– Kreuje się coś, czego nie widziałem wcześniej – mówi Zbigniew Boniek po dwóch spotkaniach drużyny Jerzego Brzęczka w kwalifikacjach mistrzostw Europy 2020. Nie wszystko jednak w grze biało-czerwonych wyglądało optymistycznie.
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Podobało się to, co zobaczył pan w meczach z Austrią i Łotwą? – Oczywiście! Podobało mi się wszystko, co widziałem w reprezentacji Polski. Aczkolwiek drużyna narodowa to nigdy nie jest projekt skończony. Trzeba umieć nią żyć, patrzeć na nią z innej perspektywy. To nie jest klub – mówi Boniek. – Słyszę głosy: wygrali, ale nie mieli stylu. Styl to może mieć drużyna, która spotyka się sześć razy w tygodniu, wspólnie trenuje, pracuje nad taktyką, a nie raz na dwa, trzy miesiące. Prawie wszystkie reprezentacje na świecie grają umiejętnościami zawodników. Najlepsi są ci, którzy do wyszkolenia dodają silną mentalność i potrafią realizować taktykę dobraną przez trenera.
– Na przykład reprezentacja Niemiec miała styl, było wiadomo jak ta drużyna chce grać. – W poprzednim roku obrońca tytułu mistrza świata nie wyszedł z grupy na mundialu, w meczach Ligi Narodów też nie wyglądali dobrze. Co tu porównywać, skoro mówimy o drużynie z innym potencjałem? Jakbyśmy zrobili to samo, co Niemcy w 2018 roku, to by nas porozwieszano na drzewach. Pomijając to – Niemcy mają więcej jakości, innych piłkarzy, są od nas lepsi. Pozwala im to na inną grę? Mnie się wydaje, że pozwala. A mimo tego na mundialu nie wyszli z grupy. A u nas ciągle oczekujemy, że odpowiedzialni za brak awansu reprezentacji Polski z grupy w finałach mistrzostw świata w biały dzień pod Pałacem Kultury i Nauki wbiją sobie noże w serca! Pan mnie pyta, czy mi się mecze z Austrią i Łotwą podobały, a ja słyszę to nie wypowiedziane „no niby mamy sześć punktów, ale…”.
(…)
– A Piotr Zieliński zagrał dobrze czy źle? – Bez wątpienia był jednym z najlepszych piłkarzy w obydwu meczach. W Austrii w pierwszej połowie był jedynym zawodnikiem, grającym często w pionie, czyli ruchem z piłką bądź podaniami zdobywał teren. Do tego nie bał się dryblingu, stwarzał przewagę liczebną. Z kolei o meczu z Łotwą mogę powiedzieć tyle – chciałbym mieć w tym spotkaniu w drugiej linii trzech Zielińskich. Więcej, gdybyśmy mieli możliwość Piotrka sklonować i wystawiać trzech Zielińskich w drugiej linii, moglibyśmy myśleć o wielkich wynikach reprezentacji Polski.
– Jeśli Zielińskiego uznamy jednym z najlepszych naszych zawodników w meczu z Łotwą, wyjdzie na to, że nie za bardzo mamy się czym chwalić po tym spotkaniu. – A ktoś się chwali?
– Chwali się to może złe sformułowanie, generalnie jednak przekaz budujecie taki, że zespół Brzęczka z Łotwą zagrał dobrze. – Cieszę się, że wygraliśmy dwa mecze, jestem usatysfakcjonowany, nie płaczę. Niczym się jednak nie chwalę. Ani jeśli chodzi o występy reprezentacji, ani jeśli chodzi o inne tematy, nad którymi pracujemy w PZPN. Po prostu mówimy jak jest. Poza tym, gdybyśmy zagrali dwa fantastyczne dla oka mecze, a oba przegralibyśmy 2:3, byłby pan usatysfakcjonowany? Ja nie.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (14/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”