Po Niemcy – Polska: Bitwa przegrana, jedziemy dalej
Zgodnie z oczekiwaniami reprezentacja Polski przegrała we Frankfurcie z Niemcami. No dobra informacja to nie jest. Niektórzy próbowali pompować balon i mówić, że wcale tak być nie musi, że drużyna Nawałki będzie w stanie wyrwać w Niemczech choćby punkt. Nie była, ale wcale tak dużo do tego nie brakowało. I pamiętajmy, rzuciliśmy wyzwanie mistrzom świata, a nie – z całym szacunkiem – Szkotom czy Irlandczykom. Graliśmy z najlepszymi z najlepszych i nie musimy się wstydzić postawy naszego zespołu.
Zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy to paradoksalnie straciliśmy więcej bramek. Potwierdziło się po prostu, że Joachim Loew jest trenerem wybitnym i nakazał swojej drużynie jednym szybkim podaniem przenosić grę na lewe skrzydło, najlepiej po odzyskaniu piłki, zanim Polacy zdążą ustawić się do obrony. I rzeczywiście Łukasz Piszczek został dwa razy wsadzony na karuzelę, ze swojej winy, ale także dlatego, że nikt mu nie pomagał, a Niemcy dbali, żeby w tym rejonie pojawiało się ich dwóch lub trzech do rozegrania. Nim Nawałka się połapał, było 0:2.
Na pewno za chwilę wszyscy jak jeden mąż będą powtarzać, że Nawałka ma wielkie jaja, bo nie bał się wystawić na lewej stronie obrony Macieja Rybusa. Ja tego tak nie widzę. To nie były jaja, to była chłodna kalkulacja. Skoro nie ma lewego obrońcy, muszę go wymyślić, a gdzie go najlepiej poddać testowi jeśli nie w meczu z mistrzami świata, który chcę, ale nie muszę wygrać? Niech uczy się pływać na głębokiej wodzie, spotkanie z żadnym innym rywalem z naszej grupy eliminacyjnej nie mogłoby dać miarodajnej oceny czy Rybus sobie poradzi. Ewentualnie tylko czy sobie nie poradzi. Nawałka wsadził piłkarza Tereka Grozny na wysokiego konia i co najważniejsze – Rybus z niego nie spadł. Mało go było w ofensywie, ale w takim meczu trudno, żeby często był, natomiast jeśli chodzi o grę do tytułu – w moim przekonaniu zdał egzamin. Zawsze był na miejscu, nie był ogrywany, a teraz jeszcze jest sprawdzony na tle mistrzów świata. Z gorszych informacji, potwierdziło się, że dla Krzysztofa Mączyńskiego to trochę za wysoki poziom. Ze słabszym rywalem sobie poradzi, z mocnym – ja go nie widziałem w grze prawie w ogóle.
Pierwszą połowę oglądało się znakomicie, także dlatego, że nie baliśmy się, szukaliśmy bramki, nie złamały nas nawet dwie stracone. Piłka łatwo przechodziła przez jedną i drugą linię pomocy, Niemcy nie grali jak Niemcy – widać było, że zabolała ich porażka w Warszawie, chcieli nam zrobić dużą krzywdę, rzucili się do przodu. W drugiej Loew widowisko zabił, Niemcy już nie szukali goli szybkich, tylko postawili na długie trzymanie piłki i szybkie kasowanie naszych wyjść z kontrą. Tu zabrakło po prostu naszym zawodnikom jakości – ale nie jakości w ogóle, ale jakości w porównaniu z Niemcami, przypomnę raz jeszcze: mistrzami świata.
Tę bitwę przegraliśmy, ale jedziemy dalej. Mistrzostwa Europy nie zdobędziemy, ale na turnieju we Francji zagrać po prostu musimy. Nawałka po pierwsze zbudował odważny zespół. A po drugie zespół, którego potencjał umie wykorzystać i potrafi dołożyć do niego coś od siebie vide Rybus. A że nie wystarczyło to na Niemców? A komu by wystarczyło?
Debiutował w 2012 roku, a teraz wróci do reprezentacji? „Jest w bardzo dobrej formie”
Jan Urban za kilka tygodni będzie musiał rozesłać swoje pierwsze powołanie w selekcjonerskiej karierze. W mediach pojawiła się ciekawa kandydatura jednego z graczy.