Pożegnanie z selekcjonerem
Po 50 meczach ze stanowiska odchodzi Adam Nawałka. Odchodzi selekcjoner, który żadnego pucharu nie zdobył, do osiągnięć Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka nie nawiązał, ale który wygrał dwukrotnie eliminacje dużych turniejów i pokonał Niemców, który był o włos od medalu mistrzostw Europy, ale też poległ na końcu w stylu, jakiego nikt po nim i jego drużynie się nie spodziewał. Dlatego odchodzi.
ZBIGNIEW MUCHA
Decyzję o tym ogłoszono w ubiegły wtorek. Popłynęły zewsząd skądinąd zasłużone słowa podziękowania za lata wytężonej pracy. Wcześniej padały zarzuty kompromitacji, bezradności, szamotania się, braku przejrzystej koncepcji, rozpaczliwych prób ratowania czegokolwiek. Dziś, po sympatycznym pożegnaniu, jakby wszystko co złe było powoli wypierane ze świadomości i wspierane trelem, że może jednak nie, że może za szybko, że poczekajmy, że nie ma nikogo lepszego…
(…)
KARYKATURA DRUŻYNY, JAKĄ ZNALIŚMY
Perfekcjonista w pracy, który dbałość o szczegóły wyniósł do miary wcześniej niespotykanej. Tytan pracy, który tego samego wymagał od swoich współpracowników. Uwielbiany, choć zamknięty w swoim świecie. Kolejne eliminacje również przeszedł triumfalnie, z pięciopunktową przewagą nad drugą w tabeli Danią, tyle że na wizerunku reprezentacji pojawiały się pierwsze rysy. Wielu kibiców (dziennikarzy, ekspertów – także) uległo mirażowi, że oto mamy do czynienia z wielką drużyną, która po każdym potknięciu potrafi odzyskać równowagę. Tak było po remisie z Kazachstanem, po alkoholowej aferze w hotelu, po męczarniach z Armenią i wreszcie po potwornym ciosie zainkasowanym w Kopenhadze.
To były sygnały ostrzegawcze, rachunek został wystawiony już na mundialu. W meczu z Senegalem i Kolumbią reprezentacja Polski to była niestety karykatura drużyny, którą pamiętaliśmy z najlepszych momentów kwalifikacji. Mimo zawziętego testowania przed turniejem ustawienia z trójką obrońców, na inaugurację nie tylko wybiegliśmy starym systemem, ale też starą gwardią, która wcześniej nie zawodziła, ale teraz okazała się nieudolna do bólu. A potem było jeszcze gorzej; paniczne zmiany składu i taktyki zaowocowały rozbiciem przez Kolumbię. Mistrzostwa przerosły trenera, który na domiar złego starał się być konsekwentny w zeznaniach, w związku z czym utrzymywał, że zespół został należycie przygotowany, a zadecydowały zwyczajnie mniejsze umiejętności indywidualne. Po dwóch porażkach w kiepskim stylu selekcjoner nie zdobył się na samokrytykę, co musiało niepokoić. Dopiero po powrocie z mundialu, w Warszawie, przyznał się do błędów personalnych: – Nie osiągnęliśmy zakładanego celu i w bardzo krytyczny sposób podchodzę do tego, co się wydarzyło. Zdaję sobie sprawę, że nie spełniliśmy oczekiwań i biorę pełną odpowiedzialność na siebie.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM NUMERZE (28/2018) TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”