Rezerwowy rozstrzygnął hit Premier League
Manchester City postawił spory krok na drodze do przypieczętowania tytułu wicemistrzowskiego. Obywatele pokonali w delegacji Leicester City (1:0). Na King Power Stadium nie brakło kontrowersji.
Gabriel Jesus zapewnił Obywatelom zwycięstwo (fot. Reuters)
Kiedy na boisku spotykają się ze sobą piłkarze drugiej i trzeciej drużyny ligi angielskiej, to można w ciemno obstawiać, że emocji w takim spotkaniu będzie co niemiara. Podobnie miało być na King Power Stadium, gdzie Leicester City podejmował Manchester City. Warto jednak zaznaczyć, że stawką tego spotkania miało być „jedynie” wicemistrzostwo kraju.
Liverpool odstawił wszystkich rywali tak zdecydowanie, że dziś gra w Premier League toczy się właśnie o drugą lokatę, a także o miejsce w czołowej „czwórce”, które jest premiowane awansem do Ligi Mistrzów. Nie trzeba było znać się jakoś wybitnie na piłce nożnej, by dojść do wniosku, że dużo większy ciężar gatunkowy towarzyszył w sobotni wieczór piłkarzom Lisów, dla których tytuł wicemistrzowski to osiągnięcie o zdecydowanie donośniejszym wydźwięku.
Mecz od początku toczył się znakomitym tempie, a gospodarze ani myśleli, by oddawać pole faworytowi z Manchesteru. Brendan Rodgers uznał, że zamiast przyjmowania rywala na własnej połowie, lepszym rozwiązaniem będzie pójście z nim na wymianę ciosów. Jak się okazało, było to całkiem niezłe założenie.
Bliski otworzenia wyniku już w ósmej minucie był Jamie Vardy, który po błędzie jednego z obrońców niespodziewanie wyszedł na pozycję sam na sam z bramkarzem. Anglik przymierzył i wydawało się, że piłka wpadnie do siatki, ale ostatecznie odbiła się ona od słupka i na trybunach King Power Stadium można było jedynie usłyszeć jęk zawodu.
W odpowiedzi bliski szczęścia był Riyad Mahrez, ale po jego uderzeniu na wysokości zadania stanął Kasper Schmeichel, który odbił piłkę do boku i uratował swoją drużynę.
Tuż przed końcem pierwszej połowy na boisku doszło do dwóch ciekawych sytuacji. Pierwsza była też bardzo groźna, ponieważ dotyczyła niebezpiecznego wejścia Edersona w Kelechiego Iheanacho. Napastnik Lisów został z całym impetem uderzony dwoma pięściami w głowę i padł na murawę niczym rażony piorunem. Sędzia nie zdecydował się jednak na wyrzucenie golkipera City z boiska i nie podyktował karnego dla gospodarzy. Ba, do akcji nie wkroczył nawet VAR, co można śmiało określić mianem kolejnej skandalicznej decyzji.
Kilka chwil później gola dla Obywateli zdobył Sergio Aguero, ale jego radość była bardzo krótka, ponieważ bardzo szybko okazało się, że Argentyńczyk znajdował się w momencie podania na pozycji spalonej.
Po zmianie stron przewaga gości rosła, a Leicester City coraz mocniej cofało się do defensywy. Podopieczni Pepa Guardioli zaczęli podkręcać tempo i w 61. minucie zostali za to nagrodzeni. Piłkę ręką we własnym polu karnym zagrał Dennis Praet i sędzia wskazał na „wapno”. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Aguero, ale jego strzał zdołał obronić Kasper Schmeichel, który był znakomicie dysponowany.
Kilka minut wcześniej Duńczyk uratował skórę swoim kolegom po mocnym uderzeniu Kevina de Bruyne, mocno pracując na miano bohatera spotkania. Nie udało mu się jednak finalnie zachować czystego konta, a pokonać zdołał go dopiero rezerwowy Gabriel Jesus, który zmienił rozczarowującego Aguero. Brazylijczyk znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i płaskim strzałem przy słupku dał Manchesterowi City prowadzenie.
Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i to Obywatele mogli się cieszyć po ostatnim gwizdku sędziego ze zwycięstwa na ciężkim terenie.
gar, PiłkaNożna.pl