Przejdź do treści
Real i Atletico z zakazem transferów. I niech mi uschnie ręka

Ligi w Europie La Liga

Real i Atletico z zakazem transferów. I niech mi uschnie ręka

Hiszpańskie wróble od dawna ćwierkały, że nie tylko Barcelona popełniała nieprawidłowości w pozyskiwaniu młodych zawodników do szkółki, ale również Real i Atletico, które także mogą zostać ukarane, gdyż FIFA prowadzi śledztwo. No i stało się. Oba stołeczne kluby otrzymały sankcję identyczną jak w 2014 roku Barca, czyli zakaz dokonywania transferów przez dwa najbliższe okna. Co to oznacza? Tragedię czy tylko lekkie kłopoty?

Na pewno nie są zadowoleni dyrektorzy odpowiedzialni za finanse. Wiadomo, nowa gwiazda sprzedaje koszulki i inne gadżety, więc należy taką kupować co roku. Ale nas interesuje tu bardziej aspekt czysto sportowy.

Barca sobie poradziła

Optymizmem kibiców Marengues i Colchoneros może napawać analiza przypadku Barcelony, która właśnie wyszła z więzienia. Wyszła w lepszym stanie, niż wchodziła. W trakcie pobytu w zakładzie karnym zdobyła pięć najważniejszych w futbolu trofeów, a obecnie jest liderem in spe (ma zaległy mecz u siebie ze słabeuszem) Primera Division. Gdyby takie miały być efekty kary nałożonej na Real, jego fani powinni się cieszyć, a nie zamartwiać.

Ale oczywiście każdy przypadek jest inny. Teza, że Barca osiągnęła sukcesy pomimo sankcji FIFA, a nie dzięki niej, będzie miała jednak zdecydowanie więcej zwolenników, niż przeciwna. Po prostu ekipa z Katalonii wskazała rywalom z Madrytu, jak należy sobie radzić w takiej sytuacji, jak zjeść wstrętną żabę podrzuconą przez FIFA, by nie zaszkodziła.

Po pierwsze więc należy się od decyzji odwoływać, aż do ostatniej instancji, czyli Trybunału Arbitrażu Sportowego i to w ostatnich przysługujących na złożenie odwołania terminach, tak, by jak najdłużej przeciągać sprawę. Jeśli Real i Atletico uczynią podobnie (a zrobią tak z pewnością), w zasadzie niemożliwe jest, by ostateczna decyzja uprawomocniająca orzeczenie FIFA weszła w życie przed upływem ośmiu-dziewięciu miesięcy. A jeśli nie – zawsze pozostaje wystąpić o odroczenie kary, co zrobiła Barca. Tak więc Real i Atletico nie muszą teraz wykonywać nerwowych ruchów, czyli na łapu-capu kupować piłkarzy w ostatnich dniach obecnego okienka transferowego, co oczywiście wolno im robić. Mogą swobodnie planować następną sesję myśląc o niej jako o ostatniej przed półtoraroczną przerwą. Szefostwo sportowe Barcy tak właśnie potraktowało letnie mercato w 2014 roku kupując, już z nieprawomocnym wyrokiem FIFA na karku: Luisa Suareza, Ivana Rakiticia, Thomasa Vermaelena, Jeremy’ego Mathieu, dwóch bramkarzy. Jak się okazało, z trudem, bo z trudem, ale wystarczyło. Ostateczne zakończenie sukcesem operacji „zakaz transferowy” będzie można oczywiście obwieścić na Camp Nou dopiero po osiągnięciu mety obecnego sezonu – bo ewentualne porażki doznane tej wiosny na pewno wynikną z jesiennego przeciążenia piłkarzy. Ale na razie, jak mawiają Hiszpanie – pinta bien, czyli rokowania są dobre.

Różne reakcje

Na pozór reakcje szefów Realu i Atletico na decyzję FIFA są podobne. Jednak gdy zagłębić się w detale, widać istotne różnice. Na pierwszy rzut oka w obu madryckich klubach panuje rozgłaszane na lewo i prawo przekonanie, że kara jest niesłuszna i zostanie anulowana w pierwszej instancji odwoławczej. Jednak o ile dziennikarze „Marki” piszący o Realu pałają świętym oburzeniem, o tyle zajmujący się na co dzień Atletico Alberto Barbero napisał, że w tym klubie jest to tylko działanie na pokaz, bo nikt nie wierzy w to, że cokolwiek da się ugrać poza odroczeniem. W każdym razie Real i Atletico nie zamierzają oczywiście na razie płacić grzywny – 900 tysięcy franków szwajcarskich Real, 360 tysięcy – Atletico.

Atletico zrezygnowało z wielkiej medialnej kampanii mającej przekonać opinię publiczną o niewinności klubu. Natomiast władze Realu podkreślają odmienność przypadków pozyskiwania zawodników do słynnej La Fabrica od procederu, który uprawiała Barca, ściągając utalentowanych młodzieńców do La Masii. W oświadczeniu wydanym przez klub z Concha Espina mówi się, że Real nie naruszał słynnego artykułu 19 przepisów transferowych FIFA mówiącego o ochronie nieletnich piłkarzy i klubów, które ich wychowały (według światowych władz Real i Atletico naruszyły artykuły 5, 9, 19 i 19 bis przepisów dotyczących statusu i transferów piłkarzy). Linia obrony Realu będzie dążyła do udowodnienia, że przypadki wszystkich piłkarzy, w których FIFA dopatrzyła się nieprawidłowości (zbadała 39) są identyczne z casusem synów Zinedine’a Zidane’a. Tak, tak – Enzo i Luca też znaleźli się na czarnej liście. Czyli: wszyscy zmienili jako dzieci klub na Real w związku z przenosinami ich rodziców do Madrytu z powodów niezwiązanych z futbolowymi karierami pociech. No to ciekawe, jak zostanie to udowodnione na przykład w przypadku, weźmy pierwszy z brzegu, Wenezuelczyka Fernando Maciasa?

Ponadto zostało ogłoszone, że w odróżnieniu od przypadku Barcelony, w której grali bądź trenowali zawodnicy nie zarejestrowani przez RFEF, wszystkie ruchy transferowe Realu zyskały aprobatę lokalnej i krajowej federacji, która przyjęła zgłoszenia zawodników (czy zatem i ona zostanie ukarana przez FIFA jeśli zostanie udowodnione, że sankcjonowała nieprawidłowości?). To zapewne będzie argument koronny podczas zbijania dowodów winy – skoro federacja nie widziała felerów, znaczy, że ich nie było.

Zwraca też w postępowaniu Realu uwagę inna retoryka, niż ta, do której dwa lata temu odwoływała się Barcelona. Otóż o ile z Katalonii dochodziły wówczas głosy skrajnego oburzenia, tezy o spisku FIFA wymierzonym przeciwko Barcelonie, by skończyć z jej dominacją w światowym futbolu, o tyle Los Blancos używają odmiennego języka, mówiąc jedynie o pomyłce, która szybko zostanie naprawiona. Na Santiago Bernabeu nikt nie chce ze światową centralą wojować; uznano, że lepsze owoce przyniesie potulność i udawanie głupiego. Dodajmy, że szefem operacji jest będący prawą ręką Florentino Pereza dyrektor generalny Jose Angel Sanchez, a za szczegóły strategii odpowiada szef działu prawnego Javier Lopez Farre.

Atletico ostrzej traktuje FIFA, bliżej mu do retoryki Barcelony sprzed dwóch lat, niż dzisiejszej Realu. W oficjalnym komunikacie padają słowa o „wielkiej niesprawiedliwości”, „krzywdzącej decyzji”, „stuprocentowej niewinności” oraz zarzut, że oficjalna sankcja wyroku sformułowana jest w bardzo niejasny sposób i zdaniem prawników klubu nie wskazuje otwarcie, o co chodzi, za co została nałożona kara. Enrique Cerezo bardziej pragnie konfrontacji ze światową centralą niż Perez. Dziwne? Skoro nie liczy na ułaskawienie, mniej się ceregieli – tak można chyba skwitować jego postępowanie.

Większy kłopot Realu

Warto zastanowić się, jak wygląda obecna sytuacja kadrowa Realu i Atletico; dopiero w odniesieniu do niej można ocenić jak dolegliwą jest kara zakazu transferów. Zakładamy tu oczywiście, że wydarzenia potoczą się jednak inaczej niż w przypadku Barcy i oba kluby nie mogłyby kupować piłkarzy latem 2016 roku.

Z pewnością bardziej ucierpiałby na tym Real. W głowie Pereza coraz mocniej bowiem dojrzewa myśl o tym, że konieczna jest gruntowna przebudowa kadry. Siedem lat z takimi piłkarzami jak Karim Benzema, a nawet Cristiano Ronaldo to dużo. Opatrzyli się, nie rokują dobrze (CR wkrótce będzie miał 31 lat), trzeba zatrudnić nowe gwiazdy, nowych liderów. Na chwilę obecną najmocniejszymi kandydatami do zastąpienia tych dwóch asów są Eden Hazard jako lewoskrzydłowy oraz Robert Lewandowski jako środkowy napastnik, choć Lewemu rośnie wielki (a młodszy) konkurent w osobie Antoine Griezmanna z Atletico. Być może niekorzystnie zweryfikowani zostaną niebawem także Sergio Ramos, Pepe, Toni Kroos, James Rodriguez, Isco. Do momentu ogłoszenia kary zanosiło się w każdym razie na duży ruch latem w białym interesie. Gdyby nie można było zmian dokonać, Real skazany zostałby na cały następny sezon na zawodników, którym nie do końca się ufa. A w dodatku czuliby się oni panami sytuacji. To niezdrowe.

Inaczej w Atletico. Można sądzić, że choć nigdy tego oficjalnie nie powie – Diego Simeone nie miałby nic przeciwko, gdyby przez rok nie mógł nikogo kupować. Oznaczałoby to bowiem, że nikt też nie otrzyma zgody na odejście. A to jest w tej chwili (i zawsze była) największa troska Cholo – polowanie, jakie na jego gwiazdy urządzają sobie możniejsi. Zawsze znajdował następców. Jednak jeśli, dla przykładu, Falcao został podmieniony przez Diego Costę, a ten zaś przez Griezmanna z pożytkiem dla zespołu, to teraz z pewnością nie udałoby się znaleźć atakującego lepszego od Francuza. Podobnie na innych pozycjach. Simeone bardziej niż cieszy wzrastająca zamożność klubu i gotowość szefów do kupowania nietanich zawodników, martwi to, że stale istnieje ryzyko, iż odejdą Koke, Jan Oblak, Jose Maria Gimenez, Diego Godin… Zapewne o niczym bardziej nie marzy, niż o tym, by móc z nimi spokojnie popracować przez półtora roku. Zresztą, on się w ogóle takimi sprawami nie przejmuje. – Mam jutro mecz, nie pytajcie mnie o karę. To należy do władz klubu. Dopóki sankcja nie zostanie nieodwołalnie zatwierdzona, nie zamierzam o niej myśleć – powiedział w sobotę.

W najgorszym razie Real i Atletico będą mogły uzupełnić kadry zawodnikami, którzy obecnie grają w innych klubach jako wypożyczeni. Ich listę prezentujemy w ramce. Trzeba przyznać, że Atletico ma w kim wybierać, natomiast Real – nie bardzo. Każdemu z przedstawionych umowa o cesji kończy się w czerwcu 2016 roku więc bez kłopotu może wrócić. To ważne, bo wypożyczony na dwa lata przez Barcelonę Denis Suarez nie mógł wrócić do niej po roku. Sankcja FIFA obejmuje także takie przypadki, jak Alvaro Moraty. Ten napastnik został sprzedany do Juventusu Turyn, ale Real zagwarantował sobie prawo odkupienia go latem 2016 roku za trzydzieści milionów euro. Skorzystanie z tej opcji nie będzie dozwolone.

Mniejsza strata to zysk

Kara FIFA dotyczy nie tylko klubów, ale również samych zawodników. Otóż ci, którzy podjęli treningi w Realu i Atletico przy złamaniu przepisów, nie będą mogli wystąpić w żadnym meczu do dnia osiemnastych urodzin (w Barcelonie ostatnio celebrowano osiągnięcie dorosłości przez pewnego Koreańczyka, którego casus najbardziej przyczynił się do nałożenia na nią sankcji dwa lata temu). Konsekwencje poniosą nie tylko pierwsze zespoły, ale również rezerwowe. Być może z tego właśnie wynika ostatnia aktywność transferowa filii Realu – Castilii. Natomiast w żadnym wypadku nie dotyczy trenerów – oba kluby chcąc zmienić szkoleniowca, będą mogły zapłacić odszkodowanie klubowi nowego za zerwanie przezeń kontraktu itp. Tym jednak w żadnym z klubów nikt się nie zajmuje, bo oba są zadowolone z obecnych fachowców.

Mniejszy, większy, złowieszczy, błogosławiony – tak czy owak oba kluby z Madrytu mają problem. A Barca się cieszy. Sama wyszła z zakrętu bez szwanku, a teraz liczy, że goniący ją rywale i owszem się wywrócą, wypadną z trasy. Dyrektor klubu z Camp Nou Javier Bordas powiedział: – Jeśli my musieliśmy odbyć karę, liczę, że i z Realu oraz Atletico nie zostanie ona teraz zdjęta… Inny, Toni Freixa dodał: – Dziś mogę przyznać, że Barcelona popełniła błędy, sprowadzając nowych graczy. Głoszona wtedy przez nas teoria o mano negra (w tłumaczeniu dosłownym: czarnej ręce, a w przenośnym – spisku) FIFA nie miała podstaw. Kara nam się należała. A teraz należy się naszym rywalom…

Przypomina się stary kawał o złotej rybce, która zgodziła się spełnić trzy życzenia rybaka pod warunkiem, że sąsiad zostanie obdarowany podwójnie. I żeby mi uschła jedna ręka – brzmiało ostatnie. Tak myśli Barca o obu madryckich rywalach, a i władze Atletico pewnie kombinują, że skoro na karze bardziej ucierpi Real, niż ich klub, może niech już zostanie utrzymana dla obu…

Leszek Orłowski

Artykuł ukazał się również w najnowszym numerze tygodnika „Piłka Nożna”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024