Rewelacyjny 20-latek zawojował ligę
Sierpień 2017 roku. Bayer Leverkusen zaczyna sezon meczem z Bayernem Monachium na Allianz Arenie. W pierwszym składzie niespodzianka. Nie ma Juliana Brandta, jest za to Leon Bailey. Gra fatalnie, podejmuje tylko złe decyzje, zarówno z piłką, jak i bez niej. Gdy koledzy ruszają do pressingu, on zostaje z tyłu, kiedy zespół się cofa, on wychodzi wyżej i zdziwiony macha rękoma. Po 45 minutach Heiko Herrlich miał dość i zdjął Jamajczyka z boiska, a gazety wahały się, czy wycenić starania młodego skrzydłowego na „źle”, czy może jednak „bardzo źle”.
TOMASZ URBAN
Grudzień 2017 roku. Bailey (na zdjęciu) jest według „Kickera” najlepszym piłkarzem rundy jesiennej w całej lidze. Tak przynajmniej wynika z not – 2,17 to wręcz kosmiczny wynik. Piłkarze, w ankiecie przeprowadzonej przez gazetę, wskazują go jako drugiego najlepszego zawodnika ligi. Lepszy był tylko Robert Lewandowski. A przecież przed sezonem wydawało się, że Karim Bellarabi jest w zasadzie nie do ruszenia…
SPUSZCZONY ZE SMYCZY
Ściągano go do klubu z wielkimi nadziejami rok temu z belgijskiego Genku za relatywnie spore – jak na możliwości Bayeru – pieniądze, ale pierwsze półrocze w jego wykonaniu było wyjątkowo mizerne. Mało grał, mało strzelał, a na czołówki gazet trafiał głównie przez wzgląd na pozaboiskowe ekscesy. Raz pochwalił się zdjęciem licznika swojego samochodu, na którym wskazówka dochodziła do 200 km/h. Innym razem kpił z ćwiczącego w siłowni osiłka. Nagrał go, a potem wrzucił filmik do internetu, nazywając nieznajomego klaunem. Tyle że nieznajomy okazał się zawodowym bokserem i po namierzeniu Baileya oznajmił, że jeśli filmik w trybie natychmiastowym nie zniknie z sieci, piłkarz Bayeru będzie zmuszony rozejrzeć się za uzdolnionym protetykiem. Na Instagramie Jamajczyka regularnie lądowały fotki robione na tle luksusowych aut, którymi młodziak lubił się pochwalić, podobnie zresztą jak i ekstrawaganckim outfitem. Naprawdę wiele wskazywało na to, że Bayer wziął pod swoje skrzydła rozkapryszonego bachora, który nie dorósł do wymogów poważnej europejskiej piłki.
Bieżący sezon pokazuje, że jednak dorósł, tyle że musiał trafić na trenera, który spuści go ze smyczy. Ale o tym później. Równie ważna w kontekście początków Baileya w Niemczech jest jego przeszłość. Stolica Jamajki Kingston, skąd pochodzi, uważana jest za jedno z najniebezpieczniejszych miast na świecie, a dzielnica Cassava Piece, w której dorastał, za siedlisko wszelkich możliwych patologii społecznych. W piłkę zaczął grać w akademii prowadzonej przez przybranego ojca Craiga Butlera. Ten, w 2011 roku, uznał, że młody ma na tyle duży talent, że warto go wywieźć do Europy. W ten sposób Leon i Kyle – biologiczny syn Craiga – wylądowali w Austrii. Przygarnął ich klub USK Anif, przemianowany później na FC Liefering, który dziś jest jednym z oddziałów piłkarskiej machiny Red Bulla. Tam spisywał się wręcz fenomenalnie w rozgrywkach juniorskich. Wieść gminna głosi, że w 16 meczach chyżonogi przybysz z Karaibów trafił do bramki aż… 75 razy! Nic zatem dziwnego, że szybko do Liefering zapukali przedstawiciele Rapidu Wiedeń, którzy zaprosili 14-latka na dwutygodniowe testy. Zakończyły się one grandą, bo stołeczny klub nie zapłacił za ostatnią dobę hotelową gości z Jamajki, przez co cała gromada musiała spędzić noc na dworcu. Nie poznano się też na nim w Salzburgu. Uznano, że nie jest wystarczająco dobry. – Sprawdzali mnie w zimie, a przecież wiedzieli, że pochodzę z Jamajki. Nie znałem takiego zimna i trudno mi było pokazać, co potrafię – wyjaśniał po latach przyczyny niepowodzenia. Potem odpalono go też z Mattersburga i z Austrii Salzburg. Pewnie do dziś plują sobie w brodę.
PODRZUTKI BUTLERA
Ostatecznie z Liefering zabrał go KRC Genk. Butler spisał z Belgami trzyletni kontrakt, po czym okazało się, że to wbrew przepisom FIFA, bo 16-latek nie może zawierać takich umów. Kontrakt więc cofnięto, a Butler… zniknął. Zostawił dzieciaków i wyjechał. Odezwał się dopiero po czterech miesiącach. Z Meksyku. Twierdził, że go uprowadzono, co – jak się później okazało – było oczywiście kompletną bzdurą. Tak czy inaczej, Leon i Kyle przez ten czas przebywali w Belgii nielegalnie, bo niepełnoletnim imigrantom nie wolno przebywać w tym kraju bez opiekunów. Genk zajął się jednak podrzutkami. Przynajmniej do czasu, kiedy belgijskie ministerstwo pracy coraz mocniej zaczęło się interesować ich przypadkiem. Butler musiał szukać nowego miejsca. Wywiózł więc synów na dwa lata na Słowację i umieścił w Trenczynie. Genk wiedział jednak, że musi pilotować rozwój Leona, bo chłopak ma olbrzymi talent. Po dwóch latach, a więc po osiągnięciu przez Baileya pełnoletniości, zapłacił Słowakom 1,5 miliona euro i ściągnął z powrotem do siebie, by za półtora roku sprzedać z dużą przebitką do Leverkusen. Resztę już znacie.
Roger Schmidt i Tayfun Korkut próbowali wtłoczyć go w ramy, zmusić do wykonywania natłoku zadań defensywnych, trzymania się schematów i narzuconej dyscypliny taktycznej. Herrlich już w pierwszym meczu sezonu zauważył jednak, że nie tędy droga. Dał Leonowi znacznie większą swobodę niż poprzednicy i dobrze na tym wyszedł. Inna sprawa, że styl gry Bayeru idealnie wpisuje się w możliwości Leona. Bayer preferuje grę z kontry (aż 10 goli strzelonych po szybkich atakach – najwięcej w lidze) oraz ataki przede wszystkim bocznymi strefami boiska (tylko 24 procent akcji przeprowadzanych jest środkiem; rzadziej środkiem atakuje tylko Werder), głównie prawą stroną. Znamienna dla gry Bayeru była bramka zdobyta w pucharowym meczu z Borussią Moenchengladbach. Błyskawiczny odbiór piłki w środku pola po błędzie technicznym Reece’a Oxforda i prostopadła piłka na Baileya. I tyle go obrońcy Gladbach widzieli… Schemat, który powtarzał się jesienią po wielokroć.
A DLACZEGO NIE BAYERN?
Jak dobry jest Jamajczyk? Bardzo dobry. Najlepiej pokazać jego klasę na tle mocno hype’owanego w Niemczech Christiana Pulisicia z BVB i mającego za sobą naprawdę świetną jesień Kingsleya Comana, który wreszcie zaczyna grać na miarę potencjału. Analiza statystyk zaczerpniętych z portalu squawka. com, „Kickera” oraz z bazy danych sueddeutsche. de wykazuje, że z całej trójki Leon jest najbardziej kreatywnym piłkarzem, który na dodatek potrafi grać zespołowo, co Rudi Voeller podkreśla niemal na każdym kroku. Średnio tworzy kolegom aż 2,7 czystej sytuacji na mecz (Coman 1,78, Pulisić 1,13). Najczęściej z nich zagrywa też kluczowe piłki (2,3, przy 1,5 Comana i 1,06 Pulisicia). Do tego wykładał kolegom już aż 27 razy piłkę do strzału (Coman 20, Pulisić 16). Ustępuje natomiast Comanowi w atrybutach wyrażających wyszkolenie techniczne, bo Francuz nieco lepiej drybluje (wykonuje więcej dryblingów na mecz i na większej skuteczności) i celniej podaje (86,2 procent do 72,8), zwłaszcza na połowie przeciwnika (84 przy 66,8 Jamajczyka). Lepiej też spisuje się w pojedynkach (53,6 do 42,2), których Bailey rzeczywiście wygrywa relatywnie mało i to jego największa pięta achillesowa. Nad taktyką, co pokazał wspomniany wyżej mecz z Bayernem, też musi jeszcze nieco popracować.
Co dalej z Baileyem? Jeśli wiosną nie zanotuje drastycznego załamania formy, to długo w Bayerze nie posiedzi. Prasa już przerzuca się nazwami klubów, które latem staną do rywalizacji o niego. Pisze się o Chelsea, Arsenalu i Manchesterze United oraz o tym, że Bayer będzie oczekiwał kwoty na poziomie 45 milionów euro. Parafrazując klasyka – a dlaczego nie Bayern? 45 milionów to nie jest kwota, która wykluczałaby monachijczyków z rywalizacji. A przecież Bailey stylem gry i profilem doskonale pasuje do ekipy Heynckesa, która od niepamiętnych czasów opiera ofensywę na skrzydłowych, na ich szybkości, dryblingu i umiejętności wygrania pojedynków. Bailey w formie z jesieni na pewno bardzo by się Bayernowi przydał. Tym bardziej że jest wszechstronny (może zagrać po obu stronach boiska), ma uderzenie z obu nóg i według statystyk „Sueddeutsche Zeitung” notuje ponad dwukrotnie wyższy procent celnych dośrodkowań (33) niż Coman (16). Jest tylko jedno ale. Jeśli do walki o niego stanie kilka klubów z Anglii, cena może pójść mocno w górę. A wtedy Bayern musiałby dla Baileya zrewidować swoją politykę transferową. Czy byłby gotów to zrobić?
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (3/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”