Piłkarz, który był blisko gangu
W młodości był bliski dołączenia do jednego z londyńskich gangów. Szczęśliwie tego uniknął. Michail Antonio dojrzał późno, ale jak widać w wieku 30 lat także można zrobić karierę w futbolu.
Takie mecze jak ten wyjazdowy z Norwich zdarzają się bardzo rzadko. Kiedy jedni grają z wiatrem, a drudzy potykają się o własne nogi. Właśnie te sprzyjające okoliczności wykorzystał Antonio, który zawsze był tam, gdzie być powinien i czterokrotnie trafił do siatki rywala, zapisując się tym samym na kartach historii ligi angielskiej. Napastnik West Hamu stał się zawodnikiem nr 27, któremu w jednym spotkaniu udało się zdobyć cztery gole. Przed nim sztuki tej dokonywali m.in. Thierry Henry, Alan Shearer, Robbie Fowler czy Frank Lampard.
Stał się on również dziewiątym w historii organizacji, który zdobył cztery gole w spotkaniu wyjazdowym i pierwszym w dziejach West Hamu od 1981 roku, który dokonał czegoś takiego. Do tej pory kibice Młotów mogli z łezką w oku wspominać Davida Crossa, a od jakiegoś czasu mają nowego bohatera.
Dlaczego jednak Michail Antonio odpalił tak nagle? Skąd wzięła się jego wielka forma po pandemicznej przerwie? Czy to kwestia ślepego losu i przypadku? Nic bardziej mylnego. Ojcem chrzestnym rozkwitu piłkarza urodzonego w Wandsworth jest David Moyes i jego decyzja o tym, by przesunąć swojego skrzydłowego na pozycję snajpera. Mowa o kolejnym podejściu, ponieważ taki sam wariant Szkot zastosował w przypadku Marko Arnautovica w trakcie swojej pierwszej kadencji w West Hamie. Austriak przed przyjściem nowego menedżera zawodził na całej linii, a za Moyesa grał jak z nut, ale już właśnie jako napastnik, a nie piłkarz operujący na boku boiska – w 65 meczach na dziewiątce Arnautovic zdobył 22 gole, a podczas trzynastu jako skrzydłowy nie trafił do siatki rywali ani razu.
Skoro więc manewr powiódł się raz, to dlaczego miałby nie przynieść efektu ponownie? Osobną kwestią jest fakt, że menedżer Młotów nie miał wielkiego wyboru, ponieważ w obliczu kontuzji Sebastiena Hallera i zaglądającego w oczy widma spadku, po prostu musiał postawić na pewniaka. Trafił idealnie. Grający wcześniej na skrzydle Antonio wyprodukował do momentu przymusowej pauzy łącznie dwa gole. Po restarcie zdobył ich już sześć, co jest najlepszym wynikiem w całej lidze za dany okres. Oprócz czterech trafień przeciwko Norwich, piłkarz dorzucił jeszcze po golu z Chelsea (plus asysta), Newcastle i Watford. To prawdziwy renesans formy Anglika, szczególnie, gdy spojrzy się na jego wyniki strzeleckie w poprzednich sezonach. W tym Antonio ma szansę, by osiągnąć w lidze dwucyfrowy wynik po stronie bramek, a ostatni raz podobna sztuka przytrafiła mu się w kampanii 2014-15, kiedy to jeszcze jako zawodnik Nottingham Forest zdobył na poziomie Championship 14 goli. Od tego czasu, już w West Hamie zdobywał odpowiednio 8, 8, 3 i 6 bramek w rozgrywkach ligowych.
Kibice na London Stadium mają teraz ból głowy. Z jednej bowiem strony chcą, by Haller wrócił jak najszybciej do gry i wzmocnił zespół, dając dużo większe pole manewru menedżerowi, a z drugiej – obawiają się zmiany ustawienia i ponownego przesunięcia Michaila Antonio na skrzydło, gdzie – chociaż jest to jego nominalna pozycja – daje drużynie zdecydowanie mniej. Moyes zdaje się jednak tym wszystkim nie przejmować.
– Ileż to już razy słyszałem, że to zawodnik do gry na skrzydle i nie mówię, że tam się nie sprawdza. Gdybyście jednak go zapytali, to powie wam, że dużo więcej radości daje mu gra z przodu – przyznał Szkot, cytowany przez The Athletic.
Ten jeden ruch menedżera, który dostrzegł w swoim podopiecznym coś, czego nie widzieli inni, sprawił, że stawia się go dziś w szeregu najlepszych w lidze. To rzecz jasna duże uproszczenie, jednak dla Antonio, który jeszcze do niedawna był tylko i wyłącznie gwiazdą prasy kolorowej, to ogromny przeskok.
Świeżo pasowany napastnik West Hamu udowodnił, że w lidze angielskiej do głosu mogą dochodzić także ci, którzy mają już na karku minimum 30 wiosen. Piłka nożna zna oczywiście przypadki późnych karier, pokazujących się i znikających meteorytów, a także krótkich wybuchów. Czy Antonio zostanie tak właśnie sklasyfikowany? Wydaje się, że to jest właśnie jego moment i musi go wykorzystać. Do tej pory szersza publiczność kojarzyła go głównie ze zdjęć w „The Sun” czy innych bulwarówkach, tak jak wtedy, gdy przed rokiem rozbił swoje luksusowe lamborghini, parkując w ogródku na posesji jednego z sąsiadów.
Czasy ekscesów odchodzą powoli do lamusa. Zdaje się to potwierdzać nie tylko forma sportowa, ale i zdolności przywódcze, których pokłady odkrył w ostatnich tygodniach. Równie dobrze jest na płaszczyźnie osobistej. Znający trudy twardego wychowania w dzielnicy, która nie cieszyła się zbyt dobrą renomą Anglik poświęca każdą wolną chwilę dzieciom. Po spełnieniu swoich piłkarskich obowiązków siada z nimi do lekcji i z powodu pandemii zastępuje szkołę – To bardzo trudne zadanie. Teraz już wiem, jak wiele zawdzięczamy nauczycielom – wyznał podczas wywiadu dla strony klubowej.
Przypadek Anglika jest romantyczny w świecie zmaterializowanego futbolu. Będąc nastolatkiem o mały włos nie dał sobie spokoju z piłką i nie poszedł szukać łatwego zarobku u niebezpiecznych ludzi, by kręcić z nimi szemrane interesy. Niewielu w niego wierzyło, ale on się nie poddał i jak sam przyznał w trakcie rozmowy z BBC, dziś, po tak wielu latach, w końcu zbiera tego plony. Czy kolejnym etapem będzie nowy kontrakt? Jeśli tak, to właśnie położył na stół mocną kartę przetargową, której West Ham nie może zlekceważyć. Lider Młotów może ma już 30 lat, ale w takiej formie bez problemu znajdzie pracodawcę, który zapłaci mu więcej niż 70 tysięcy funtów tygodniowo.
GRZEGORZ GARBACIK
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 29/2020)