji drużyny. Ulegając Jagiellonii, poznański zespół stracił status, którym cieszył się nieprzerwanie od 25 sierpnia. Lech usadowił się w fotelu lidera i skutecznie bronił go przez 18 kolejek, czyli ponad połowę sezonu. Gdy już spadł ze szczytu, to na trzecie miejsce. To dla drużyny Nielsa Frederiksena nowe położenie, a zatem wyzwanie na płaszczyźnie mentalnej. Zdaniem wielu łatwiej być goniącym niż czuć na plecach oddech reszty stawki. Medal ma dwie strony: presja może faktycznie jest nieco mniejsza, za to trzeba nerwowo spoglądać na wyniki konkurencji.
W Poznaniu marzy się powtórka scenariusza sprzed trzech lat. Sytuacja była analogiczna: po 25 kolejkach Lech zajmował najniższy stopień podium, tracił punkt do Pogoni oraz dwa do Rakowa. Zespół dowodzony przez Macieja Skorżę zaliczył mistrzowski finisz, zdobywając 25 na 27 możliwych punktów. Tamten wyczyn stanowił unikat w najnowszej historii Ekstraklasy.
Biorąc pod uwagę liczbę dotychczasowych potknięć, choćby nawiązanie do końcówki sezonu 2021-22 byłoby niebotycznym osiągnięciem obecnego Kolejorza.
13 DNI SPORTOWEJ ZŁOŚCI
Jesienią wielkopolska drużyna bardzo dobrze radziła sobie w spotkaniach, którym towarzyszyła podwyższona temperatura. Jednak w drugiej części sezonu, kiedy najciekawsze mecze stały się również kluczowymi dla układu czołówki, zaczęły się kłopoty. W takich okolicznościach wielkiego znaczenia nabiera zdolność reagowania. Na niepowodzenie z Rakowem Lech odpowiedział kompletem punktów w trzech kolejkach. Jeżeli chce zachować miano poważnego kandydata do mistrzostwa, riposta po Białymstoku powinna być taka sama.
W zespole czuć sportową złość wywołaną przegraną z Jagiellonią – podkreślił Bartosz Mrozek. – Nasze podejście pozostaje takie jak co weekend: wygrać. Lider tabeli jest inny, lecz znów może się zmienić – dodał 25-letni bramkarz.
Nie ma momentów dobrych na porażkę, jednak ta z obrońcą tytułu nadeszła w najgorszym – tuż przed pauzą w rozgrywkach. Siłą rzeczy praca przy Bułgarskiej w trakcie minionych dwóch tygodni nie mogła przebiegać w idealnej atmosferze. Dodatkowym utrudnieniem dla sztabu były reprezentacyjne obowiązki sporej grupy piłkarzy.
– W takich warunkach trudno jest wypracować coś specjalnego – przyznał trener Frederiksen. – Generalnie staraliśmy się poszerzyć wachlarz naszych możliwości. Dużo czasu poświęciliśmy fazie przełamywania defensywy rywala, zwłaszcza w grze przeciwko drużynom broniącym się nisko. Pracowaliśmy również nad pressingiem uzależnionym od tego, w jakiej strukturze ustawiony jest oponent.
Bartosz Mrozek osiągnął w bieżącym sezonie status jednego z kluczowych zawodników Lecha (fot. Ryszard Wesolowski / PressFocus)
BEZ DWÓCH FILARÓW
Jeżeli za wyznacznik niezbędności przyjąć rozegranie 85 procent możliwych minut w lidze, Lech ma pięć fundamentów. W sobotni wieczór przeciwko Śląskowi zabraknie dwóch z nich. Kolejorz nie stanie się nagle niemal o połowę słabszy, natomiast absencja Antonio Milicia oraz Radosława Murawskiego to dla Frederiksena powód co najmniej do lekkiego niepokoju.
Czy w parze z Alexem Douglasem, czy tworząc duet z Bartoszem Salamonem, Chorwat stanowi filar defensywy. W ostatnich trzech kolejkach Milić wykazywał się wszechstronnością, z powodzeniem pełniąc rolę lewego obrońcy. Naturalnym zastępcą kontuzjowanego 31-latka, także wpisującym się w koncepcję otwierania gry w ustawieniu z trójką stoperów, jest Michał Gurgul. Niewykluczone jednak, że duński szkoleniowiec zdecyduje się na wariant z dwoma ofensywnie usposobionymi bocznymi defensorami i na lewej stronie pośle w bój Joela Pereirę.
9
punktów zdobył w tym sezonie Kolejorz bezpośrednio po przerwach reprezentacyjnych. Ograł kolejno: 5:0 Jagiellonię, 2:0 Cracovię i 2:0 GKS Katowice.
Mniejsze pole manewru dotyczy środkowej strefy. Na inaugurację rundy przeciwko Widzewowi pauzującego również za kartki Murawskiego godnie zastąpił Gisli Thordarson. Jednak poważny uraz Islandczyka sprawia, że opcją do gry u boku Antoniego Kozubala pozostaje wyłącznie Filip Jagiełło. 27-letni pomocnik rozczarowuje, widać u niego spore trudności ze złapaniem właściwego rytmu, pełniąc rolę wchodzącego z ławki. Jagiełło tylko dwa razy zaczynał mecze Ekstraklasy w podstawowym składzie: jako skrzydłowy oraz dziesiątka.
Filip Jagiełło, pochodzący z Dolnego Śląska, najprawdopodobniej stanie we Wrocławiu przed ważną szansą (FOT. P. Dziurman/400mm.pl)
Alternatywne rozwiązanie stanowi przesunięcie piętro niżej Afonso Sousy, którego za plecami napastnika mógłby zastąpić Ali Gholizadeh. To jednak opcja dotąd niestosowana przez Frederiksena i mało prawdopodobna – w takim układzie zachwiany zostałby balans między ofensywą a defensywą, gdyż obowiązki szóstki spadłyby praktycznie w całości na barki Kozubala.
Mamy różne warianty zastąpienia Murawskiego. Dysponujemy zawodnikami, którzy prezentują wysoką jakość i mogą z powodzeniem zagrać w tej strefie boiska. Znajdziemy odpowiednie rozwiązanie – uspokaja Frederiksen.