Premier League też może być nudna
Zaimponować nowym szkoleniowcom. Takie zadanie stało dziś przed piłkarzami Evertonu i Arsenalu. Carlo Ancelotti i Mikel Arteta będą mieli mnóstwo pracy, aby wyprowadzić swoje drużyny na prostą. To, co The Toffees i Kanonierzy pokazali na Goodison Park wypadałoby tylko przemilczeć, bo mecz przypominał raczej jedno z najsłabszych widowisk w lidze polskiej, a nie w Premier League.
Wczoraj Kanonierzy potwierdzili zakontraktowanie Mikela Artety, dziś The Toffees ogłosili zatrudnienie Carlo Ancelottiego. I choć w trakcie starcia obu drużyn zarówno jeden, jak i drugi zasiedli tylko na trybunach, odziedziczeni przez nich zawodnicy chcieli, a przynajmniej powinni chcieć, zaimponować nowym miotłom. Była to również ostatnia szansa dla Duncana Fergusona oraz Freddiego Ljungberga, by udowodnić swoją wartość w roli tymczasowych menedżerów.
W pierwszej części gry – żadnej. No, chyba, że Ancelottiemu przypadła do gustu determinacja Lucasa Digne, który mimo krwawiącego nosa, nie opuścił murawy. Poza tym, ani pod bramką Leno, ani tym bardziej w polu karnym Pickforda zbyt wiele się nie działo. Kanonierzy pierwszy strzał oddali dopiero w 44. minucie! Ostatni raz tak długo na pierwsze uderzenie czekali w… 2015 roku. W zasadzie była to jedyna groźna sytuacja, jaką obejrzeliśmy w tym spotkaniu, ale Martinelli uderzył daleko obok słupka.
Na Goodison Park nie działo się w zasadzie nic ciekawego. Jedyne emocje, jakie zawodnicy dostarczyli kibicom, pojawiły się dopiero w okolicach 70. minuty, kiedy arbiter musiał sprawdzić na wideo, czy nie było przewinienia w polu karnym Arsenalu. Ostatecznie sędzia faulu się nie dopatrzył.
Premier League po raz pierwszy od bardzo dawna pokazała, że może być jak często polska Ekstraklasa, czyli nudna. Ancelotti i Arteta zdają sobie sprawę, że czeka ich mnóstwo pracy, aby przywrócić swoje ekipy na właściwe tory.
pgol, PilkaNozna.pl