Piorunujący finisz i nokaut Liverpoolu
Cóż to było za spotkanie. Liverpool przez kilkadziesiąt minut kontrolował przebieg wyjazdowego starcia z Leicester City, by w końcówce dać sobie strzelić trzy gole i przegrać na King Power Stadium (1:3).
Piorunujący finisz zapewnił Lisom ważne zwycięstwo (fot. Reuters)
– Moim zdaniem, Liverpool jest złym mistrzem – grzmiał po dotkliwej porażce The Reds z Manchesterem City Roy Keane. Irlandczyk słynie z niewyparzonego języka i dostarczania rozrywki kosztem merytoryki. O ile jego osąd i tym razem był przesadzony, o tyle trudno nie zgodzić się z tym, że drużyna Juergena Kloppa zaliczyła spory regres. Wyniki i tabela nie kłamią.
Nie oszukuje również obraz gry. Liverpool od dłuższego czasu prezentuje się poniżej standardów, do których przyzwyczaił. Biorąc pod uwagę plagę kontuzji, to naturalne. Ale niedosyt jest.
W pierwszej połowie rywalizacji z Lisami The Reds nie wyglądali jednak na złego mistrza. Czy na dobrego – kwestia dyskusyjna. Na pewno na grającego intensywnie oraz nieskutecznie. Trzy bardzo dobre sytuacje na otwarcie wyniku zmarnował Mohamed Salah. Goście mogli więc udać się do szatni prowadząc, ale mogli też przegrywać. Tyle samo okazji, co wspomniany wyżej Egipcjanin, zmarnotrawił bowiem Jamie Vardy. Po jednym ze strzałów Anglika piłka dotknęła poprzeczki.
W 57. minucie futbolówka odbiła się od tej samej części bramki, lecz wówczas za uderzenie – bezpośrednio z rzutu wolnego – odpowiadał Trent Alexander-Arnold. Kasper Schmeichel skapitulował dopiero w minucie numer 67. Na listę strzelców wpisał się Salah, widowiskową asystę ruletą zaliczył Roberto Firmino.
Gospodarze broni nie złożyli i zaatakowali nieco odważniej. Przy niestabilnej obronie Liverpoolu wystarczyło z kolei nacisnąć nieco mocniej, by bramki się posypały. Najpierw świetnie z wolnego przymierzył James Maddison, a kilka minut po jego trafieniu brzemienny w skutkach błąd popełnił Alisson do spółki z Ozanem Kabakiem, dzięki czemu Jamie Vardy mógł popędził z piłką i dobić ją do pustej bramki.
To jednak wciąż nie był koniec. Znokautowani goście nie byli w stanie zareagować i kilka chwil później przyjęli trzeci cios, po którym – stosując bokserską terminologię – sędzia powinien przerwać zawody. W 85. minucie wypuszczony na pozycję został Harvey Barnes, który wykorzystał kolejny błąd Kabaka i będąc sam na sam z bramkarzem podwyższył prowadzenie Lisów.
Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i po końcowym gwizdku to piłkarze Leicester mogli się cieszyć ze zwycięstwa.
gar, sar, PiłkaNożna.pl